Pod koniec ub. roku dowiedzieliśmy się, że obóz partii rządzącej szykuje dla rolników Kodeks rolny.

Zaproponowane przez braci Wojciechowskich nowe prawo, spotkało się – jak się można było tego spodziewać - z przychylnością środowiska rolniczego.

I nie ma się co dziwić, w projekcie znalazło się wiele rozwiązań sprzyjających rolnikom, dotyczących np. ograniczenia w nabywaniu ziemi przez nierolników, jak też ochrony gospodarstw przed egzekucją komorniczą czy wtargnięciami organizacji broniących praw zwierząt na podwórka, do chlewni czy obór.

Gospodarze chcieliby jeszcze więcej

Rolnicy chcieliby ich jeszcze więcej. Jeden z nich, Łukasz Sawicki opublikował w sieci film, gdzie wyłuszcza konkretnie, dlaczego jego zdaniem warto powalczyć o nowe zapisy w Kodeksie rolnym i o co mu szczegółowo chodzi. Proponuje na przykład, by w sytuacji, gdy wynik kontroli jakiegokolwiek urzędu lub instytucji był negatywny i stwierdzono nieprawidłowości, Kodeks rolny gwarantował rolnikowi przede wszystkim możliwość usunięcia nieprawidłowości w gospodarstwie - a nie od razu konieczność zapłacenia kary. - Dopiero, gdy ponowna kontrola wykaże takie same nieprawidłowości, instytucje mogłyby mieć prawo nałożenia kary finansowej lub mandatu - sugeruje rolnik.

Sawicki chciałby też, aby zakazać instytucjom państwowym i kontrolującym wstrzymywana lub opóźniania całych płatności ze względu na możliwość zachwiania płynnością finansową gospodarstw. - Natomiast uważam, że mogłaby być możliwość wstrzymania lub opóźnienia jedynie tej części, która opiewa na wysokość ewentualnej kary finansowej, nie więcej - proponuje.

Jego zdaniem, w przypadku kontroli spowodowanej powtarzającym się więcej niż dwukrotnie nieuzasadnionym “donosem” sąsiedzkim od tej samej osoby, poszkodowany rolnik powinien mieć prawo żądać odstąpienia organów kontroli od podejmowania czynności jedynie na podstawie informacji od tej osoby. Co więcej, w przypadku trzech i więcej nieuzasadnionych sąsiedzkich zgłoszeń do organów kontroli, instytucje państwowe powinny nałożyć grzywnę na osobę składającą nieuzasadnione zgłoszenia, ba - tego typu anonimowe zgłoszenia nie powinny być w ogóle brane pod uwagę czy procedowane.

Sawicki chciałby też, by w sytuacji, gdy w wyniku decyzji urzędniczej rolnik poniesie straty lub nałożone zostaną kary i/lub sankcje finansowe, a rozstrzygnięcie sądowe będzie na korzyść rolnika, należała mu się rekompensata od tej instytucji w wysokości trzykrotnej kary na niego nałożonej, zwrot kosztów sądowych i wydatków na prowadzenie sprawy lub jeśli rolnik wykaże, iż poniósł przez to większe straty niż trzykrotna wysokość kary, do wysokości wykazanej straty.

Kodeks to czy kiełbasa wyborcza?

Nastroje na wsi są fatalne. Partia rządząca doskonale zdaje sobie sprawę ze znaczenia elektoratu poza dużymi miastami dla utrzymania władzy jesienią. Zdaniem części obserwatorów sceny politycznej, Kodeks rolny ma po prostu zapewnić PiS głosy na wsi.

"W poprzednich wyborach parlamentarnych PiS uzyskało swój najlepszy wynik w historii: głosowało na tę partię ponad 8 mln wyborców, czyli 43,6% głosujących. To zapewniło w miarę bezpieczną większość sejmową. Przy obecnych notowaniach PiS może liczyć na 30-35%, co perspektyw na utworzenie rządu raczej nie daje. Struktura demograficzna działa na niekorzyść partii Jarosława Kaczyńskiego. Część wyborców z 2019 r. już odeszła, młodzi nie zasilą szeregów jej elektoratu. Gdzie więc szukać? Najlepiej tam, gdzie sukces jest prawdopodobny, czyli na terenach wiejskich. Stąd spotkania premiera w towarzystwie ministra rolnictwa ze związkami zawodowymi rolników, zapowiedzi reform i poprawy sytuacji na wsi. Stąd tez procedowane zmiany w kodeksie wyborczym, mające ułatwić obywatelom mieszkającym na terenach wiejskich dostęp do urn wyborczych. W tę logikę wpisuje się też Kodeks rolny (...) jako oręż w batalii o głosy na wsi" - pisze na łamach Rzeczpospolitej red. Zuzanna Dąbrowska.

I trudno jej nie przyznać racji, bowiem materia, którą ma regulować to - jak pokazują doświadczenia innych państw, które opracowały swój kodeks rolny - lata pracy tęgich, prawniczych głów, a nie kwestia procedowania około 50 artykułów przez dwa-trzy miesiące przed najbliższymi wyborami parlamentarnymi. 

Kodeks rolny to bubel prawny? 

Sami eksperci od prawa rolnego (prawnicy - agraryści) wskazują, że choć sama idea kodyfikacji przepisów w tym zakresie jest słuszna, to projekt Kodeksu rolnego - mówić oględnie - wymaga jeszcze wiele pracy. 

Przede wszystkim zarzucają mu to, że nie spełnia nawet w minimalnym stopniu specyficznych, kodyfikacyjnych wymagań konstrukcyjnych. Że koncentruje się w sumie na licznych deklaracjach politycznych; że w projekcie znalazło się wiele kazuistycznych regulacji odnoszących się do pojedynczych przypadków, tymczasem Kodeks rolny powinien być bardziej ogólny. I że generalnie powstaje od .... tyłu.

Na jednej z cyklu lubelsko-warszawskich debat o prawie rolnym, jaka miała miejsce w połowie lutego br., prof. Roman Budzinowski z Uniwersytetu w Poznaniu stwierdził, że nie wyobraża sobie, by Kodeks rolny powstawał bez udziału prawników - agrarystów, a tak to się właśnie aktualnie dzieje, co budzi co najmniej zdziwienie tego środowiska. 

Dr hab. Sławomir Patyra, prawnik i konstytucjonalista z UMCS w Lublinie nazwał w czasie debaty projekt Kodeksu wręcz "polityczną propagandą, żeby określona grupa społeczna zauważyła, kto pochyla się nad problemami rolnictwa". Zarzucił propozycji braci Wojciechowskich wprowadzanie do polskiego prawa bałaganu pojęciowego, a nawet używanie pojęć nieznanych językowi prawnemu. Uznał też zapis 14 dniowego vacatio legis, jako kuriozalny dla tak ważnego dokumentu, jakim miałby być Kodeks rolny.

Monika Król, prof. Uniwersytetu Łódzkiego podważyła zasadność powołania Rzecznika Praw Rolników, w takim kontekście jak to zostało określone w Kodeksie.

W jej ocenie, przede wszystkim nie ma powodu do mnożenia bytów prawnych w tym zakresie. Jak przypomniała, mamy w Polsce Izby Rolnicze, które z powodzeniem mogłyby taką funkcję - Rzecznika Praw Rolników - pełnić. Jak podkreśliła - Rzecznika Praw, a nie Spraw Rolników.

Prof. Paweł Czechowski z Uniwersytetu Warszawskiego nazwał Kodeks braci Wojciechowskich "tekstem o ochronie gospodarstw rodzinnych", na które to przepisy - swoją drogą - oczywiście rolnicy czekają. Ale na pewno nie jest to Kodeks rolny jakiego by oczekiwał.  W jego ocenie zaprezentowany projekt Kodeksu to idea ciekawa, ale dopiero wstęp do zbudowania właściwych przepisów.

W podobnym tonie wypowiedział się dr Marek Stańko z Uniwersytetu Śląskiego. - Kodeks chroni tylko rolników indywidualnych i gospodarstwa rodzinne, a to nie powinno być istotą Kodeksu jako takiego - stwierdził w czasie debaty.

Prof. Adam Doliwa z Uniwersytetu w Białymstoku stwierdził, że Kodeks wchodzi wprost w kolizję z aktualnymi przepisami prawa cywilnego, a także z przepisami Konstytucji, w zakresie na przykład rekompensat za wywłaszczanie.

Wg dr hab. Pawła Blajera z Uniwersytetu Jagiellońskiego, gdyby proponowane zapisy Kodeksu weszły w życie już teraz, zablokowałyby totalnie obrót nieruchomościami rolnymi w kraju. Podobnego zdania był dr hab. Adam Niewiadomski z Uniwersytetu Warszawskiego, który stwierdził, że zgodnie z aktualnymi zapisami Kodeksu - obecna ustawa o kształtowaniu ustroju rolnego kompletnie straciłaby rację bytu. - Kodeks wyraźnie ogranicza nabywanie nieruchomości w Polsce - zauważył dr Niewiadomski - oraz stwarza ogromny problem z dziedziczeniem. Zmusza bowiem takie osoby, jak np. policjant czy lekarz, które też mogą odziedziczyć nieruchomość rolną, do "przekształcenia się" w rolnika, bo - zgodnie z Kodeksem - tylko rolnicy mogą dziedziczyć nieruchomości rolne.

Na nieuzasadnione uprzywilejowanie rolników w Kodeksie rolnym wobec innych grup społecznych zwróciła uwagę w czasie debaty dr Monika Żuchowska-Grzywacz z Uniwersytetu w Radomiu. Jej zdaniem szczególnie kontrowersyjny jest w tym kontekście zapis o gwarancji rekompensaty za nieopłaconą przez nieuczciwego kontrahenta produkcję.

Dr Paweł Gała z Uniwersytetu Śląskiego zwrócił uwagę na to, że Kodeks rolny przyznaje prawo do kontroli gospodarstw tylko urzędom. Tymczasem na przykład kontrole w zakresie przestrzegania prawa dotyczącego odstępstw rolnych prowadzą organizacje prywatne. - W ten sposób Kodeks rolny przyczyni się do tego, że polscy rolnicy uznają, że teraz już wszystko im wolno i mogą w sposób nieograniczony korzystać z cudzej własności intelektualnej - przestrzegał.

Dr Adam Lasek, komornik sądowy zasygnalizował natomiast, że zapisy Kodeksu dotyczące wyłączeń majątkowych mogą z powrotem przyczynić się do tego, że rolnicy nie będą mogli wziąć kredytu.

"Psy szczekają, a karawana idzie dalej"

Jak uwagi prawników - agrarystów przyjął przysłuchujący się dyskusji Grzegorz Wojciechowski, współautor Kodeksu?

Generalnie podziękował za zgłoszone spostrzeżenia i dodał:

- Przedstawiony przeze mnie Kodeks rolny to projekt przedlegislacyjny. Ja nie jestem prawnikiem, a żeby powstał taki dokument jak kodeks, muszą się spotkać trzy osoby: rolnik, prawnik i polityk. Rolnikiem jestem, politykiem też poniekąd, ale prawnikiem nie jestem, stąd oczekuję współpracy i dalszych wspólnych działań ze strony jurystów.

Jak też stwierdził: - Te problemy, które wynikają ze strony spraw rolniczych, ja widzę. Natomiast problemów prawnych ja - sam z siebie - nie zobaczę. Ale dzięki takim dyskusjom, jaka miała właśnie miejsce, wiem w jakim kierunku należy iść.

Grzegorz Wojciechowski zapewnił, że będzie się starał jak najszybciej opracować poprawny legislacyjnie projekt Kodeksu rolnego, aby niebawem trafił on pod obrady Sejmu.