Zamiana złotówki na euro przyniesie wymierne efekty nie tylko inwestorom, ale także nam wszystkim jako konsumentom. Doświadczenia Słowacji pokazują, że przyspieszenie wzrostu PKB na skutek wprowadzenia euro nie jest zapewnione, ale określone korzyści są pewne.

Po pierwsze – obniżenie ryzyka inwestowania
Poważne turbulencje wywołała w tym roku w Polsce sprawa tzw. opcji walutowych. Trzeba podkreślić, że wiele firm wpadło w tarapaty, bo świadomie lub za namową przedstawicieli banków wybierały formę opcji z limitami znacznie przekraczającymi roczne wyniki finansowe. Jednak wielu krajowych eksporterów i importerów w sposób przemyślany zabezpiecza się przed wahaniami kursu złotego, które poważnie nie raz mogłyby ograniczać ich zyski. Przykładowo: producent mebli sprzedaje swoje produkty na rynku w Hiszpanii. Jego zagraniczni kooperanci płacą mu w euro. Przy kursie 4 zł za 1 euro zakłada on np. że koszty produkcji plus pensje dla pracowników obciążą jego budżet w danym kwartale na kwotę 100 tys. zł, ale zarobi 30 tys. euro, czyli 120 tys. zł ze sprzedaży i bilans zamknie 20 tys. zł zysku.

Sytuacja polskiego producenta-eksportera mocno się skomplikuje, kiedy nagle nastąpi umocnienie się krajowej waluty i za 1 euro kantory będą płacić 3,30 zł. Wówczas jego 30 tys. euro ze sprzedaży przełoży się już tylko na 99 tys. zł, czyli nie zapewni nawet pokrycia kosztów produkcji i pensji dla pracowników. Producent mebli będzie mógł też zapomnieć o budowie nowej hali, którą chciał rozpocząć przeznaczając na ten cel 20 tys. zł zysku. Analogiczne problemy przeżywają polscy importerzy, tyle że dla nich alarm wybucha, gdy krajowa waluta się osłabia. Wówczas za te same maszyny, które kosztują np. 100 tys. euro, raz płacą 400 tys. zł (przy 1 euro= 4zł), a innym razem 450 tys. zł (przy 1 euro= 4,50 zł). Wykupywanie opcji walutowych, by mieć zagwarantowany korzystny kurs w momencie rozliczenia oczywiście kosztuje. Dzięki wprowadzeniu euro ryzyko inwestowania związane z wahaniami kursu złotówki zostaje wyeliminowane. Koszty transakcyjne, a także związane z zabezpieczaniem się przed zmianą kursu, czyli właśnie opcjami walutowymi przestają obciążać budżety polskich firm. Dzięki temu mogą one np. więcej pieniędzy przeznaczyć na inwestycje.

Mniejsze ryzyko związane z inwestowaniem w naturalny sposób powinno sprzyjać rozwojowi wymiany handlowej. Przedsiębiorcy zagraniczni, którzy nie będą już obawiać się zmiany kursu złotówki, zyskają dodatkową zachętę do rozwinięcia działalności w Polsce.
Także dla nas, konsumentów, koniec z chodzeniem do kantorów przed każdym wyjazdem służbowym czy turystycznym do krajów strefy euro, będzie oznaczał oszczędności. Na wymianie walut zawsze tracimy. Jeśli kupujemy 100 euro przy kursie 4 zł to płacimy 400 zł. Gdy postanowimy to samo 100 euro sprzedać, kantor zapłaci nam za nie 390 zł (po kursie 3,90 zł), bo musi te 10 zł zarobić. Kiedy będziemy mieć w portfelach własne euro, nasze wyjazdy do Grecji, Hiszpanii czy Francji staną się automatycznie nieco tańsze.

Po drugie – tańszy kredyt
Tym, co dziś hamuje rozwój polskich przedsiębiorstw, a tym samym gospodarki, jest bardzo drogi kredyt. Przystąpienie do unii monetarnej będzie oznaczało wzrost wiarygodności: Polski - związany z przyjęciem do rozliczeń euro, a więc waluty mocniejszej, a także podmiotów gospodarczych przy ocenie zdolności kredytowej. Oprocentowanie kredytów uzależnione jest dziś m. in. od stopy WIBOR, po jakiej banki wzajemnie pożyczają sobie pieniądze.

- Jeśli waluta mocniejsza i większe bezpieczeństwo inwestowania to i kredyt tańszy. Wtedy banki nie muszą w cenie kredytu uwzględniać tak dużego ryzyka jakie dzisiaj ponoszą. A ryzyko mierzone jest stopami procentowymi. Stąd wzięła się ta 10-letnia stopa procentowa, wśród wymogów konwergencji nominalnej (jeden z warunków przyjęcia kraju do unii walutowej stanowi, że długoterminowa stopa procentowa może być wyższa max. o 2 pkt proc. od jej poziomu w trzech krajach o najniższej stopie inflacji w UE-dop. kś). I ta stopa jest w strefie euro dużo niższa niż u nas. Różnica wynosi prawie 2 pkt proc. - wyjaśnia profesor Jerzy Nowakowski ze Szkoły Głównej Handlowej w Warszawie. - Kiedy przyjmiemy euro to stopa kredytu dla przedsiębiorstw powinna się zmniejszyć przynajmniej o 2-2,5 pkt proc. A to już dla firm duża ulga. Inwestorzy chętniej więc skorzystają z tańszego kredytu, a banki chętniej będą go przyznawać.
Z badań Polskiej Konfederacji Pracodawców Prywatnych wynika, że zaledwie 12 proc. polskich małych i średnich firm korzysta z kredytów preferencyjnych, a 18 proc. z kredytów komercyjnych.

- Niewiele polskich przedsiębiorstw korzysta dziś z kredytu, bo jest on drogi. W krajach Europy tzw. starego portfela, czyli dawnej unijnej piętnastki, po kredyty sięga 80-90 proc. firm. Na pewno przyjęcie euro spowoduje, że kredyt stanie się tańszy. A to z kolei powinno przekonać znacznie więcej polskich przedsiębiorców do skorzystania z tej formy finansowania – przewiduje prof. Nowakowski. - Martwimy się, że nasza gospodarka nie jest innowacyjna. Ale jeśli przedsiębiorcy nie mają środków, kredyt jest bardzo drogi, istnieje duża niepewność co do inwestowania, to takie są skutki.

Także oprocentowanie kredytów hipotecznych po wprowadzeniu w Polsce euro będzie niższe. Zniknie m. in. spread walutowy, czyli różnica między kursem nabycia a odsprzedaży waluty przez bank. Spread występuje dziś przy kredytach zaciąganych w euro. Na tańszy kredyt hipoteczny wpłyną też niższe stopy procentowe ustalane na europejskim rynku międzybankowym.

- Kredyty hipoteczne rozwijają gospodarkę. W Holandii stanowią prawie 80 proc. PKB tego kraju, w Niemczech – 60 proc. PKB. W USA dopóki był popyt na tani kredyt na zakup nieruchomości to on rozwijał gospodarkę. Dopiero nieodpowiedzialna gra praktycznie niekontrolowanych instytucji finansowych i pazerność akcjonariuszy doprowadziła do kryzysu – podkreśla prof. Nowakowski.

Po trzecie – Koniec ataków spekulacyjnych
W tym roku głośnym echem odbiła się sprawa nieuczciwej gry na osłabienie polskiej waluty prowadzonej przez bank Goldman Sachs. Ale tego typu operacje prowadzą także inni spekulanci. Zawsze wybierają stosunkowo słabą walutę, na wahaniach kursu której chcą szybko zarobić. W jaki sposób tracą na tym inwestujący na giełdzie? Dobrze pokazują to sytuacje na warszawskiej giełdzie.

- Przykład: jeżeli na 10 minut przed zakończeniem notowań danego dnia, bodaj we wrześniu 2008 roku, bank JP Morgan dał zlecenie na ok. 180 mln dolarów i to mocno zachwiało notowaniami, to pokazuje jak łatwo w przypadku złotówki tego rodzaju operacje przeprowadzać. Gdyby 180 mln dolarów rzucić na giełdę w Wiedniu to tam nikt tego nawet nie poczuje. Jeżeli drobni akcjonariusze na warszawskiej giełdzie, akurat zainwestowali tak jak spekulanci to zarobią, ale większość dużo straci – wskazuje prof. Nowakowski. - George Soros i jego fundusz inwestycyjny, a tak naprawdę spekulacyjny Quantum atakował słabe waluty, kiedy ich gospodarki nie były w stanie sprostać wyzwaniu. W Polsce już 400 mln dolarów powodowało potężne wahania złotego. Atak na funta brytyjskiego musiałby kosztować przynajmniej równowartość 8 mld funtów.

- W wyniku rozwoju rynku finansowego łatwiej będzie pozyskiwać polskim bankom fundusze niezbędne dla gospodarowania płynnością finansową. To ograniczy ryzyko ataków spekulacyjnych. Rozwój polskiego rynku finansowego w wyniku integracji ze strefą euro zwiększy też możliwości pozyskiwania kapitału przez krajowe przedsiębiorstwa – podkreśla prof. Andrzej Kaźmierczak z z Komitetu Nauk o Finansach Polskiej Akademii Nauk.

Po czwarte – przejrzystość cen i usług bankowych
Na wprowadzeniu euro zyskujemy także jako konsumenci. Przede wszystkim zdobywamy możliwość porównywania cen produktów na całym rynku europejskim, bez konieczności przeliczania walut. Większa konkurencja wymusi z kolei poprawę jakości i rozwój nowych technologii. Poza tym zyskamy dostęp do europejskiego rynku usług finansowych.

Prof. Nowakowski: - Kredyty w euro oferowane w Polsce i innych krajach staną się porównywalne. Przedsiębiorca będzie się zastanawiał czy warto brać kredyt w banku Alfa, który ma centralę w Hiszpanii i oferuje niskie oprocentowanie czy w banku-córce Alfy w Polsce, który daje wyższe stopy procentowe. Pomyśli: co to za różnica czy w Hiszpanii czy w Polsce? I tak muszę spłacać w euro. Wobec tego wezmę kredyt w banku w Hiszpanii, bo tam są niższe stopy.

Polskie banki będą musiały ostro rywalizować z zachodnimi, co prawdopodobnie wymusi obniżkę cen produktów bankowych.
- Nasili się konkurencja między bankami i innymi instytucjami finansowymi. To spowoduje rozszerzenie oferty usług i obniżenie kosztów pośrednictwa finansowego z korzyścią dla klientów. Obniżeniu ulegną też koszty transferu funduszy z zagranicy do Polski – zwraca uwagę prof. Kaźmierczak.

Reasumując: Polska dzięki euro stanie się krajem bardziej przewidywalnym gospodarczo, a co za tym idzie atrakcyjniejszym dla inwestorów. Większe bezpieczeństwo akumulacji kapitału i napływ inwestycji powinien też przełożyć się na nowe miejsca pracy. Czy przyczyni się także do wzrostu PKB? Tu odpowiedź nie jest już tak prosta. PKB Słowacji, która 1 stycznia weszła do strefy euro, spadło w pierwszym kwartale 2009 roku o 5,4 proc.

- Gospodarka słowacka po przyjęciu euro mocno wyhamowała i nikt się tego nie spodziewał. Oczywiście, Europejski Bank Centralny zrobi wszystko, żeby pomóc Słowacji wyjść z tarapatów. Normalnie myślący słowacki konsument mógł stwierdzić, że opłaca mu się pojechać na zakupy do Czech, do Polski czy na Węgry niż kupować na Słowacji. A jeśli tak, to po co produkować dla Słowaków na Słowacji skoro oni kupują gdzieś indziej. Wobec tego nie ma zapotrzebowania na towary i usługi słowackie, dlatego gospodarka hamuje – wyjaśnia profesor Nowakowski. - Słowacja jest jednak niewielkim krajem i weszła do strefy euro w apogeum kryzysu. Trudno to więc porównywać z sytuacją jaka jest przed Polską.

Jego zdaniem korzyści z wejścia do strefy euro są niezaprzeczalne. - Mniejsze znaczenie ma konwergencja nominalna, czyli dopasowanie się do odpowiedniego poziomu inflacji czy deficytu budżetowego. Istotniejsza jest konwergencja realna, czyli dochodzenie gospodarki do poziomu gospodarek krajów rozwiniętych, dużo bardziej odpornych na wstrząsy. Wejście do strefy euro to obniżenie ryzyka, większa przejrzystość na rynku finansowym i inwestycji, w cenach towarów, w kredycie. To także większy dostęp do tańszego kredytu. A nasza gospodarka nie może rozwijać się bez kredytu.