Przed II wojną światową wartość płodów rolnych spadła nawet trzykrotnie

Nie ma sensu cofać się do historii sprzed kilkuset lat - wszak system feudalny, a następnie traktowanie chłopa i wsi jako obywateli (lub raczej poddanych) drugiej kategorii było wówczas na porządku dziennym. Ale sięgnijmy choćby do dwudziestolecia międzywojennego - to wciąż czas nam bardzo bliski. Często dotyczyć nas będzie niemal bezpośrednio, bo w ówczesnym kryzysie gospodarzyli nasi dziadkowie czy pradziadkowie. 

Przypomnijmy, że w 1929 roku na światowych rynkach wybuchł Wielki Kryzys (jego źródła sięgają załamania na giełdzie w Nowym Jorku). Wskutek silnych już powiązań gospodarczych pomiędzy krajami kapitalistycznymi skutki ekonomicznej katastrofy w Stanach Zjednoczonych szybko zaczęto odczuwać w Europie. Kryzys nie ominął żadnego z państw Europy zachodniej, a szczególnie mocno dotknął Polskę, która niewiele wcześniej odzyskała niepodległość i dopiero goniła bogate kraje zachodu. 

Sytuacja jest w pewnym sensie analogiczna do tej znanej nam obecnie, choć wydaje się, że była jeszcze trudniejsza. Kryzys w Polskę uderzył w latach 30-tych i stopniowo pogarszał sytuację m.in. w rolnictwie. Wedle szacunków w 1935 roku rolnicy otrzymywali za sprzedane płody rolne jedynie 30 - 40% ceny z 1928 roku - czyli z okresu przed kryzysem gospodarczym. W przypadku pszenicy było to 32%, a żyta 34%. Tak więc żeby uzyskać tę samą wartość trzeba było sprzedać trzy razy więcej towaru. Tymczasem brak pieniędzy tylko pogarszał sytuację. Konsumpcja wśród rolników spadła, w bardzo dużym stopniu zrezygnowano również z zakupów środków do produkcji rolnej. Rolnictwo zamiast się rozwijać dokonało kroku - lub nawet dwóch - wstecz. Doszło do tak dramatycznych sytuacji, że rolnicy sami ograniczali pożywienie dla siebie. W wielu gospodarstwach nie było pieniędzy na tak podstawowe rzeczy jak odzież, nawet dla dzieci. Summa summarum na posłanie dzieci do szkoły w czasie kryzysu i bezpośrednio po nim wielu rolników nie było stać. 

Największe spadki jeśli chodzi o dochody zanotowali wówczas najmniejsi rolnicy, aczkolwiek problemy dotyczyły w dużej mierze również dużych majątków ziemskich - zgodnie z szacunkami przychody były w największych gospodarstwach niższe o około 40%. 

Rolnictwo długo podnosiło się z kolan po Wielkim Kryzysie

Towary sprzedawane przez rolników były wyceniane tak nisko, że nie pozwalały utrzymać się rolnikom, ale brakowało także na paszę dla koni, które były głównym motorem napędowym ówczesnego rolnictwa w kraju. W związku z trudną sytuacją w produkcji roślinnej zwiększało się pogłowie bydła - rolnicy szukali możliwości zarobku poprzez hodowlę, ale w związku ze wzrostem produkcji mleka także i tutaj ceny były niskie. Tymczasem po zażegnaniu kryzysu problemem było zjawisko nożyc cenowych - przemysł zaczął zarabiać, ale problemy gospodarcze "zbijane" były niskimi cenami w rolnictwie. Państwo nie chciało dopuścić do tego, by żywność była za droga dla mieszkańców miast.

Jak reagował rząd na kryzys? W niemal identyczny sposób jak obecnie. Rolnikom zaoferowano kredyty, ale jednocześnie doszło do interwencji państwowej. Wieś miała wyjść z kryzysu poprzez liczne czynniki zewnętrzne - w tym utworzenie rezerwy zbożowej na wypadek wybuchu wojny (która kilka lat później stała się niestety faktem). Co ciekawe jednym z działań była budowa magazynów zbożowych - identycznie niemal jak obecnie (pamiętamy przecież wciąż świeży program dopłat do silosów). 

Koniunktura na wsi poprawiła się jeszcze przed wybuchem II wojny światowej. Po kilkuletnim kryzysie rolnictwo wróciło na w miarę normalne tory, a produkcja systematycznie zwiększała się. Jednakże rolnictwo z kryzysu dźwigało się dłużej aniżeli pozostałe gałęzie gospodarki krajowej. Sporym problemem ówczesnego kryzysu było wspomniane wcześniej zjawisko nożyc cenowych. 

Niełatwo było także po 1990 roku

Niełatwo było w okresie transformacji ustrojowej. Rolnictwo, ale i cały przemysł, zostały objęte terapią szokową. W 1989 roku uwolnione zostały ceny, co miało dostosować polski rynek do warunków kapitalistycznych. W tym okresie ceny m.in. zbóż znacznie wzrosły. Pokłosiem m.in. owego wzrostu cen była jednak inflacja, która błyskawicznie przerodziła się w hiperinflację. Po względnie dobrym roku już w 1990 roku aż dziewięciokrotnie wzrosły ceny środków do produkcji rolnej. W tym samym czasie ceny płodów rolnych wzrosły średnio zaledwie czterokrotnie. 1990 r został zapamiętany jako jeden z gorszych dla rolnictwa. Kolejne lata stabilizowały powoli rynek, aczkolwiek ponownie rolnictwo z jednego tylko dużego kryzysu wychodziło znacznie dłużej niż pozostałe branże. 

W latach 2008 - 2009 doszło do kolejnej zapaści w polskim rolnictwie, którą jeszcze dobrze pamiętamy. Obecny kryzys jeszcze początkiem tego roku porównywany był właśnie do zapaści z lat 2008 - 2009. 

Kryzys będzie długo odczuwalny?

Obecnego kryzysu z pewnością szybko nie zażegnamy. Historia pokazuje, że nie da się wyjść z dużej zapaści gospodarczej w ciągu roku czy dwóch lat. Będzie to długi proces. Oby tylko fatalna sytuacja w rolnictwie nie przerodziła się w kryzys zbliżony do tego sprzed II wojny światowej. Niestety mamy już kilka zbliżonych czynników, które upodabniają obecną sytuację do ówczesnej - m.in. skokowy wręcz spadek wartości płodów rolnych przy bardzo drogich środkach do produkcji rolnej. Interwencjonizm rządu wówczas również się pojawił, ale jaki miał wpływ na zażegnanie kryzysu? Czy nie było tak, że raczej bardziej uzależniał rolników od siebie poprzez kolejne kredyty? 

Obecny problem jest dość złożony. Intensyfikacja produkcji rolnej sprawiła, że rolnictwo jest pogrążone w kredytach. Przedłużający się kryzys doprowadzi do niewydolności finansowej wielu gospodarstw. Bez cięcia kosztów już w tej chwili wiele jednostek nie będzie mogło prowadzić produkcji. 

Co prawda z każdego kryzysu gospodarka w ten czy inny sposób wychodzi. Jednakże rany po zapaści gospodarczej odczuwalne są przez kilka lat. Ten rok i zapewne również kolejny może być czasem nie na inwestycje, ale tylko na przetrwanie.