Około 20 zł za słoik, w hipermarketach sprzedawany po 4-5 zł – tyle trzeba by było zapłacić za kiszone ogórki pochodzące z tradycyjnie prowadzonej uprawy, żeby rolnik coś niecoś zyskał.
Ale, jak mówią rolnicy prowadzący Folwark Warzyn – gospodarstwo ekologiczne w Warzynie, zdecydowali się na taką działalność nie dla zysku.
- Mamy córkę uprawiającą pływanie i trenującą nawet 25 godzin tygodniowo – mówią. – Nie musimy podawać jej dodatkowych suplementów, wystarczy zdrowa dieta, którą możemy jej zapewnić. A naturalne probiotyki są teraz, w czasie epidemii, ważne dla wszystkich. My wiemy, co jemy. Mamy kury, kaczki, zastanawiamy się nad krową. Chodzi nam o to, aby promować naturalne jedzenie, które było kiedyś.
Zatem małżeństwo – wcześniej zajmujące się działalnością gospodarczą i naukową – zmodyfikowało swoją aktywność i zainwestowało w tradycyjne gospodarstwo: zabytkowe zabudowania i 10 ha ziemi należącej kiedyś do Folwarku Warzyn.
Folwark ten, wybudowany w drugiej połowie XIX wieku, po II wojnie światowej przejęło państwo i umieściło tu dom opieki najpierw dla dzieci, teraz dla dorosłych.
„Uprawa metodą tradycyjną tylko za pomocą ręcznych narzędzi oraz przetwarzanie jak za dawnych lat jest drogą do uzyskania bio produktów zgodnie z oryginalną i związaną z tym regionem recepturą” - za tym hasłem nie kryje się pusta reklama. Jak mówią obecni właściciele rolniczej części folwarku, swoje warzywa i owoce uprawiają tak, jak przed wiekami.
Na 3 ha rosną warzywa i owoce – nawóz zapewniają im 4 konie, które jedzą własny owies. Maszyny do uprawy warzyw są ręczne, choć i ciągnik jest w użyciu w gospodarstwie. Jak wyliczają gospodarze, ceny proponowane przez skupy są nieopłacalne. Warzywa i owoce po przetworzeniu trafiają więc głównie do słoików. Ok. 5 tys. słoików można w ten sposób wyprodukować.
Mały dżem kosztuje ok. 12 zł, podobnie ćwikła, fasolka – 15 zł, tak też trzeba zapłacić za ogórki i pomidory.
Słoiczki kupują głównie znajomi, trochę udaje się sprzedać w okolicy, trochę przez Internet. Marża narzucana przez pośredników jest zbyt duża, żeby stawiać na dostawy do sklepów.
- To jest hobby – i to bardzo kosztowne hobby – mówią właściciele. – Nikt nie jest w stanie w Polsce zapłacić tyle, ile powinno się płacić za taką super ekologiczną żywność. Mówimy tutaj o pracy przy pieleniu, przy zrywaniu, nie stosujemy oprysków. Certyfikujemy warzywa, ale słoiczków już nie – bo to kosztuje. Liczymy tylko koszty produktów, bez własnej pracy - ale i tak wychodzi drogo.
Gospodarstwo korzysta z płatności ekologicznej, odebrało też wsparcie z PROW na „Restrukturyzację małych gospodarstw”.
- Liczymy na znalezienie takiego produktu, który będzie nam łatwo wytworzyć, przetworzyć i sprzedać po takiej cenie, że będziemy usatysfakcjonowani - podsumowują właściciele. - Idziemy w kierunku owoców, to łatwiejsze, bo warzywa trzeba pielić. Nawiązaliśmy kontakty z odbiorcami zza granicy, dla tamtego odbiorcy nasze ceny nie są zbyt wysokie. Jeszcze mamy trochę optymizmu…


Materiał chroniony prawem autorskim - zasady przedruków określa regulamin.
WSZYSTKIE KOMENTARZE (4)