Środki dla rolnictwa w nowej WPR, kwestie redukcji emisji i ś.o.r, a przede wszystkim sposoby przeciwdziałania kryzysowi, wywołanemu nadmiernym importem ukraińskiego zboża do Polski – to główne tematy debaty komisarza Wojciechowskiego z rolnikami, które miało miejsce w miniony piątek w Strzelcach pod Kutnem.

-Mamy do czynienia z bezprecedensową w historii sytuacją. Najpierw trwająca 2 lata pandemia, która przeorała całą gospodarkę i dotknęła także produkcji żywności, a zaraz potem rosyjska agresja na Ukrainę, wojna i kolejne zagrożenia dla bezpieczeństwa żywnościowego naszego kontynentu. Nasi rolnicy byli w stanie to bezpieczeństwo zapewnić, żywności ani przez chwilę nie zabrakło i za to chciałbym teraz gorąco podziękować. To wynik wielkiej pracy, wysiłku godnego największego szacunku, który okazywać winniśmy rolnikom każdego dnia – podkreślił na wstępie Janusz Wojciechowski.

Sukcesy w WPR i szanse w KPO

Według komisarza, nowa Wspólna Polityka Rolna, która staje się faktem, jest w dużej mierze sukcesem.
-Udało się przedłużyć system dopłat do rolnictwa. Rolnicy w całej UE będą otrzymywali dopłaty, przynajmniej do 2027r. – podkreślił Wojciechowski. -Udało się też zwiększyć budżet, na czym bardzo mi zależało. Pula środków z WPR po tej batalii zwiększyła się dla Polski na lata 2021-27 do 34,5 mld euro. Bez żadnych kamieni milowych. Tym funduszom nic nie zagraża, to są pewne pieniądze – zaznaczył polityk.

Janusz Wojciechowski przekonywał również, że - przyjęty wśród pierwszych w Europie – polski Krajowy Plan Strategiczny jest korzystny dla rolników. Dobre w nim są szczególnie dwa ekoschematy: dobrostan zwierząt na który przewidziano 1,7 mld euro, oraz rolnictwo węglowe, zapewniające dopłaty za praktyki, które polscy rolnicy i tak wykonują (tj. przyoranie nawozu czy poplony).

Przy okazji komisarz zauważył, że już 4 tysiące rolników złożyło wnioski o dopłaty, a ci którzy popełnią we wnioskach „błędy nieintencjonalne”, będą mogli je poprawić bez żadnych sankcji.
Wojciechowski wyliczał, że z KPO będzie 25 mld euro na 14,5 mln ha w ciągu 5 lat. Poza tym, nastąpi wyrównane dopłat do poziomu prawie średniej unijnej, natomiast w przypadku małych i średnich gospodarstw – nawet powyżej średniej.

Wojna na Ukrainie i kryzys na rynku

Dyskusję w Strzelcach, jak łatwo było przewidzieć, zdominowała jednak kwestia zalewu polskiego ryku przez zboża i żywność z Ukrainy. Tu również debacie towarzyszyły największe emocje i wyraźnie zaznaczyła się różnica zdań.

Janusz Wojciechowski przypomniał zebranym, że granic dla zboża z Ukrainy nie otworzył nagle polski rząd. Zrobiła to już po aneksji Krymu w 2014r. Unia Europejska. Tyle, że póki działały porty czarnomorskie, eksport zboża drogą lądową zwyczajnie się nie opłacał. Tak się tymczasem złożyło, że w 2021r. na Ukrainie odnotowano rekordowe zbiory, podczas gdy w większości krajów UE plony były małe z powodu suszy. Tyle, że nie w Polsce. Europa cieszyła się więc z taniego ziarna ze wschodu, ale nie my.

Wojciechowski przekonywał, że cena zboża wzrosła po wybuchu wojny, bo tak zareagował globalny rynek. -Teraz jednak cena pszenicy nie wzrośnie do 1500 zł/t, gdy zamkniemy granice, skoro na giełdzie w Paryżu pszenica kosztuje 1200 zł – stwierdził komisarz. W jego opinii to właśnie cena na giełdzie Matif i rynek światowy warunkuje ceny skupu w Polsce. Wzrostu cen nie należy się spodziewać również dlatego, że przez Morze Czarne nadal eksportowane jest z Ukrainy około 60 % zboża, a do tego światowy rynek zalewa tanie zboże z Rosji, dla której żywność stała się bronią w wojnie z Zachodem.

-Nie będzie zgody na wstrzymanie importu zboża z Ukrainy, bo musiałoby ją wyrazić 27 państw – argumentował Wojciechowski.-A cena i tak nie wróciłaby do dawnego poziomu, bo ceny ustala giełda w Paryżu.

A co mi tam Matif…

Inaczej jednak sytuacja rynkowa w Polsce przedstawia się dla rolników, którzy przybyli na spotkanie z unijnym komisarzem.
-10 mln ton zboża zalega w magazynach polskich rolników, a firmy skupowe mają pełne magazyny – kontrował komisarza przedstawiciel Agrounii.-Na Matif pszenica stoi 1300 zł, a na Lubelszczyźnie poniżej 900 zł i jest problem ze sprzedażą. Firmy skupowe mówią, że Matif ich nie obchodzi, bo mają zapasy na rok, a mogą mieć na dłużej. Jeśli my nie zechcemy sprzedać, kupią z Ukrainy.-Jeśli z obecnymi zapasami w gospodarstwach i w skupach wejdziemy w żniwa, to będzie tragedia – stwierdził rolnik.

W dyskusji pojawiła się też kwestia jakości ziarna i tzw. zboża technicznego. Rolnicy wskazywali, że eksport polskiej żywności staje pod znakiem zapytania w obliczu niekontrolowanej jakości ziarna sprowadzanego z Ukrainy. Gospodarze wytykali też, że import z Ukrainy dotyczy już nie tylko zboża, ale również rzepaku, drobiu, czy nabiału.

Jaka pomoc?

Janusz Wojciechowski powiedział w Strzelcach, że złej sytuacji na polskim rynku zbóż realnie zaradzić mogą obecnie jedynie pomoc unijna oraz wsparcie z budżetu krajowego. Jak zapewnił, Polska może liczyć na 30 mln euro z UE i ta pomoc jest już zapewniona. Jak podkreślił, dopiero drugi raz w historii rezerwa kryzysowa w UE została uruchomiona. Drugie tyle rolnikom może dać polski rząd. -To mogą być dopłaty do przechowywania, albo inne formy wsparcia, rząd musi tu zdecydować – wyjaśnił komisarz. Pomoc finansowa jest obecnie - w opinii Janusza Wojciechowskiego - jedynym sensownym i realnym rozwiązaniem.

Przedstawiciel Komisji Europejskiej wyraził też nadzieję, że sytuacja na rynku zbóż wróci do normy, gdyż w tym sezonie Ukraina będzie miała do wykorzystania znacznie mniejszy areał pól.

Zdaniem rolników, dopłaty do przechowywania są ryzykownym rozwiązaniem, bo nikt nie zagwarantuje, że ceny zboża za kilka miesięcy wzrosną. Obiecane rekompensaty trafiły zaś do nielicznych. Gospodarze przypomnieli też, że już raz minister rolnictwa wprowadził ich w błąd takimi obietnicami, na których wyszli jak przysłowiowy „Zabłocki na mydle”. Rolnicy podkreślali, że nie chodzi im o finansową zapomogę, a o działania, które ustabilizują rynek i przywrócą opłacalność produkcji.

Widmo Zielonego Ładu

W dyskusji pojawił się również wątek ograniczeń w produkcji, przewidzianych w Zielonym Ładzie. Rolnicy pytali o sensowność ugorowania ziemi, czy sprawiedliwe podejście do redukcji stosowania pestycydów i emisji gazów cieplarnianych. Pojawiła się również kwestia opłacalności produkcji.
-Kupujemy ziemie po horrendalnych cenach, a wy chcecie nam zabronić z niej korzystać – stwierdził jeden z przybyłych gospodarzy. -Wymagacie, żeby 80 proc. gruntów zachować pod okrywa śnieżną, ale nikt nie pomyślał o uprawie warzyw, gdzie nie da się tego warunku spełnić.

-Moje działania spowodowały, że nie 10 proc., a tylko 4 proc. gruntów ma być ugorowane, i że działanie to zostało odroczone w czasie – bronił się Wojciechowski.- W przypadku okrywy śnieżnej Polska ma tylko 80 proc., a Niemcy – 100 proc. Zasługą polskiego komisarza ma być też fakt, że ekoschematy są dobrowolne, a nie obligatoryjne.

Regulacje zaś dotyczące redukcji emisji oraz stosowania pestycydów mają - w opinii Wojciechowskiego – małe szanse na wejście w życie.