- Bo nie możemy doprowadzić do takiej sytuacji, powiem wprost, że będziemy mieli duże przetwórnie, a niekoniecznie będziemy przetwarzać swój surowiec – tak wiceminister Tadeusz Nalewajk uzasadniał na sejmowej KRiRW potrzebę uwzględnienia w nowym PROW środków na wspieranie małych przetwórni. - Myślę, że ważny jest też ten aspekt produkcji surowca, czyli to, co produkują polscy rolnicy, zagospodarowanie naszego produktu. Produktu pochodzącego z Polski, bo dla służb Rossielchoznadzoru (…) jest najbardziej istotne, czy te zakłady, które mają zgody na eksport do Rosji, nie przywożą czasem świń z Danii, z Holandii czy z Niemiec. Dla Rosjan jest istotne, czy jest to produkt polski. To jest bardzo ważny element identyfikacji na każdym etapie produkcji. Póki co, nie ma żadnych przeciwwskazań dla eksportu – a były zapowiedzi, że ktoś tam może czegoś nam zabronić. Pewne sprawy kadrowe też zostały, jak dobrze pamiętam, w Rosji zmienione – i czekamy.

Poseł Gabriela Masłowska uznała, że ministerstwo powinno bronić polskiego rynku w podobny jak Rosja sposób:

- Panie ministrze, mówiąc najkrócej Rosja nie chce mięsa z Danii – czyli coś w tym jest. Co w tym jest, to my wiemy. Natomiast dlaczego Polacy mają jeść mięso z Danii? Uzyskałam taką informację i proszę ją potwierdzić albo zaprzeczyć, że prawie w całości mięso w sieciach w Polsce to jest mięso z importu – z Niemiec, z Danii, z Holandii. Czy ministerstwo ma na ten temat dane? Czy pan może mi w tej chwili powiedzieć, jaki procent mięsa, sprzedawanego w sieciach, to jest mięso pochodzące z importu? Mam kontakty z pracownikami z kilku różnych zakładów mięsnych i są takie informacje, że polskie mięso prawie w całości idzie na eksport. Natomiast do Polski, na polski rynek, trafia mięso z zewnątrz. Czy to jest prawda? Co ministerstwo w tej sprawie robi?

Wiceminister wyjaśnił:

- 30 proc. mięsa białego i czerwonego jest eksportowane, 70 proc. zostaje w kraju. Ale też przypominam, że mamy jednolity rynek unijny. Dyskonty, sieci wielkopowierzchniowe mają hurtownie czy centra logistyczne w różnych krajach na jednolitym rynku europejskim. Ale to, że Anglia – czytaj: Wielka Brytania – jest trzecim krajem co do eksportu polskich produktów, to on się odbywa poprzez sieci wielkopowierzchniowe. Czyli jest i taka ich rola. Nie mamy takich danych, pani poseł. Nie potrafię określić – jako wiceminister i przedstawiciel resortu – ile danych produktów jest w sieciach. Bo takich danych, naszych czy z zewnątrz, my nie mamy – i chyba nikt ich nie ma.

Poseł Gabriela Masłowska nie przyjęła takiej odpowiedzi.

- Panie ministrze, no ja gratuluję panu dobrego samopoczucia – jeśli dobrze zrozumiałam, że pan nie wie, ile mięsa w sieciach, w handlu jest z importu. To w takim razie jak to możliwe? Do tego mówi pan, że prawdopodobnie nikt nie wie. Czy to nie jest tak, że pan nie wie, bo pan nie chce wiedzieć? Bo musiałby pan jednak coś z tym zrobić? Skąd i jak Rosjanie mogą wiedzieć, ile w polskim mięsie, importowanym z Polski, jest mięsa z Danii? Potrafią wiedzieć? A polskie ministerstwo, polski rząd nie potrafi tego stwierdzić?

- Więc jest delikatna różnica między rynkiem wspólnotowym 28 krajów, a Rosją – czytaj: Unią Celną, gdzie Polska jest tzw. krajem trzecim – tłumaczył wiceminister. - Tam każdy kilogram mięsa jest ewidencjonowany. Natomiast tu mamy wspólny, unijny rynek; czy zwierzę jest zabite w Polsce, czy w Niemczech, to jest tzw. wiarygodność zaufania lekarzy weterynarii i to mięso może być wożone wśród tych 28 krajów – od Hiszpanii do Niemiec.