- Rolnicy czekają na umożliwienie sprzedaży bezpośredniej z gospodarstwa, bo teraz praktycznie nie ma takiej możliwości – mówi Edward Kosmal, przez ponad dwa lata przewodniczący Komitetu Protestacyjnego Rolników Województwa Zachodniopomorskiego. Jednym z postulatów protestujących było umożliwienie sprzedaży bezpośredniej. - Chodzi tu przede wszystkim o ułatwienia w przepisach sanitarnych, bo dziś rolnicy muszą spełnić takie warunki, jak wielkie firmy zajmujące się przetwórstwem żywności. My uważamy, że w wielu przypadkach przetwarzanie tej żywności następuje w warunkach domowych, w tych obiektach, gdzie rodzina przygotowuje posiłki dla siebie - i spełniając te podstawowe warunki sanitarne.
- My się obawiamy, że faktycznie jeżeli nie będzie ograniczenia kontroli i narzucone będą takie same rygory jak poprzednio, to ta ustawa, nawet jeżeli wejdzie w życie 1 stycznia 2017 roku, nie spełni swojej roli - mówi Edward Kosmal. - Pamiętajmy, że we Włoszech czy Francji bezpośrednia sprzedaż dochodzi nawet do 30 proc. dochodu rolnika i 30 proc. żywności pochodzi z takiej sprzedaży. My widzimy możliwość konkurowania z wielkimi sieciami, do których rolnicy w żaden sposób nie mogą się przebić. Wiadomo, że mamy gospodarstwa małe, 10-30 ha, gdzie w wielu przypadkach nie prowadzi się produkcji zwierzęcej, a tylko roślinną. Gdyby była taka możliwość, gdyby były te ułatwienia, na które oczekujemy, to rolnicy mogliby zająć się hodowlą bydła i trzody i przerabiać to, co z tej hodowli uzyskają. Obawiamy się jednej rzeczy: pamiętamy, jak działa Inspekcja Weterynaryjna i sanitarna - są oni w wielu przypadkach nadgorliwi i nie będzie możliwa taka działalność, jeśli nie będą dokładnie określone warunki, jakie ma spełnić rolnik prowadzący gospodarstwo i przetwarzający. Nie może to wymagać potężnych inwestycji. Tu przecież chodzi o niewielką ilość produkcji. W jej efekcie mogłaby jednak powstać tzw. wartość dodana i rolnicy prowadzący małe gospodarstwo mogliby zwiększyć swoje dochody. A jest zapotrzebowanie na taką żywność, zdrową, świeżą, prosto z gospodarstwa. Omija się w ten sposób pośredników i można uzyskać stosunkowo wysokie dochody i utrzymać rodzinę. A wiemy, że największe bezrobocie ukryte jest na wsi.
Jak stwierdza Edward Kosmal, obowiązujące od stycznia przepisy wcale nie ułatwiły rolnikom sprzedaży bezpośredniej.
- Nam nie o to chodzi. Wiadomo, że zawsze jest określona kwota wolna od podatku, tu nie chodzi o podatek, a stworzenie możliwości, aby rolnicy mogli przetwarzać i sprzedawać swoje produkty zwierzęce i roślinne. Mamy dzisiaj trzy inspekcje, każda może przychodzić kiedy chce i kontrolować. Wiemy, jak to wygląda we Francji czy we Włoszech, tam nie ma tak rygorystycznych wymogów. Jeśli żywność przygotowuje się tak jak dla siebie, to spełnia się podstawowe wymogi sanitarne. Uważam, że przy tych przepisach można wylać dziecko z kąpielą: powiedzieć, że chcemy – i narzucić takie warunki, których rolnicy nie będą mogli spełnić. Uważam, że trzeba to wypośrodkować, podejść do tego mądrze i wprowadzić sprzedaż bezpośrednią, bo bez tworzenia nowych miejsc pracy rolnicy będą mieli zajęcie we własnym gospodarstwie, zwiększą się ich dochody i nie będą w wielu przypadkach oczekiwać pomocy z ośrodków pomocy społecznej.
Warto zauważyć, że ministerstwo nie przygotowało jeszcze żadnej propozycji ustawy. Ma ona być przedstawiona wkrótce i uchwalona w połowie roku, a wejść w życie od stycznia 2017 r.
Dziwi w tym kontekście zapowiedź przypisywania poszczególnym inspekcjom określonych ról – skoro ma być jedna inspekcja zajmująca się żywnością – ale projektów i tej zapowiadanej ustawy nie przedstawiono.
Komentarze