Tak Pan Korbas inni naukowcy powinni głosno krzyczeć zeby wrócic do odmian polskich. Precz z chemizacją wymuszana przez zachodnie korporacje. Nasze odmiany są odporne w większości. Naturalna tolerancja. A zachodnie odmiany są nieodporne abyscie musieli kupowac pestycydy. Specjalnie. Wróćmy do polskich odmian to ochronimy nasze pola i nasze organizmy przed truciem
Integrowana wymaga poświęcenia troszkę uwagi przez rolnika ale nie dotyczy ona tylko i wyłącznie Polski. Przepisy wprowadzające Integrowaną ochronę roślin dotyczą wszystkich krajów UE i chyba lepiej byłoby zastanowić się jak to wykorzystać. W końcu Polscy rolnicy stosują mniej s.a. na ha więc sprowadza się to ogólnie mówić do nie wielkich zmian w ochronie a jedynie do poznania wymogów aby prawidłowo umotywować zabiegi ochrony roślin.
Pamiętać trzeba, że plon kształtują warunki glebowe, agrotechnika, odmiana, nawożenie a ochrona roślin jedynie ma za zadanie ochronić zakładany plon. Żadne 2, 3 czy nawet 10 zabiegów nie wytworzy ani grama plonu.
Ja mam tak jak Ty TB gospodarstwo mniejsze od innych, paliwa zużywam trochę mniej jak oszczędzam, utrzymuję się z produkcji, od dopłat nie zależę, w sumie skracam pszenicę tylko dwa razy (zawsze bez zwłoki),dopłaty należą mi się jak psu zupa, z kredytami tak jak u Ciebie,
zbóż jarych nie planuję, muszę konkurować ze starą 15 ....chłopie mamy tak samo - na dodatek biurokracja uprzykrza nam prawie tak samo życie. Myślę, że dasz radę. Ja mam dużo gorzej do sąsiada kilometr, obornika ani grama, jak będą szukać to znajda nie jeden tylko ze.... dwa rażące błędy i wtedy będzie znowu gorzej.....;;;) Pozdrawiam serdecznie głowa do góry dasz radę, jak nie uda się to pójdziemy do miasta, do Agencji,@ miastowy pomoże ma chody, upchną i nas, ja chcę na kierowniczkę....inaczej nie dam rady (może załatwię wtedy jakieś dopłaty do wapnowania) Zmęczyłam się.Pozdrawiam czytających ;).
@TB - co z tobą? Jesteś jakiś sobek - "moja chata z kraja", więc mnie nie dotyczy, a reszta niech spłonie? "Na dopłatach mi nie zależy", "mam mało ziemi","Kredytów nie mam", "Zbóż jarych nie planuję ","obornika mam do oporu", "chemii potrzebuje mało". Człowieku ,mówimy tu o nas wszystkich. Jeśli chcesz mówić tylko o sobie, zostaw klawiaturę, stań przed lustrem i wal. "Zabieg na kłos norma, bo nie ma czasu na zwłokę" - jaka norma, jeśli ma najpierw wystąpić przekroczenie progu szkodliwości, a nie norma? "Korekta modusem" -czyli co - najpierw "ccc" w fazie pierwszego kolanka?A gdzie przekroczenie progu? Będziesz pisał epistoły, że musisz? Nie masz dowodów. to wszystko tylko twoje subiektywne opinie, które każdy ,nawet średnio inteligentny kontroler podważy i przy odrobinie złej woli, cię udupi.
@s. Dopłaty po wejściu do Unii były dla mnie rekompensatą za otwarcie granic, za zaprzestanie interwencji, za konieczność konkurowania na rynku z bogatszym rolnictwem starej dotowanej 15. To się należy jak psu kość. Dalsze przepisy cross-compliance ochrona integrowana, to uprzykrzanie życia. Dopłaty mogą całkowicie odebrać jak stwierdzą rażące nieprzestrzeganie przepisów, a jest ich tyle, że raczej za nagięcie 1 punktu całej dopłaty nie zabiorą, tyle że oczywiście będzie w czerwcu. Utrzymuję się z produkcji, od dopłaty nie zależę. Kredytów nie mam.
@TB - "W zasadzie nic to nie zmienia. Wszytko tylko trzeba opisać" to po jaką cholere zmieniać, skoro nic się nie zmienia? Po to , żeby zaciukać rolnika biurokracją? Otóż zmienia się zmienia. Twoje argumenty odnośnie koniecznosci stosowania chemii, podważyć może każdy kontrolujący, który ma złą wolę.On napisze, co zechce, a ty będziesz długo i bezskutecznie udawadniał, że nie miał racji. A dopłatę stracisz, lub mandat zapłacisz, bo przyjdzie komornik, a odwołanie nie wstrzymuje egzekucji. Mało masz jeszcze biurokracji?
Zgadzam się z wami. Macie praktykę z argumentacją się zgadzam. Przy większej ilości ha zabezpieczenie chemii w czasie jest konieczne ze względu na możliwość zagwarantowania dostępności określonego środka i oczywiście wcześniej można wynegocjować cenę. To dobra polityka dla dużych gospodarstw mających doświadczenia z lat ubiegłych.
Nie mam dużego gospodarstwa i zgodnie z zasadami ekonomii maksymalizacji efektów, oraz minimalizacji kosztów przy corocznej wymianie materiału siewnego pozwalam sobie na małą spekulację. Zabieg na kłos norma, bo nie ma czasu na zwłokę, pszenicy w tym roku mam więcej i planuję 2 zabiegi + nawożenie dolistne korekta moddusem. Czynnikiem ograniczającym u nas w Wielkopolsce jest woda, więc planowanie 10 t z ha to może się udać, ale przy bardzo optymalnych warunkach, ale raczej mineralnie pod taki plon nie nawoże, a organicznie to obornika mam do oporu. Zbóż jarych nie planuję w tym roku, a jęczmienia jarego zbierałem bez ochrony fungicydowej minimum 5-5,5 t z ha.
Tak naprawdę w tym wszystkim chodzi o to, że gdy przyjdzie kontrola (syn miastowego:) to będzie trzeba praktykę pogodzić z przepisami. Co na polu to na polu, ale w papierach musi się zgadzać. A profesor też człowiek, ale sam czy mu się to podoba czy nie musi nauczać zgodnie z przepisami jakie ten czy tamten urzędnik w Brukseli wymyślił, nawet jeśli są to kompletne bzdury. Sam wykład jak dla mnie jest satysfakcjonujący.
Panie West pisaliśmy :) w tym samym czasie wow... dzięki nie muszę pisać tego samego. Jak "urzędniki i profesory z Marszałkowskiej " wezmą się za produkcję to szału nie będzie. Jak świat światem PROFILAKTYKA i jak najmniej pasożytów każdej maści w każdej dziedzinie. Na obronę naukowca :) Profesor to pracownik budżetowy co on biedak może, nawet jak ma nawet (praktyczną) wiedzę, stąd te prawdopodobnie sprzeczności w wykładzie.
To Ci odpowiem z pozycji praktyka, bo tych profesorskich i książkowych rad nie chce się już słuchać. W zależności od rodzaju uprawy i tak na polu z opryskiwaczem wiosną pokazujesz się minimum trzy razy, chyba że planujesz zbierać 3 tony kiepskiej jakości plonu.
Podam jako przykład pszenicę:
1 zabieg obowiązkowo bez żadnej obserwacji zaraz po ruszeniu wegetacji najpóźniej w fazie pierwszego kolanka (podstawa źdźbła, skracanie (ewentualnie dokrzewianie) profilaktycznie przeciw mączniakowi, plus mikroelementy. Idiotyzmem jest przeciąganie tego zabiegu w oczekiwaniu na pierwsze objawy chorobowe.
2 zabieg opcjonalnie w zależności od rozwoju łanu i przebiegu pogody czyli druga dawka skracania, choroby liści i mączniak, mikroelementy tu ewentualnie można zdać się na obserwację, ale ja i tak jadę technologią trzyzabiegową więc zaraz po okresie gdy przestaje działać substancja z pierwszego zabiegu chronię łan by nie dopuścić do infekcji.
3 zabieg obowiązkowy ochrona liścia flagowego i kłosa zazwyczaj pojawiają się w tym terminie w łanie szkodniki typu skrzypionki i mszyce, więc zwalczanie szkodników, chorób kłosa, mikroelementy.
Przesunięcia między tymi zabiegami o kilka dni zazwyczaj determinuje przebieg pogody ale nigdy nie czekam na pojawienie się chorób. Profilaktyka daje najlepsze rezultaty, dlatego jak tylko pojawiają się cenniki dilerów środków ochrony roślin układam sobie plan ochrony i kupuje cały pakiet jednorazowo by środki czekały na zabieg a nie odwrotnie. Te ich wymogi trzeba będzie pościemniać w księdze zabiegów i tyle.
Panie TB nie chodzi o przenośny mikroskop, (trzeba umieć pobrać materiał pod mikroskop i umieć "licho" rozpoznać- rolnik niekoniecznie) bo to wtedy jest problem, jak widzisz okiem (z lupą czy bez) w łanie jest po problemie i.... po plonie.
W styczniu-lutym mam zaplanowaną produkcję ze szczegółami, potem jest tylko krótka żonglerka zależna od szczegółów(głównie pogody). Zanim znajdziesz patogena (w każdym kącie pola może być inaczej), zanim przywiozą chemię .....jest to czas zgody na obniżenie plonu.
To chemia czeka na problem nie odwrotnie. Zresztą może masz więcej czasu i bujasz się w poszukiwaniu jakiejś chemii, ja ją muszę mieć taką jaką ja chcę tu i teraz.Dzięki WEST, myślałam że tylko ja mam (prawie) pełną gotowość do produkcji. Będę robić po swojemu. Nawet jak się to komuś nie podoba. Plonów się nie wstydzę nie napiszę jakie bo nie uwierzycie i mnie zakraczecie i wielu powie, ze głupoty oplatam.albo się chwale. Stosuję bardzo rozsądną chemię, nawożę sobie też Mikrosolem i pH też mam w 100% akuratne (jak mam wątpliwości nie dotyczy to tylko Ca, robię próbki) Nie stać mnie na miernotę.Plon do 5t z 1ha nie jest dla rolnika. Pozdrawiam Cię serdecznie TB , spróbuj mojego-warto.
@west W zależności od przebiegu pogody planujesz z wyprzedzeniem zabiegi chemiczne. W zasadzie możesz zaplanować ten najbliższy. Czyli tak czy inaczej wykonujesz w głowie jakąś analizę. Chyba nie pędzisz opryskiwaczem na pole pryskać na grzyba, gdy susza w najlepsze i nic nie widać Chemia zabezpieczy Ci pole na ile 25-30 dni. W kosztach to chyba robi różnicę
1-3 a może 5 zabiegów. Każdy robi jak uważa, ale czy zawsze musi to się opłacać, to już nie wiem indywidualna sprawa każdego.
Po kiego grzyba łazić na pole i obserwować. Jak zaobserwujesz mączniaka to już jest musztarda po obiedzie a na podstawę źdźbła jest już wówczas też za późno. To co oni wymyślają jest po prostu chore i debilne wiadomo od lat że skuteczniejsza i tańsza jest profilaktyka niż leczenie. Wiem jaką dysponuje odmianą i jej wrażliwością, znam stanowisko w płodozmianie, ustalam poziom nawożenia i w zależności od przebiegu pogody planuje z wyprzedzeniem ochronę łanu.
Bardzo dobry wykład. Po pierwsze plansza orientacyjne progi szkodliwości, po drugie czas pojawiania się objawów od zarażenia, grupy chemiczne fungicydów. Wnioski prowadzenie zapisów z monitoringu. Idę na pole widzę objawy mączniaka w pszenicy BBCH 30 70% roślin porażonych (pierwsze objawy)- na 7 roślinach na 10 znalazłem pojedyncze poduszki grzybni i mam podstawy do wykonania zabiegu. Będzie kontrola po pół roku i się spokojnie wybronię, bo pryskałem przeciwko konkretnemu zagrożeniu, a przy okazji ten środek może zwalczać choroby podstawy źdźbła, rdze septoriozę, więc jest też profilaktyka.
@z jeśli masz mikroskop to zabierz na pole mikroskop, lupa jest tańsza, bo chodzi o zaobserwowanie pierwszych objawów. Jeśli jest przekropnie to na 100% grzyb będzie się rozwijał co daje uzasadnienie zastosowania chemii.
W zasadzie nic to nie zmienia. Wszytko tylko trzeba opisać
Wysłuchałam tego Pana i..tak sobie myślę tą lupę niech sobie wsadzi w d...ę. Jeśli na łanie pszenicy (który idzie na max 8-10t/ha oczywiście zawsze z założenia) nie zastosujemy ochrony profilaktycznie to potem plon i resztę możemy sobie w bajki włożyć.Okres utajonego rozwoju (nie widoczny dla rolnika i przez lupę) np. septoriozy to jedyny okres na wykonanie skutecznego zabiegu. Na przykładzie sadu (bardziej widać), niewytrzebiony parch w zarodku, jest źródłem ciągłej infekcji. Zamiast ochronę skończyć w czerwcu (mowa o sadzie) trzeba pryskać jabłonie do końca wegetacji. Analogicznie w zbożu jak wpuścimy w łan jakieś "licho" zawsze jest źródło kolejnego zakażenia. PIOR może na komórkę komunikaty. W moim rejonie jest cieplej, termometr o którym ten Pan mówi dyktuje mi czy portki włożyć czy letnią kieckę. Cały wykład w sumie ten Pan sobie zaprzeczał. To jest logiczne wolimy opryskać dwa , nie cztery razy. Wpuszczenie w łan patogenu i "karmienie" go chemią robi nam pod górę uodparniamy (to jak z niezdrowym żarciem a jednak jedzą, tyją mnożą się tłuściochy żądne żarcia). Dla mnie ten system to system pozbawienia dochodów rolnika, z mykotoksynami nikt nie kupi ziarna. Przeraża mnie, że urzędnik będzie decydował o rolnictwie. Rozwalą to nasze rolnictwo jak rozwalili całą resztę...i chyba o to chodzi.
Komentarze