To niestety typowy problem: ziemi nie starcza dla wszystkich. Dla kogo powinno starczyć jej przede wszystkim?

Ta ziemia nie miała szczęścia do dzierżawy od początku. W 1996 r. AWRSP wydzierżawiła 239 ha rolnikowi, który wprawdzie podjął na niej hodowlę krów i koni, ale prędko zachorował i popadł w problemy finansowe. Zaniedbania w prowadzeniu gospodarstwa  skłoniły Agencję do wyrażenia zgody na przystąpienie do dzierżawy drugiego rolnika. W 2002 r. przejął on całość dzierżawy, w kolejnych latach część ziemi została odsprzedana – dziś w dzierżawie pozostaje ok. 95 ha. Agencja zapewnia, że nigdy nie miała żadnych zastrzeżeń co do tego, jak dzierżawca prowadzi  gospodarkę. Ale zastrzeżenia takie mają okoliczni rolnicy.

„Przedmiotowy grunt nigdy nie był użytkowany przez dzierżawcę, ponieważ nie prowadzi on żadnej hodowli. Prowadzone w przenośni przez niego gospodarstwo rolne w programie rolnośrodowiskowym polega na zbiorze siana w okresie ochronnym derkacza i jego sprzedaż do spalarni ekologicznej” – napisał w liście skierowanym do posła Bogdana Rzońcy sąsiad dzierżawcy, Kazimierz Olchawa. „Dopłata do jednego hektara wynosi około 2400 złotych. Tak ja, jak również inni rolnicy musimy siano sprowadzać. Nie można tego nazwać inaczej, jak skandalem dotyczącym czerpania nieuzasadnionych zysków z wykorzystaniem obowiązującego prawa w prowadzeniu gospodarstw ekologicznych. (…) Czy nas na to stać?” – pytał rolnik, a poseł przekazał tę wątpliwość do ANR. Ale Agencja nie dopatrzyła się żadnego problemu.

”Od momentu przejęcia umowy dzierżawy (…) do chwili obecnej Oddział Terenowy w Rzeszowie nie miał żadnych zastrzeżeń w odniesieniu do sposobu gospodarowania i wywiązywania się (…) z warunków określonych w umowie dzierżawy. Obecnie na dzierżawionej nieruchomości prowadzi on hodowlę owiec” – napisał OT ANR w odpowiedzi na interpelację posła Rzońcy.

- Jakich owiec? Chyba derkacza – mówi Kamil Olchawa, syn Kazimierza. – Budynki, w których dawniej była hodowla, popadły w ruinę. Nikt tego pana tu nawet nie widuje, mieszka on gdzie indziej. To starszy człowiek, jaką hodowlę miałby prowadzić na odległość?

- Okoliczni rolnicy twierdzą, że hodowli owiec nie ma od połowy 2010 r., a dzierżawca ogranicza się do pobierania dopłat "na pakiet derkacza" - i jednorazowego w roku koszenia terenu – przekazuję te wątpliwości rolników do OT ANR w Rzeszowie. - Kiedy ANR kontrolowała dzierżawcę i czy potwierdza, że na ziemi oddanej w dzierżawę prowadzona jest hodowla owiec? Jak wyglądało użytkowanie spornej ziemi w ostatnich latach?

„Zgodnie z umową dzierżawca zobowiązany jest do używania przedmiotu dzierżawy zgodnie z zasadami prawidłowej gospodarki w celu wykonywania na nim działalności gospodarczej” – odpowiedziała ANR w Rzeszowie.

„Agencja Nieruchomości Rolnych w ramach sprawowanego nadzoru właścicielskiego kontroluje raz na kilka lat wywiązywanie się dzierżawcy z obowiązków wynikających z umowy dzierżawy.”  Jak wynika z dalszych wyjaśnień, ostatnio taki nadzór w interesującym nas gospodarstwie był 20 września 2011 r. „W trakcie nadzoru OT w Rzeszowie stwierdził, że grunty oraz silos przejazdowy są wykorzystywane zgodnie z przeznaczeniem, a dzierżawca wywiązuje się z zobowiązań wynikających z umowy dzierżawy.

Całość gruntów była zagospodarowana rolniczo jako użytki zielone. W trakcie powyższej kontroli dzierżawca oświadczył, że w budynkach i budowlach wchodzących w skład prowadzonego przez niego gospodarstwa prowadzi hodowlę owiec – 118 sztuk. Obiekty wchodzące w skład ośrodka gospodarczego, stanowiące własność dzierżawcy nie były przedmiotem przeprowadzonej kontroli.

Oddział Terenowy w Rzeszowie pragnie w tym miejscu zaznaczyć, że umowa dzierżawy nie nakłada na dzierżawcę obowiązku prowadzenia produkcji zwierzęcej, w tym również hodowli owiec. To od dzierżawcy zależy w jaki sposób zagospodaruje on dzierżawioną nieruchomość i czy będzie na niej prowadził produkcję zwierzęcą” – napisał zastępca dyrektora OT ANR Jerzy Borcz i odesłał do ARiMR, która najlepiej wie, jak rolnik wywiązuje się z realizacji programów rolnośrodowiskowych.

Takie wyjaśnienia nie zadowalają jednak rolników sąsiadujących z dzierżawcą. Tym razem do posła Bogdana Rzońcy napisało czterech młodych okolicznych rolników: „Zwracamy się z prośbą o interwencję i udzielenie możliwej pomocy w nabyciu przez nas gruntów rolniczych położonych w miejscowości Wyszowatka (gmina Krępna) pozostających w dyspozycji ANR OT w Rzeszowie. Wszyscy jesteśmy młodymi rolnikami, swoje życie chcemy związać z gospodarstwami rolnymi, na których dotychczas pracowali nasi rodzice.

Jednak areał posiadanych przez nas gruntów jest zbyt mały, aby zaspokoić zapotrzebowanie paszowe planowanej (tradycyjnej na tych terenach) hodowli bydła w celu produkcji mleka i żywca wołowego” – napisali czterej młodzi rolnicy i wskazali, że ptrzebne pasze mogłyby pochodzić z ziemi użytkowanej przez sąsiedniego dzierżawcę.  

„W dyspozycji ANR OT w Rzeszowie pozostaje w tym gospodarstwie około 80 ha gruntów stanowiących łąki i pastwiska. Obecny dzierżawca (część gruntów już nabył) nie prowadzi żadnej produkcji rolnej na tutejszym terenie. Wydzierżawione gospodarstwo doprowadził do całkowitej degradacji. Obiekty – budynki hodowlane przedstawiają obraz ruiny i nie będzie możliwości przywrócić ich do stanu poprzedniego. Sądzimy, że dzierżawcy chodzi jedynie o uzyskanie dopłat z tytułu dzierżawy i za te pieniądze ich zakupu”.

Bo też jeśli 180 ha pomnożyć przez 2400 zł rocznie do ha łąk i pastwisk – kwota jest znacząca. Ale młodzi rolnicy policzyli inaczej. „Blokada możliwości rozwoju dla młodych rolników, którzy pozostają bez zabezpieczenia paszowego dla rozwoju produkcji hodowlanej ma swoją wymowę” – twierdzą i pytają: „Jako młodzi rolnicy, posiadający specjalistyczny sprzęt, prowadzimy zaniżoną hodowlę, ponieważ nie mamy wystarczającej bazy paszowej, która gdzie indziej <ekologicznie> jest spalana.

Gdzie logika w działaniach ANR. Czy dotychczasowy dorobek naszych rodziców możemy pozostawić na degradację, a sami wyjechać do krajów Europy Zachodniej, aby tam wykorzystano nasze rolnicze doświadczenie. Obecny dzierżawca raczej nas nie zatrudni, ponieważ nie zatrudnia tu nikogo. Rodzinna ziemia ma pozostać w dyspozycji tzw. kombinatorów rolno-finansowych.”

Czy rzeczywiście można i trzeba oddawać derkaczowi 80 ha? Czy nas na to stać? Czy taka jest rola programów rolnośrodowiskowych, żeby wypierać z ziemi rolnika na rzecz ptaków? Czy wreszcie ANR prawidłowo zagospodarowała ziemię przekazaną jej w zarząd?

Pytania można mnożyć. I niestety nic nie wskazuje na to, aby sytuacja była jednostkowa, a odpowiedzi rzeczowe.