Rolnicy z okolic Pyrzyc stoją na polu i nie pozwalają go obsiać dotychczasowemu dzierżawcy - Zakładowi Rolnemu Obojno. Burmistrz Pyrzyc składa do prokuratury zawiadomienie o przestępstwie popełnianym na tym polu, a NIK nie znajduje większych uchybień w pracy zachodniopomorskiej ANR (jak zapewnia sam kontrolowany, bo oficjalnie raportu jeszcze nie ma). Czy sytuacja w zachodniopomorskim rzeczywiście normalizuje się? Poprosiliśmy o zajęcie stanowiska p.o. dyrektora OT ANR w Szczecinie Jacka Malickiego.

Pełniącego obowiązki dość już długo – blisko rok. I choć, jak przyznaje sam Malicki, ta forma kierowania powinna trwać jak najkrócej i mówi się, że to formuła przejściowa, to obecnie nie ma ogłoszonego konkursu na to stanowisko.

A na ile udało się uspokoić nastroje w zachodniopomorskim? Raczej niewiele. Prowadzony ponad dwa miesiące w Szczecinie protest rolników jest zawieszony. W okolicy Pyrzyc trwa gwałtowny konflikt. Rolnicy nie pozwalają obsiać pola dotychczasowemu dzierżawcy.

- Zakład Rolny Obojno ma prawo obsiać pola. Zawarliśmy aneks – ponieważ mieli poprzednią umowę do końca sierpnia albo do pierwszego dnia września. Tak prawdę mówiąc, taktycznie liczyłem na to, że oni popełnią może błąd, czyli na przykład  wejdą z zasiewami i dadzą nam jakiś argument, do takiego bardziej radykalnego traktowania tej spółki – ale wszystko się odbyło tak jak trzeba i zawarliśmy nową umowę, aneks do umowy na dwa miesiące, bo tak jest praktykowane, i  wciągu tych dwóch miesięcy oni określą, jakie są ich zamierzenia co do zakupu, my to zweryfikujemy – no, jakieś takie na drodze ustaleń i negocjacji kolejne wyłączenia – i podpiszemy z nimi umowę na okres do końca okresu wegetacyjnego.

Wymagane zgodnie z nowelizacją  ustawy 30 proc. zostało im wyłączone w 2012 roku – zapewnia dyrektor..

- To w listopadzie będzie gotowe do sprzedaży. Poza tym, jak byśmy rozpisali te 850 ha, to 30 proc. zostało ustawowo wyłączone, czyli ok. 250 ha – i to jest już podzielono na działki kilkunastohektarowe  (…), kilkanaście równych działek, i to będzie w listopadzie do sprzedaży. Teraz na drodze negocjacji wyłączyliśmy im kolejne 120 ha, które pójdzie do szybkiej dzierżawy. I teraz, przy tej definitywnej umowie mam zamiar jeszcze im wyłączyć kolejne 150 ha.

Jak zapewnia dyrektor, wyczerpuje to wszystkie jego wcześniej składane rolnikom obietnice. O co więc teraz toczy się walka? Czy rolnicy uważają, że spółka nie powinna w ogóle korzystać z prawa pierwokupu?

- Rolnicy uważają, że oni w ogóle nie powinni być – stwierdza dyrektor. - Przecież ja nie mogę łamać prawa. Jest umowa między instytucją ANR a podmiotem Gospodarstwo Rolne Obojno – czyli spółką polską z udziałem kapitału zagranicznego – i ja nie mogę zrywać umów. To już rolnicy się pogubili.

A czy zawieranie umowy ze spółką z kapitałem obcym, która teraz tą drogą może wejść w posiadanie ziemi z pierwszeństwem  nie było omijaniem prawa? Zdaniem dyrektora Malickiego - nie.

- To nie jest omijanie prawa, łamaniem prawa jest to, co rolnicy wyprawiają – stwierdza.  – To nie jest tak, że ANR łamie prawo, a rolnicy patrioci bronią polskiej ziemi. – Rolnicy łamią polskie prawo. Nasze umowy są jak najbardziej w majestacie prawa zawierane i nikt by się nie ośmielił nam na jakikolwiek manewr.

A jak się ma to do naczelnego celu ANR, polegającego na zwiększaniu gospodarstw rodzinnych?

Jacek Malicki uważa, że agencja realizuje ustawowy zapis preferowania gospodarstw do 300 ha.

- Lata 90., kiedy nikomu się nie śniło brać ziemię, spowodowały, że w zachodniopomorskim jedynym klientem agencji były spółki.

Na początku były to najczęściej spółki pracownicze.

- Później na drodze ewolucji – to by trzeba bardziej zajrzeć w kodeks spółek cywilnych, nie naszą ustawę, te spółki, kiedy im nie szło – wypełniały się kapitałem zagranicznym, ale to były decyzje pozaagencyjne – i teraz mamy taki skład spółek, jaki mamy.

Spółki zagraniczne i cudzoziemcy nie mają prawa kupować polskiej ziemi. Nie dotyczy to spółki Obojno.

- To jest polska spółka z udziałem kapitału zagranicznego. Ja nie mogę się emocjonować, czy tam w tej spółce jest hrabia duński czy von…. Ale są. Co ja mam za podstawy? Na nazwiska będziemy polować? Na to, czy ktoś ma „von” przed nazwiskiem, w to ja mam się bawić…?

A czy na pewno nie ma żadnych narzędzi prawnych, które pozwalałyby wejść agencji w sytuacji, kiedy trzy na cztery osoby z zarządu są cudzoziemcami?

- Jest narzędzie prawne, które na nas nakłada obowiązek sprzedaży…

- …i ustawa  z 1920…

- …to nie ten przypadek. To nie jest cudzoziemiec. To jest polska spółka z udziałem kapitału zagranicznego – powtarza dyrektor.

Osoby wchodzące w skład zarządu mogą mieć obywatelstwo obce.

- Dla mnie to jest polska spółka z udziałem kapitału zagranicznego. Koniec. Która może od nas dzierżawić, która może od nas kupować.

A czy nie ma tu kolizji w prawie, skoro z jednej strony nie można sprzedać ziemi cudzoziemcom, a z drugiej trzeba sprzedać spółce z kapitałem obcym?

- Jakiej kolizji? To jest polska spółka. Czy mamy polować na czarownice?

A na czym polega ta polskość spółki zarządzanej przez trzech cudzoziemców?

- Nie wiem, na czym ta polskość… To co, tak jak na Żydów będziemy polować?  Ja nie mam w ogóle uprawnień do tego, żeby sprawdzać polskość albo niepolskość spółek, tak jak i obywateli, bo w końcu dojdziemy do paradoksu – odpowiada Malicki.

Zdaniem dyrektora Malickiego, interes Polski jest dobrze chroniony – zakaz sprzedaży ziemi cudzoziemcom zadziała u notariusza.  Ale nie w tym przypadku – bo ta spółka jest spółką polską. A czy ktoś to weryfikuje?

- Nie wiem, czy ktoś to weryfikuje. Nie wiem, czy my tego nie weryfikujemy. Nie wiem, prokuratura, ABW, nie wiem, kto to weryfikuje.

A co wyjaśniła ABW odnośnie do sprzedaży ziemi słupom?

Zdaniem dyrektora, sprzedaż ziemi „słupom” to zupełnie co innego – wtedy przychodził na przetarg Kowalski,  który miał pieniądze od Niemca i kupował w jego imieniu - ale zgadza się z opinią, że połowa ziemi w okolicy Pyrzyc należy już do cudzoziemców.

- Do takich cudzoziemców, jak Obojno – dodaje. – Gmina Przelewice, która stała się znaczącym właścicielem gruntów agencyjnych, bo około 4 tys. ha, prowadziła własną politykę. Tam jest spółka Karsko. To akurat są grunty, które nie były w agencji. Jeden jedyny eksperyment w Polsce, że gospodarstwo zostało przejęte przez gminę Przelewice i my nic wspólnego z tym nie mamy. Dla nas Grupa Karsko nie istnieje. Dla nas istnieje Gospodarstwo Rolne Obojno, z którym mamy wszystkie umowy od lat 90. zawierane i aneksowane i doprowadzone do sytuacji dzisiejszej.

A dlaczego był zawierany kolejny aneks, skoro we wrześniu ziemia od tej spółki miała już trafić na przetarg?

- W tym wrześniu musiał być zawarty aneks, bo spółka ma prawo do pierwszeństwa zakupu gruntów, a gruntów nie można zakupić z pierwszeństwa, jeżeli się nie ma ważnej umowy dzierżawy. Więc na ten okres, kiedy przybierze ostateczny kształt umowa, co oni kupują, na jakich zasadach, musiała być umowa…

- To to nie było wcześniej określone, co kupują i na jakich zasadach?

- Nie.

- A dlaczego?

- A dlaczego pani nie pyta, ile od tej spółki żeśmy wyłączyli, tylko stale pani wraca…

- Bo to ciągle jest problemem spornym. Nie czuje Pan potrzeby wyjaśnienia tego?

- Pani chce, żebym co? Żebym ja się przyznał nagle, że co, że w agencji się łamie prawo? Nie. Spółka w majestacie prawa nabrała prawa pierwszeństwa zakupu, ekstra pierwszeństwa zakupu, bo umowa dzierżawy daje prawo do pierwszeństwa zakupu, jeżeli trwa powyżej 3 lat, a tutaj nabrała super pierwszeństwa, ponieważ wyłączyła jeszcze 30 proc. na potrzeby okolicznych rolników. W 2006 roku wyłączyła jeszcze 400 ha w ramach tak zwanych wyłączeń…

- A w lipcu tego roku informowano mnie, że wyłączenie 30 proc., 280 ha, nastąpi 31 sierpnia, a przetargi ograniczone będą we wrześniu.

- To będzie trochę później, w listopadzie będą przetargi, ponieważ tam jakieś sprawy drogowe były, które spowodowały, że wycena była później, jak się spodziewano.

- Czy te dwa miesiące były niezbędne?...

- … nie mógł zaistnieć ani jeden dzień bez umowy. Przychodzi 31 sierpnia, spotykamy się ze spółką, ta nie popełniła żadnego błędu… To wyłączenie odbyło się w ubiegłym roku, ale spółka miała zgodę na obsiew tego, ponieważ program realizowała, mój poprzednik wydał zgodę na obsiew. Teraz te grunty wróciły po zbiorach, ale my je już wcześniej podzieliliśmy, przecież nie musimy czekać na gołą ziemię. Grunty zostały geodezyjnie przygotowane, podzielone i będą na sprzedaż.

Na sprzedaż w listopadzie trafi 250 ha, kilkanaście działek. Grunt pozostały jest w umowie dzierżawy i spółka Obojno ma pełne prawo go obsiać – zapewnia dyrektor.

A co z ziemią z Barlinka? Tam rolnicy nie pozwolili sprzedać ziemi, przetarg odwołano w trakcie. Wniosek o odwołanie przetargu zgłosiła izba rolnicza. Nie został uwzględniony.

- Tak się zdarza – kwituje dyrektor. – Zakładam, że niedługo będzie przetarg.

- A kiedy?

- Znów intencji pani nie rozumiem. Był przetarg. Rolnicy nie pozwolili nam sprzedać, a swoim kolegom kupić. I ja nie wiem, kto ma być dla nas bardziej wiarygodny.

Jak twierdzi Malicki, wszystkie dokumenty zostały zweryfikowane i każda osoba, która była na sali, była uprawniona do brania udziału w przetargu. Dlaczego więc odwołano przetarg?

- Ponieważ fizycznie nam to uniemożliwiono. Ja nie mogę pracowników narażać na fizyczne przepychanki chuligańskie.

- To były chuligańskie przepychanki? Wezwał Pan policję?

- Ja nie chcę policji wzywać do urzędu, tak jak do domu się nie wzywa, tak samo ja do firmy nie będę wzywał pochopnie.

- Z tego co mówili rolnicy wynika, że przetarg odwołano wtedy, gdy poprosili o zgodę na filmowanie. Byli gotowi pokazać to, jak się zachowują. Wtedy przetarg odwołano. Skąd niechęć do kamery?

- Bo uczestnicy sobie tego nie życzyli.

Malicki twierdzi, że sprawdzeni uczestnicy przetargu byli wiarygodni. Przyszli, żeby kupić ziemię. A że rzecz się działa w instytucji publicznej, to nie oznacza jawności przed kamerą.

- Nie wiem, czy możemy przy kamerach przetargi… kiedy o pieniądzach ludzie mówią… nie bardzo sobie wyobrażam, żebyśmy na placach robili przetargi, w świetle jupiterów, gdzie ludzie swoje pieniądze wydają.

Jak zapewnia dyrektor, przetargi ograniczone są teraz podstawową formą sprzedaży i w ten sposób sprzedawane jest 50 proc. gruntów. - Druga połowa to przetargi nieograniczone na drobne działki i sprzedaż z pierwszeństwa.

A przetargi ofertowe?

- Nieszczęście się zdarzyło, że zrobiliśmy pierwszy ofertowy w Pyrzycach. Ponieważ Pyrzyce żadnej naszej formuły nie przyjmują, tak samo oprotestowali pierwszy przetarg ofertowy. Zarzuty były bardzo różne, jakie tylko w przyrodzie występują. Każdy na każdego pisał.

- A nie chodziło o to, że głównym kryterium oceny ofert była nadal cena?

- Na drodze ciężkich negocjacji doszliśmy do 50 proc. ceny. 50 proc. to nie jest większość. To jest połowa. Ani większość, ani mniejszość. Połowa. Doszliśmy do tego na drodze trudnych negocjacji, ponieważ instytucja państwowa naraża się na to, że ktoś kupi…  jak 50 proc., to wcale nie tak trudno matematycznie sobie wyobrazić, że ktoś kupi, dając niższą cenę. Doszliśmy do 50 proc. Koniec. Cena stanowi 50 proc., pozostałe 5 kryteriów po 10 proc., zaproponowanych przez izbę. I z takim przetargiem żeśmy wystartowali w Pyrzycach.

- To było nie do przyjęcia dla rolników?

- Dla miejscowych rolników nic nie jest do przyjęcia i prosiłbym, żeby pani taką świadomość miała. To są rolnicy, dla których nic z tego, co proponuje agencja nie jest do przyjęcia. Żaden z nich nie wpłacił wadium. Chociażby. Czyli krzyk jest o nic, bo oni sobie nawet szansy nie dają. Pan Tarnowski swoje wadium – a dokładniej swojej żony – wycofał w ostatniej chwili. Woli protestować i nie dawać innym kupować.

- Teraz przetargi ofertowe w ogóle się nie odbywają?

- Nie odbywają się, ponieważ jest rozstrzygane przez biuro prezesa…  skargi, odwołania i tak dalej…

- Nie było to w pełni uregulowane?

- Dla mnie… ja będę bronił przetargu ofertowego, ponieważ ciężko żeśmy do tego dochodzili. Przetarg ofertowy to nie jest nasz pomysł, agencyjny – to jest najdalej posunięty pomysł strony społecznej. Czyli urodziliśmy dziecko, któremu nie daliśmy przyjść na świat, bo od razu pierwszy przetarg został spacyfikowany.

- Może należało to mocniej umocować w prawie?

- Nie da się mocniej.

- Nie rozporządzeniem, ale wprowadzić uregulowania ustawowe.

- Jak byśmy chcieli przez Sejm, to byśmy do tej pory z tym czekali. Oczywiście, że poszliśmy na skróty, ale poszliśmy na skróty nie dla dobra agencji, ale dla dobra rolników. To że my dostaliśmy to tylko w randze rozporządzeń, to jest nasze ryzyko.

- Ale skrót nie przybliżył do celu.

- Skrót by przybliżył do celu, gdyby nie rolnicy, którym nic nie odpowiada.

- Tak Pan ich ocenia?

- Tak oceniam grupę pyrzycką. To jest kilku rolników.

- A w ogóle jest Pan zdania, że ze swojej misji w Zachodniopomorskiem może Pan być zadowolony?

- Z misji w Zachodniopomorskiem to pewnie nikt nie będzie zadowolony, ale w bólach, w mękach coś robimy. Sprzedajemy. Rolnicy kupują. Poza Pyrzycami.

- Ile udało się sprzedać poza pierwszeństwem nabycia?

- Około 5000 ha w ciągu dziewięciu miesięcy ostatniego roku.

- W przetargach ograniczonych?

- Przetargi ograniczone w ilości stanowią znikomy procent. Mamy jeszcze drobiazgi, które sprzedajemy w przetargach nieograniczonych i tam ta statystyka punktuje, bo one często są wielokrotnie przeprowadzane. Ale połowa gruntów… Czyli w ilości 10 proc., ale w powierzchni gruntów 50 proc. jest sprzedawane w przetargach ograniczonych. To jest ilość, która satysfakcjonuje. Jesteśmy tutaj zdecydowanie dominujący w Polsce i jedyni, którzy tak się nad tym troskliwie pochylają.

- Bo też i najwięcej ziemi jest tu jeszcze.

- Zgadza się. Ale to pożytek i minus.

- A czy opłaca się jeszcze dzierżawić ziemię, skoro ostatnio podniesiono czynsze?

- Był w agencji proces tzw. urynkowienia czynszów. Niektóre z umów jeszcze z lat 90. zawierały czynsze niepasujące do dzisiejszych czasów. I – ponieważ rynek czynszów jest znikomy, nie da się tego zrobić tak, jak z rynkiem sprzedaży, czyli to co robią rzeczoznawcy, że dany teren są w stanie prześwietlić, jakie były transakcje zawarte, znaleźć podobne grunty i trafić z ceną – z dzierżawami nie można było tego zrobić. Właściwie tylko my dzierżawimy. Dzierżawy w obrocie prywatnym prawie że zniknęły. Tak że matematycznie doszliśmy do takiego wskaźnika…

- Jaki jest teraz średni czynsz?

- Około 5 kwintali.

- Rozumiem, że im większe gospodarstwo, tym mniejszy czynsz.

- To głównie od bonitacji gleby zależy.

- Ujawni Pan, jaki czynsz płaci Obojno?

- Od kilku do kilkunastu kwintali, ponieważ tam było kilka umów, a w nowej umowie, która wkrótce powstanie, będzie miał (…) czynsz na poziomie tych 120 ha, które są przedstawiane rolnikom do krótkiej dzierżawy. Moja znajomość  sytuacji pyrzyckiej… obym był złym prorokiem, ale wydaje mi się, że rolnicy znów nie pozwolą na sprzedanie i wydzierżawienie tych gruntów Obojno.

- Dlaczego? Przecież chcą kupić?

- Ja tam nie widzę ani logiki, ani zdrowego rozsądku, ani czegoś…  Niczego tam nie widzę.

A dlaczego nie pozwolono burmistrzowi Pyrzyc poznać umów zawieranych z Obojnem?

Zdaniem dyrektora Malickiego, nie udzielono informacji objętych tajemnicą osobową: czynszów, nazwisk osób podpisujących. Na pytanie, dlaczego zawierano aneksy do umowy dzierżawy na pewno burmistrz uzyskał odpowiedź.

- Widocznie chce wiedzieć tego, czego wiedzieć nie może – podsumowuje Malicki i uważa, że prokuratura wyjaśni sprawę odpowiadając na złożony wniosek burmistrza i odium z ANR spadnie.

Kończąca się kontrola NIK zdaniem dyrektora nie przyniosła wniosków, „które zdruzgocą agencję”.

A czy wszystko było jak należy?

- Można powiedzieć, że wszystko było jak należy, poza uchybieniami proceduralnymi, czyli bardziej polegającymi nie na tym, że źle coś robimy, ale że źle coś opisujemy czy nazywamy.

- Czyli co: niepotrzebnie wyrzucono dyrektora Pniewskiego?

- Na pracę dyrektora składają się różne rzeczy, nie tylko wynik kontroli. Taki wniosek byłby zbyt uproszczony.

Dyrektor Malicki dodaje, że stara się doprowadzić do porozumienia. A jest z tym środowiskiem związany od zawsze. Umowa z zakładem Obojno była korzystna dla rolników: już wyłączono więcej jak 30 proc. i ma zamiar wyłączyć więcej.

- My ze spółką w twardych negocjacjach kroimy każdy hektar, żeby rolnikom dać, umożliwić zakup – a rolnicy mimo to nie kupują. Spółka oddała 250 ha, które będą na sprzedaż w listopadzie, kolejne 120 ha będzie w przetargach na krótkoterminową dzierżawę w październiku jeszcze. Oni kupią niewiele ponad 300, a resztę my wyłączymy i znowu będzie oferta dla rolników. To jest nasze zamierzenie.

Jak dodaje Malicki, jest zagrożenie, że jeżeli „Zakład Rolny Obojno skieruje sprawę do sądu, to my wrócimy do tych 30 proc., które jest ustawowe.”

Tylko około 1/3 ziemi Zakładu Rolnego Obojno zostanie więc kupione w zakładzie – a mogło być odwrotnie, bo tylko tyle mogło być oddane na sprzedaż.

A czy dyrektor Malicki – skoro tak zabiega o zwiększenie wydzielenia poza nawet ustawowy obowiązek – ma świadomość tego, że protestujący rolnicy mają rację?

- Mają rację, oczywiście, że mają rację, ale to ich nie upoważnia do tego, żeby łamali prawo. To co robią w tej chwili na polu to jest łamanie prawa.