To kolejna osoba potraktowana podobnie jak Jacek Patalan, o którego doświadczeniach pisaliśmy niedawno.
Więcej: Rolnikowi drobiu na targu sprzedawać nie wolno
Po przeczytaniu tego tekstu do naszej redakcji odezwała się kolejna osoba, skontrolowana na targowisku w Piszu, wskazując, jak wiele inwencji w jej przypadku wykazały połączone siły przedstawicielek inspekcji sanitarnej i weterynaryjnej.
- Cała kontrola to prowokacja, której mogą dokonywać tylko służby takie jak CBA – opowiada pani Agata. – Mamy zarejestrowany handel RHD, mam aktualne wszelkie dokumenty potwierdzające możliwość prowadzenia takiego handlu. Na targowisku w Piszu podeszła do mnie pracownica inspektoratu i podszywając się pod córkę jednej z moich klientek, która wcześniej kupowała u mnie jaja, powiedziała, że jej mama zamówiła u mnie kawałek twarogu. Ja się tego nie wypieram, bo tydzień wcześniej kupowała u mnie starsza pani jajka i pytała, czy mogłabym jej przywieźć kawałek swojskiego twarogu, wyprodukowanego domowym sposobem, naturalnie według receptury naszych babć. Odpowiedziałam jej, że zamierzam produkować i sprzedawać twaróg i że mam na to pozwolenie, a także, że posiadam atest weterynaryjny (stały) od bardzo wielu lat i jeśli chce, to przywiozę jej do spróbowania za niewielką sumę.
Pani Agata ser sprzedała. Zarobione w ten sposób 4 zł okazało się podstawą do wystawienia mandatu na 200 zł, którego nasza czytelniczka nie przyjęła. Protokół pokontrolny – mało czytelny - zawiera szereg zarzutów. Nie zakwestionowano prawa do prowadzenia rolniczego handlu detalicznego – ale braki higieniczne związane ze sprzedażą: „odnotowano sprzedaż z bagażnika samochodu osobowego”, „sprzedaż była prowadzona z wiaderek plastikowych po opakowaniach ketchupowych”, „sprzedawano jajka i ser biały w torebkach foliowych bez etykiety”, „bez możliwości identyfikacji, „prowadzono też sprzedaż jaj kurzych na sztuki (?)”, „brak warunków zapewniających higienę rąk sprzedawcy, brak warunków higienicznych (?) sprzedaży twarogu, brak wpisu w rejestrze sprzedaży twarogu, brak wody bieżącej do mycia”, „samochód nie posiada atestu dopuszczającego sprzedaż produktów spożywczych pochodzenia zwierzęcego” – to zarzuty sformułowane w protokole.
- Jest to nieprawdą, gdyż sprzedaż jajek była prowadzona z kosza wysłanego białą serwetką, który stał na stoliku – mówi pani Agata. - Natomiast w bagażniku samochodu znajdowały się jeszcze jaja kurze w plastikowych wiaderkach, z których przynosiłam jaja, przekładając do koszyka, kiedy te pierwsze zostały sprzedane. Pojemniki te były po środkach spożywczych, spełniających wymogi do przechowywania żywności, które zawsze po sprzedaży myję i dezynfekuję odpowiednimi środkami. W trakcie kontroli pracownice inspekcji nakazały mi otworzyć bagażnik, w którym nie stwierdzono nic poza kilkoma pojemnikami, w których znajdowały się jaja kurze. W czasie trwającej kontroli ja sprzedawałam jajka z kosza na stoliku, a panie mieszały w bagażniku samochodu, przeprowadzając rewizję samochodu bez nakazu prokuratora. Panie z inspekcji powinny były się wylegitymować, a tego nie uczyniły, kiedy poprosiłam o przedstawienie legitymacji, to ich nie przedstawiły, zasłaniając się ustawą o ochronie danych osobowych.
Całe zdarzenie spowodowało zainteresowanie kupujących.
- Ludzie zgromadzeni przy moim stoisku byli zbulwersowani takim działaniem służb weterynaryjnych i stanęli po mojej stronie – mówi pani Agata. - Potwierdzili także bardzo dobre walory smakowe moich jajek, ponieważ kury są karmione ziarnem z własnego gospodarstwa, a nie GMO. Mam zaświadczenie z Urzędu Gminy Kolno, że woda, którą spożywają kury, jest pod stałym nadzorem sanitarnym, a więc spełnia warunki wody pitnej. Kury mają zapewniony dobrostan - wybieg na świeże powietrze, mają grzędy wykonane z drewna oraz klatki do niesienia jaj. Cały kurnik jest wyłożony glazurą od posadzki aż do sufitu, a światło jest zapewnione od zmierzchu do świtu - załączane automatycznie. Kury mają stały dostęp do wody i do paszy. Utrzymanie kur jest w systemie ściółkowym, codziennie ścielimy słomą z własnego gospodarstwa. Kurnik posiada okna o dużej powierzchni, co zapewnia dobre warunki wentylacji.
Wszystko to na nic – i tak, jak się okazuje, można spowodować zagrożenie. Tylko czy na pewno wynikające z nieprzestrzegania higieny?
- Z tych dwóch krów, które pozostawiłam sobie w gospodarstwie, mogę mieć przy prowadzeniu handlu żywnością większy zarobek, niż wcześniej z 12 krów, których mleko odstawiałem do spółdzielni – wskazuje mąż pani Agaty, Krzysztof. – Nie mieliśmy żadnego problemu z zarejestrowaniem RHD w Kolnie. Mamy wszystkie potrzebne dokumenty. Podejrzewam, że ta kontrola była sprowokowana przez konkurencję, chcącą nas wyeliminować z tego rynku. Jaki samochód mam mieć do przewozu na dystansie ok. 30 km? Chłodnię mam kupić? Panie kontrolujące nie miały nawet sprawnego termometru, twierdziły, że w otwartym bagażniku jest temperatura wyższa, niż była wtedy na dworze.
Cóż, odnotujmy radosny fakt łatwego wpisania do rejestru RHD gospodarstwa pani Agaty, dokonany 21 stycznia 2019 r. przez powiatowego lekarza w Kolnie – to już pewien postęp, miejmy nadzieję, że podobnego zaszczytu dostąpi też gospodarstwo pana Jacka, skoro wiadomo już, że nie musi on mieć zarejestrowanego „zakładu”.
Pani Agata tak podsumowuje sytuację:
- Cztery pracownice przez około godzinę traciły czas, a ja zostałam potraktowana jak przestępca. Wezwały policję - uzasadniając, że czuły się zagrożone z mojego powodu, ale to ja czułam się zagrożona. Zdenerwowana w obecności policji uświadomiłam sobie, że nasze państwo nadal działa teoretycznie, bo tam gdzie służby weterynaryjne powinny szybko zadziałać, to ich nie ma – bo w ubojni w woj. mazowieckim, gdzie działo się bardzo źle od wielu lat służby nie działały - a tu rolnik za kawałek twarogu będzie się musiał bronić w sądzie.
A może nie będzie musiał? Czy zagrożenie spowodowane przez panią Agatę rzeczywiście zmusza do interwencji i mobilizacji tak liczne siły państwa?
Pani Agata oprotestowała to, jak została potraktowana, pisząc skargi do policji i Ministerstwa Rolnictwa. Czeka. Z obawą jeździ na targ do Pisza – w końcu przygoda może się powtórzyć. Czy o to chodziło kontrolującym ten rynek?
- Chcieliśmy złożyć wniosek o dotację z PROW na RHD, ale okazało się, że nie można w ten sposób kupić samochodu do przewozu towaru, więc zrezygnowaliśmy. Przy takim podejściu weterynarii może się okazać, że 5 lat nie wytrzymamy na tym rynku, a tyle czasu prowadzenia działalności wymaga skorzystanie z PROW – tłumaczy pan Krzysztof.
Komentarze