A załatwić chce wiele. Jego problemy ciągną się od 1996 roku.
Po dawnym PGR objął ziemię należącą do Akademii Rolniczej w Krakowie. Zaciągnął kredyty bankowe na jej zagospodarowanie. Kolejne powodzie – powtarzające się w trzech kolejnych latach – pozbawiły gospodarstwo możliwości spłaty zadłużenia i opłacania podatku. Akademia Rolnicza zerwała umowę dzierżawy. Doszło do licytacji.
Włodzimierz Knurowski pokazuje zdjęcia: tu świnie pakują do szoferki, a tu widać, że na przyczepie są 32 świnie, a nie 19, jak napisali. Zabrali, powieźli – koszt utrzymania zwierząt okazał się wyższy niż zysk ze sprzedaży.
- Potem parodia. Odbierali po trochu. Sprawdzali, ile chłop może wytrzymać.
Zlicytowali np. 3,5 ha ziemi z ojcowizny Knurowskiego – w tym 60 arów lasu, 32 ary terenu budowlanego – za 25 tys. zł, warte – jak twierdzi, 60 tys.
Ale Knurowski wytrzymywał. I to nie biernie.
- Zorientowałem się, że rzeka jest zaniedbana – mówi. Tyle że o jej stan na odcinku przylegającym do dzierżawionego przez niego pola powinny dbać Okocimskie Zakłady Piwowarskie S.A. w Brzesku. - Nie pozwolili mi wyciągnąć drzew z rzeki, a jak po kilku latach wreszcie pozwolili, to na odcinku 3 km wyciągnąłem 267 drzew. I jak woda miała płynąć? Musiało zalewać.
Pierwszy raz przyjechać do Warszawy postanowił w 1997r. Z protestem. I z dziećmi, bo ma ich sześcioro, sam chował. Obiecali, że załatwią, że się zainteresują. Nie pomogli. W pewnym okresie pomogli sąsiedzi, ksiądz się za nim wtedy ujął – ze zbiórki datków opłacił część długów.
- Że ja to wszystko wytrzymałem – dziwi się. – Dzieci ze mną były, rozumiały. Dlatego udało się przetrwać. Nawet na kolonie dla dzieci powodzian nie chciały jechać – bo jak pojechały, to potem mi pisali, że to była pomoc. A dzieci mówią: tato, a co z takiej pomocy mamy?
Gospodarstwa ubywało. Teraz już długi spłacone. Została rozpacz i poczucie krzywdy.
- Gnębi się mnie. To była mściwość. Jadę do domu i widzę biedę. Stodoła się rozpada. Dom pod agroturystykę postawiony dachu nie ma. Widzę nędzę.
I to nie tylko u siebie, ale wokół. Bo przed wejściem do Unii za 5 ton pszenicy miał więcej, niż teraz z dopłatami. A dzieci miały pracę - a teraz syna za granicę do pracy posłał.
Jak twierdzi Knurowski – wszystko jeszcze można odwrócić. Poszedł do Prokuratora Generalnego, złożył skargę. Wierzy w dobrą wolę Rzecznika Praw Obywatelskich – Irena Lipowicz może spowodować wszczęcie sprawy karnej za niedrożność rzeki, co otworzyłoby mu drogę do ubiegania się o odszkodowanie. Więc trwa pod siedzibą Rzecznika. I codziennie zanosi nowe pismo – żeby nie zapomniała. Odpowiedzi jak na razie nie ma…
Komentarze