Poseł Lech Kołakowski nie miał wątpliwości: z jego interpelacji wynika, że decyzje lokalizacyjne polskich elektrowni wiatrowych to efekt braku rozwiązań prawnych w Polsce podobnych do tych obowiązujących w RFN: „Solidaryzując się z mieszkańcami, jestem mocno zbulwersowany i zaniepokojony trwającym od kilku lat i nasilającym się natarczywym lobbingiem firm, głownie z obcym kapitałem, na rzecz lokowania elektrowni wiatrowych w miejscach cennych przyrodniczo i blisko zabudowań, co zagraża zdrowiu i życiu ludzkiemu. Samorządy kuszone w dobie pogarszającej się sytuacji budżetowej gmin dodatkowymi wpływami podatkowymi z tych inwestycji, często nieświadome zagrożeń, godzą się na lokowanie siłowni wiatrowych w miejscach nieakceptowanych społecznie. Można przypuszczać, że w niektórych przypadkach mogły mieć nawet miejsce działania prawnie niedozwolone. Inwestycje te są często finansowane z udziałem publicznych środków”  – napisał poseł w interpelacji skierowanej do 4 ministrów: zdrowia, rolnictwa, gospodarki i środowiska.

Sławomir Neuman, odpowiadając w imieniu ministra zdrowia, stwierdził, że „Ze względu na niewystarczającą liczbę badań oraz rozbieżne opinie naukowców w kwestii wpływu elektrowni wiatrowych na zdrowie niezmiernie trudno jest zająć jednoznaczne stanowisko w sprawie oceny uciążliwości powodowanych funkcjonowaniem takich instalacji.”

Wiceminister zdrowia przekonuje też o znikomych wynikach badań prowadzonych dotychczas: „Większość opublikowanych wyników badań epidemiologicznych w zakresie wpływu elektrowni wiatrowych na zdrowie ludzi pokazuje, że uciążliwość turbin wiatrowych jest funkcją wielu czynników, w tym głównie emisji dźwięków oraz akceptowania bądź nie lokalizacji położenia danej farmy przez lokalną społeczność. Istnieją zarówno badania, które nie wykazują związku bezpośredniego pomiędzy turbinami wiatrowymi a wpływem na zdrowie ludzi, jak i te, które taki związek pokazują. Niestety badań jest niewiele, dlatego obecnie wielu ekspertów twierdzi, że nie ma wystarczających dowodów umożliwiających ustalenie, czy turbiny wiatrowe wpływają (i w jaki sposób) na zdrowie ludzi czy też nie. Nie można również przyjąć jednoznacznie, że taki wpływ nie występuje lub może być pominięty (jest nieistotny).”

Czy należy wobec tego uznać, że budowa tego typu instalacji będzie wstrzymana do wyjaśnienia wątpliwości? Nic na to nie wskazuje. "Badania wskazują również na fakt, iż kwestia nastawienia społeczeństwa do tego typu inwestycji pełni kluczową rolę i ma istotny wpływ na stan zdrowia mieszkańców żyjących w okolicy elektrowni tego typu. Dlatego też bardzo istotną sprawą jest uwzględnienie opinii społeczeństwa w trakcie planowania inwestycji i przeprowadzenie rzetelnej kampanii informacyjnej” – napisał wiceminister zdrowia.

A w jakim kierunku wobec tego powinna iść ta „rzetelna kampania informacyjna”?

Wiceminister wskazuje go czytelnie: „Na całym świecie tysiące ludzi żyje w pobliżu turbin bez zauważalnych konsekwencji zdrowotnych. W wielu regionach Europy energia wiatrowa cieszy się znacznym poparciem społecznym, co nie oznacza, że nie posiada też krytyków. Kluczem do akceptacji tego typu wytwarzania energii jest odpowiednia świadomość społeczeństwa i poczucie, że władze lokalne zrobiły wszystko, by ograniczyć potencjalne ryzyko zdrowotne dla mieszkańców żyjących w okolicy farm wiatrowych. Dlatego też w trakcie konsultacji społecznych warto przeprowadzić i przedstawić symulacje pokazujące korzyści płynące z rozwoju energetyki wiatrowej jako sposobu wytwarzania energii nieszkodzącemu środowisku naturalnemu, a tym samym zdrowiu. Szczególnie ważne jest to w ujęciu regionalnym i lokalnym, gdzie przychody z tego typu działalności można przeznaczyć na realizację działań proekologicznych i zdrowotnych. Potwierdzają to wyniki badań naukowych, w których wskazano, że przy odległości zabudowań od farm wiatrowych zlokalizowanych powyżej 2 km liczba skarg odnośnie hałasu i występowania objawów syndromu turbin wiatrowych czy choroby wibroakustycznej jest znikoma. Niezmiernie ważnym jest, szczególnie w kwestii zapewnienia bezpieczeństwa dla zdrowia publicznego, by pojedyncze przypadki i obserwacje, na podstawie których opublikowano wiele wniosków w zakresie ryzyka zdrowotnego powodowanego przez elektrownie wiatrowe, były potwierdzone poprzez kontrolowane badania kohortowe. W przypadku wpływu farm wiatrowych na zdrowie, ze względu na dość nowe zjawisko, nie przeprowadzono obecnie żadnych badań prowadzonych metodą kohorty” – zakończył swoje wyjaśnienia wiceminister.

A co z farmami zlokalizowanymi bliżej niż 2 km od zabudowań – wciąż nie wiadomo. Wciąż aktualne pozostaje więc pytanie, czy władze – nie tylko lokalne – „zrobiły wszystko, by ograniczyć potencjalne ryzyko zdrowotne dla mieszkańców żyjących w okolicy farm wiatrowych”.