"Farmer": Jak ocenia Pan pracę sejmowej Komisji Rolnictwa i Rozwoju Wsi w kończącej się kadencji? Na ile spełniła ona Pana oczekiwania? Czy udało się przyjąć zapowiadane i potrzebne uregulowania? Które sprawy można uznać za nareszcie załatwione? Czy np. poprawę sytuacji małych gospodarstw i sprzedaż bezpośrednią, które wymieniał Pan na początku kadencji jako jedne z priorytetów - podobnie zresztą jak Prawo i Sprawiedliwość?

Jarosław Sachajko: Są dwie rzeczy, które mógłbym częściowo pochwalić. To rolniczy handel detaliczny - szkoda tylko, że tak późno zezwolono na sprzedaż do stołówek i sklepów. Podobna ustawa była przez mój klub przygotowana znacznie wcześniej. Jednak część rolników wypisuje się z RHD, ponieważ standardy produkcji, które muszą spełnić, nie bardzo odbiegają od tych obowiązujących duże podmioty. Pomysł, z którym przyszła do mnie strona społeczna, mógłby odmienić ich los.

Chodziło o zgodę na przygotowywanie produktów we własnej kuchni, a w efekcie pozostał do spełnienia HACCP, czyli wymogi takie, jak dla dużych producentów. A przecież nie chodziło o ulgi podatkowe, tylko właśnie o możliwość łatwiejszego przetwarzania przez rolników. Tymczasem RHD zarejestrowało niewielu rolników, a żywność można nadal kupić w szarej strefie - z obawy przed uciążliwymi kontrolami.

Jestem zawiedziony tym, że większość ustaw, które są przygotowywane, służy tylko temu, żeby się pochwalić nimi przy kolejnych dożynkach. Tymczasem uregulowanie RHD sprzyja teraz tylko dużym producentom, a nie małym rolnikom. Pozostaje ten sam problem: nie mamy detalu, rolnicy nie mają, gdzie oddać swoich produktów. Nikt nie robi dla nich rynku - a tak dzieje się np. we Francji. Dodatkowo nie ma u nas rynku dla żywności ekologicznej. Z tego powodu wspomagamy żywność napływającą z państw unijnych, a u nas spada liczba gospodarstw ekologicznych. W innych unijnych krajach propagowana jest żywność miejscowa, opatrywana własnym znakiem jakości. I nie zaburza to wolnego unijnego rynku. A u nas ludzie szukają bezskutecznie tradycyjnych smaków. Poprawa sytuacji małych gospodarstw nie nastąpiła, nie ma dla nich rynku. Z tego powodu zawiodła mnie też druga ustawa, na którą liczyłem - ta dotycząca spółdzielczości. Trzeba było dać pieniądze, żeby ludzie się zorganizowali. Wtedy raz jeden, raz drugi pojechałby z całą gamą produktów do miasta, gdzie byłyby zorganizowane zadaszone targowiska.

Jakie sprawy trzeba z kolei uznać za niezałatwione, choć potrzebne i spodziewane przez rolników? Czy potrzeba dwóch kadencji, żeby rozwiązać te problemy?

Najbardziej w całej Polsce rolników boli nierozwiązany problem ASF. Pseudoekologiczne grupy próbują zbić na tym kapitał polityczny, nie mówiąc ludziom w miastach, że chore dziki i tak zdychają, i to w męczarniach. Jednocześnie ponosimy ogromne koszty utylizacji i dzików, i świń - i oddajemy rynek produkcji trzody chlewnej rolnikom z Europy Zachodniej. Kolejny problem to ten, żeby za łąki brali pieniądze rolnicy, którzy mają zwierzęta. Oni nie mają paszy, a pieniądze z dopłat za tysiące hektarów dzierżawionych łąk trafiają do kół łowieckich czy do rolników z Wiejskiej. Kolejny problem to odszkodowania za szkody łowieckie. Są znacznie za niskie, to temat zapomniany. Podobnie nie naprawiono systemu ubezpieczeń. Trwa transfer publicznych pieniędzy do prywatnych firm. Tutaj była obietnica ze strony PiS, że będzie powszechny system ubezpieczeń. Ten system powinien być w rękach rolników, bo oni sami najlepiej oszacują straty i przypilnują sąsiada.

Czy rekompensowanie utraty dochodu nie byłoby lepszym systemem?

Aby ten system wdrożyć, trzeba wprowadzić pełną księgowość, a z powodu problemów z rynkiem część gospodarstw ma dochód z szarej strefy. A żeby zrekompensować dochód, trzeba go znać. Kolejny już rząd stoi tymczasem w rozkroku i stojąc tak, nie robi nic, nie idzie w żadną stronę.

Na początku kadencji mówił Pan o złym od lat prowadzeniu rolnictwa. Teraz okazuje się, że do kolejnych wyborów Pana klub startuje razem z PSL. Skąd ta decyzja? Zamierzacie Państwo przeforsować w tej koalicji własne poglądy na rozwój wsi i rolnictwa czy przeciwnie - ulec koncepcjom PSL? Na ile w ogóle ważny był dla zawarcia tej koalicji aspekt związany z chęcią pozyskania wyborców żyjących na wsi i zajmujących się rolnictwem i uregulowania ważnych dla nich spraw? Czy Kukiz’15 nie bliżej było - jeśli uwzględnić poglądy na wieś i rolnictwo - do innych ugrupowań, chociażby PiS czy Konfederacji?

Niestety, po tych 4 latach tę samą krytykę co wtedy pod adresem PSL wysyłam do Prawa i Sprawiedliwości. Moje ugrupowanie wysuwa postulaty obywatelskie zmierzające do tego, żeby posłowie nie tylko obiecywali, że coś zrobią, ale musieli to zrobić. PiS nie chciało tego nigdy przyjąć, a składa puste obietnice. A poseł powinien być odpowiedzialny przed swoimi wyborcami. PSL uzgodniło z nami 10 postulatów - to np. jednomandatowe okręgi wyborcze, możliwość odwołania posła, obligatoryjne referenda, wybór Prokuratora Generalnego w wyborach powszechnych. Ale też postulaty i zamierzenia dotyczące wsi i rolnictwa: 50-procentowy udział OZE w polskiej energii, uwolnienie produkcji konopi siewnych.

To chyba marginalna sprawa.

Uprawa daje 40 tys. z hektara. A zbyt jest, rynek jest ogromny, łącznie z budowlanym. Kolejna sprawa to kwestia izb rolniczych. Trzeba im dać więcej praw, bo w tej chwili izby rolnicze mówią, że nic nie mogą. Nic nie mogą, bo nie chcą, bo im jest z tym dobrze. Najpierw trzeba zmienić ordynację wyborczą i dać im większe uprawnienia. Kolejna niespełniona obietnica PiS to połączenie inspekcji żywnościowych.

Obiecywał to już rząd z PSL.

Nie cofajmy się aż do II wojny światowej, szkoda czasu.

Cofnęłam się do koalicji...

Poza tym potrzebne jest połączenie instytutów badawczych, bo one są też niewydolne, to jest też ogromny problem. I wreszcie fundusze promocji - to kolejna sprawa niezałatwiona w tej kadencji. A więc tych rolniczych elementów jest w naszej koalicji wiele. One są w dużej części oparte na "Obywatelskim programie rolnym K`15". Bez wpływu obywateli na rządzenie następna kadencja też upłynie przy pustych obietnicach. Kilka dni temu w Zamościu było spotkanie Władysława Kosiniaka-Kamysza i Pawła Kukiza, w trakcie którego Kamysz powiedział: "Do pewnych rzeczy musieliśmy dojrzeć i to już się stało".

Rozumiem, że program rolny będzie na nową kadencję?

- Na początek nowej kadencji. Nie wolno tego przeciągać. Mam bardzo wiele telefonów, że rolnicy nie mają z czego żyć. Młodzież odchodzi od rolnictwa, wyjeżdża. Wsie pustoszeją - i nie zostało to zatrzymane.

Czy Pana oczekiwania spełnia zapowiadana Krajowa Grupa Spożywcza?

To bardzo ważne, żeby nie była to kolejna spółka Skarbu Państwa, ale żeby większościowe udziały mieli w niej rolnicy. Tymczasem prawdopodobnie będzie to kolejna spółka, gdzie będą prezesi, a która nic nie przyniesie.

Jak ocenia Pan samą formę pracy sejmowej komisji? Skąd pomysł, żeby zapraszać na posiedzenia rolników i jak traktowali ten nowy zwyczaj posłowie? Czy będzie kontynuowany w nadchodzącej kadencji Sejmu?

Taka forma pracy, jaką udało mi się wprowadzić, wydawała mi się naturalna. Wszyscy mogą przyjść do komisji rolnictwa i jako pierwsi zabrać głos, bo przecież komisja jest dla nich. Już dostałem zapowiedź ze strony Prawa i Sprawiedliwości, że w następnej kadencji już tak nie będzie, że najpierw posłowie będą zabierali głos. Uważam, że właśnie to, że rolnicy mogli przyjść, mogli się wypowiedzieć, wielu posłom otworzyło oczy, że jednak nie jest tak, jak im się wydaje, czy jak słyszą od partyjnych działaczy.

Dziękuję za rozmowę i życzę więcej zadowolenia na koniec kolejnej kadencji.