Projekt - według jego autorów - ma na celu "ochronę obywateli przed szkodliwym wpływem niekontrolowanego rozpowszechnienia instalacji wytwarzających energię wiatrową". Głównym jego założeniem jest wpisanie elektrowni wiatrowych o mocy ponad 0,5 MW do katalogu budowli. Skutkiem byłoby to, że minister środowiska, uzyskując obowiązek wydawania rozporządzenia określającego warunki techniczne musiałby je określić z uwzględnieniem 3-kilometrowej strefy ochronnej. W praktyce oznacza to znaczące ograniczenie możliwości budowy wiatraków bliżej niż 3 km od zabudowań.
Ponadto farmy wiatrowe musiałyby znaleźć się w miejscowych planach zagospodarowania, jednak decyzja taka ma być efektem rozprawy administracyjnej. Taki tryb - według autorów - zapewniają najdalej idącą możliwość prezentacji sprzecznych interesów stron.
Dodatkowo projekt zakłada, że elektrownie wiatrowe o mocy powyżej 0,5 MW, istniejące w momencie wejścia w życie ustawy, będą musiały się dostosować do jej wymogów do końca 2017 r.
Projekt spotkał się z ostrą krytyką firm i organizacji z branży odnawialnych źródeł energii. Podkreślają one, że nakaz dostosowania istniejących wiatraków do przepisów ustawy to działanie prawa wstecz, co jest sprzeczne z konstytucją. Dodatkowo, według nich, zapisy o 3 km. strefie ochronnej w praktyce zatrzymają rozwój energetyki wiatrowej, przede wszystkim z braku nieobjętych ograniczeniami terenów.
Dziś w polskich regulacjach nie ma określonej minimalnej odległości wiatraka od zabudowań. Natomiast istnieją wymagania ustawowe określające dopuszczalny poziom hałasu.
Z danych Europejskiego Stowarzyszenia Energetyki Wiatrowej wynika, że w innych krajach UE nie obowiązują w zasadzie "sztywne" odległości, ale rekomendacje. Zazwyczaj rekomenduje się dystans rzędu 500-800 m, w kilku krajach nie ma minimalnej odległości i generalnie decyduje poziom hałasu.
Komentarze