„Żyjemy z pracy na roli, a elektrownie wiatrowe ograniczą naszą produkcje rolną, nasze uprawy, ale przede wszystkim wpłyną negatywnie na nasze zdrowie, nasz krajobraz, nasz klimat, nasze środowisko, na życie nasze i naszych pokoleń - napisała w liście do redakcji Agata Głażewska, przedstawicielka Stowarzyszenia na Rzecz Młynarzy. Bo w Młynarzach chcą postawić wiatraki. 11 turbin o wysokości do 221 metrów i mocy od 2,5 do 3MW.

Młynarze leżą w powiecie makowskim, województwo mazowieckie. Inwestorzy wiatrakowi często odwiedzają ten teren.

- Spisali umowy przedwstępne, mieszkańcy o tym nie wiedzieli. Wszystko działo się za plecami mieszkańców. Tak się nie robi. W tych wsiach zaczęła się wojna. Skłócili się ludzie – mówi Agata Głażewska. - Powstał bałagan. Nie chcemy mieć  500 metrów od domu wiatraka. Przyjechał inwestor ze swoimi ekspertami i przekonywali, że to nie szkodzi. A my znamy inne ekspertyzy.

- Obawiamy się ograniczeń w prowadzeniu gospodarstw – dodaje Paweł Głażewski, mąż Agaty. – Umowy są poufne, nie znamy ich treści, ale na spotkaniu z mieszkańcami inwestor nie zaprzeczał, że takie ograniczenia będą.

Przypomnijmy: w Polsce nie ma podstaw prawnych do przyjęcia sztywnie określonej wymaganej odległości usytuowania wiatraków od siedzib ludzkich. Wszystko rozstrzyga raport oddziaływania na środowisko – mający uwzględniać specyfikę konkretnej sytuacji. Ministerstwo Zdrowia ma się dopiero ustosunkować do tego tematu. Sytuację jako konfliktową odbierają mieszkańcy wielu miejscowości. Wiele gmin przestrzega mieszkańców przed zawieraniem umów dzierżawy ziemi – jako nie w pełni chroniących interesy dzierżawców. Wiele z kolei zachęca do ich podpisywania, licząc na większe podatki.

Wójt gminy Młynarze Wacław Suski czeka na przygotowanie przez inwestora raportu oddziaływania na środowisko. Jak zapewnia – nic nie jest przesądzone. Sąsiednie gminy przyjęły takich wiatrakowych inwestorów, ale on się zastanawia. Wcześniej pisał do Ministerstwa Środowiska i Ministerstwa Gospodarki i prosił o informacje dotyczące lokalizacji. – Nie ma żadnych przepisów – podsumowuje. Jak zapewnia, sam podchodził do takiego wiatraka i zauważył, że nie słychać szumu nawet w odległości 50 m. – Trwają prace, dopiero jeżdżą ornitolodzy, to musi potrwać – dodaje. – Może będą już konkretne przepisy.

Jak mówi wójt, inwestor zorganizował spotkanie z mieszkańcami z udziałem ekspertów. Ale ci przyprowadzili polityków, którzy ich zagłuszyli.

- Ludzie mają prawo się nie zgadzać – uważa wójt. – Procedura jest wszczęta, tak trzeba było postąpić.

Argumentem „za” dla lokalizacji w gminie jest podatek: 800 tys. wpływu rocznie. Ale to nie przesądza sprawy – gmina ma też duże wpływy z podatku za gazociąg Jamał – Europa. Liczy też na środki PROW.

Głażewscy sugerują, że na umowach dzierżawy zarobią miejscowi notable – a to sołtys, a to radny, rodzina sekretarza gminy...

Jak przekonuje wójt, obecni przeciwnicy wiatraków byli ich zwolennikami jeszcze niedawno, jak inny inwestor chciał właśnie od nich wydzierżawić ziemię. Ale ostatecznie do zawarcia umów nie doszło.

- A z tych wiatraków to więcej szumu, jak to warto – podsumowuje wójt.

Można się zastanawiać, czy Ministerstwo Zdrowia będzie tym razem szybsze niż inwestorzy w wiatrakowy biznes…