Niestety nic nie wskazuje na to, aby mogło ono być uznane za ostateczne – a to już chociażby z racji poczynienia odmiennych ustaleń przez dwa państwowe organy.

I tak, jak pisaliśmy

Ardanowski: Organizacje ekologiczne są zbyt uprzywilejowane

Krzywda zwierząt, czy... niewygodny sąsiad?

- Sąd Rejonowy w Garwolinie uznał pana Tomasza winnym zarzucanych mu czynów – dwa z nich miały polegać na nieodpowiednim potraktowaniu policjantów uczestniczących w akcji odebrania zwierząt, trzeci – na znęcaniu się nad zwierzętami. Ponieważ ów trzeci czyn interesuje nas najbardziej (a i spowodował wszystko następne, czemu inne sądy – np. w Białej Podlaskiej, orzekający o stanie wyższej konieczności, w jakim działali rolnicy broniących swoich gospodarstw w Dawidach – specjalnie się nie dziwią), jemu poświęćmy uwagę.

Otóż po dwóch latach żmudnego ustalania, czy pan Tomasz znęcał się nad zwierzętami, Sąd Rejonowy w Garwolinie – w imieniu Rzeczypospolitej Polskiej oczywiście – 9 kwietnia 2019 roku zdecydował się uznać ten fakt za potwierdzony. Jak podaje w wyroku sąd, pan Tomasz (pisownia zgodna z oryginałem) „znęcał się nad zwierzętami poprzez zaniechanie ich leczenia żywienia pojenia oraz utrzymywania we właściwych warunkach bytowania w ten sposób, że utrzymywał bydło w stanie brudu bez odpowiedniego pokarmu i wody przez okres wykraczający poza minimalne potrzeby właściwe dla gatunku, używając więzów zmuszających je do przebywania w nienaturalnej pozycji oraz powodujących zbędny ból i uszkodzenia ciała a ponadto psy i koty utrzymywał w niewłaściwych warunkach bytowania w stanie rażącego zaniedbania i niechlujstwa nie zapewniając leczenia rannych i chorych osobników mimo widocznych oznak choroby wystawiając je na działanie warunków atmosferycznych, które zagrażały ich zdrowiu i życiu (…).”

Odmienne ustalenia i konkluzje zawarła jednak w swojej decyzji – już powtórnej – wójt gminy Parysów. O ile w pierwszej decyzji (wydanej w lipcu 2017 r.) pani wójt odmawiała odebrania zwierząt, tym razem 18 lipca 2019 roku opowiedziała się za odebraniem psów i kotów, a pozostawieniem w gospodarstwie bydła. Jak udało się jej ustalić, weterynarz odwiedzający gospodarstwo tuż przed interwencją stwierdził wprawdzie wychudzenie krów, ale pan Tomasz tydzień przed odebraniem mu zwierząt nabył bele sianokiszonki i zamówił następne w ilości wystarczającej do czasu wyprowadzenia bydła na pastwisko. Takich ustaleń nie udało się poczynić sądowi. Wójt oparła się też na wielu zeznaniach sąsiadów, którzy nie potwierdzali złego stanu zwierząt. Wykorzystała też opinie weterynarzy kontaktujących się z gospodarstwem na bieżąco – a nie tak jak sąd tylko opinię weterynarza przyjeżdżającego z interweniującym stowarzyszeniem. Potwierdziła dobry stan obory, uznała, że ewentualne uchybienia (wiązanie bydła) można było poprawić od razu. Właściciel po wizycie weterynarza zapewnił właściwe pożywienie bydłu - stwierdziła.

Mamy więc po dwóch latach i trzech miesiącach sytuację, która nie pozwala uznać sprawy odebrania zwierząt za wyjaśnioną. Do odmiennych ustaleń doszedł wójt, wydający decyzję o konieczności odebrania zwierząt, do odmiennych sąd, orzekający o winie właściciela zwierząt.

A nagłość działania organizacji prozwierzęcej miała być – zgodnie z ustawą – usprawiedliwiona ewidentnością sytuacji, powodującej konieczność natychmiastowego działania w celu przerwania cierpienia zwierząt.

Jak wynika z akt sprawy sądowej, organizacja została powiadomiona przez anonimową osobę i przyjechała do gospodarstwa przygotowana do odebrania psów i kotów. Następnego dnia „zorganizowano” transport krów. Krowy nie były przez ten czas karmione i pojone, nie wydojono ich - mówi pan Tomasz i jego żona.

Z ustaleń gminy wynika natomiast (zeznania jednego z interweniujących), że organizacja została wezwana przez wójta gminy.

Skąd więc zeznania pani wójt złożone przed sądem - miała ona być podczas interwencji „zaskoczona małą ilością paszy dla tak dużej ilości bydła, widziała psy przywiązane do maszyn rolniczych. Uznała ich stan za dobry, jednak świadek nie dokonywała żadnych szczegółowych oględzin w tym zakresie”?

Skąd rozbieżności dotyczące oceny sytuacji, dokonywanej przez panią wójt przy wydawaniu pierwszej i drugiej decyzji? Zmiany stanowiska nie uzasadnia w żaden sposób nowa decyzja.

Dziwią też składane przed sądem zeznania osoby odbierającej bydło – ten świadek „przyznał, że kupił część bydła należącego do oskarżonego i przeznaczył je na ubój. Ta kwestia wymaga podjęcia przez organy ścigania odpowiednich czynności” – zauważył sąd (a my, pytamy, co z nich wynikło po dwóch latach od dokonania tego czynu). „Określił bydło, jako bardzo fajne, niektóre miało być chudsze. Sąd nie może na podstawie tych zeznań czynić dalszych ustaleń” – skapitulował sąd. A szkoda, w końcu obserwacje poczynił fachowiec zajmujący się hodowlą bydła. Dlaczego nie dać wiary mu – i innym, chociażby bywającym w gospodarstwie weterynarzom – a dać wiarę opiniom weterynarzy przywiezionych do gospodarstwa przez organizację dokonującą interwencji? Dlaczego nawet te opinie nie są z dnia interwencji?

Dlaczego wreszcie bydło zostało zabite? Dlaczego wieziono je w tym celu w drugi koniec Polski?

Doświadczenia pana Tomasza potwierdzają konieczność natychmiastowej zmiany przepisów regulujących odbieranie zwierząt. Postawy do usprawiedliwionego zabrania cudzej własności muszą być bezspornie udowodnione już w momencie następowania interwencji, nie może to być przedmiotem kilkuletnich czynności wyjaśniających podejmowanych przez państwo. Oddając organizacjom możliwość interwencji tam, gdzie jest słabość działania organu państwa i zamiast tych organów uwidacznia się bowiem tylko niedziałanie jego kolejnych organów. Ani zwierzęta, ani ludzie, ani państwo na tym nie korzystają.