Starsi rolnicy pamiętają czasy, kiedy przejazd ciągnika z opryskiwaczem wiązał się z zastosowaniem jednego preparatu – często jeszcze w latach 80. taką aplikację wykonywał SKR. Później, wraz z większą dostępnością opryskiwaczy, w zasadzie każde gospodarstwo zabiegi takie wykonywało samo, ale intensywność ochrony była znacznie niższa aniżeli teraz. Mieszaniny agrochemikaliów nie były więc zazwyczaj konieczne, co wiązało się zarówno z niższą intensyfikacją zabiegów, jak i ogólnie znacznie niższym areałem gospodarstwa. Dziś jednak, w dobie sporego zagrożenia dla upraw – zarówno ze strony szkodników, jak i patogenów chorobotwórczych czy warunków stresogennych dla roślin – pojedyncze zabiegi stają się nie tylko nieuzasadnione ekonomicznie. Przede wszystkim oznaczają sporą stratę czasu, którego w szczycie sezonu ochronnego i tak nie mamy wiele. Mieszaniny zbiornikowe są więc świetnym rozwiązaniem. Trzeba je jednak wykonywać z ogromną starannością, ponieważ źle przygotowane mogą nie tyle zaszkodzić roślinom, co nie przynieść spodziewanego rezultatu.

Pośpiech złym doradcą w mieszaninie

Najbogatsze mieszaniny zbiornikowe stosowane są zazwyczaj w sezonie wiosennym. Na przykład zabieg T1 w oziminach bywa łączony z regulacją pokroju łanu oraz dokarmianiem dolistnym. Równie bogate mieszaniny możemy stosować w rzepaku. Jednak do oceny zabiegu łączonego składającego się z tak dużej liczby komponentów jeszcze wrócimy.

W przygotowaniu mieszaniny zbiornikowej kluczowych jest kilka elementów:

  • kolejność dodawania poszczególnych komponentów zabiegu;
  • rodzaj substancji aktywnych wchodzących w skład przygotowywanego miksu;
  • rodzaj nawozów stosowanych w zabiegu.

Oczywiście, przygotowanie mieszaniny rozpoczynamy tak, jak w każdym konwencjonalnym zabiegu „solo”. Opryskiwacz napełniamy do połowy pożądanej objętości (czyli przygotowując zabieg np. na 5 ha przy dawce cieczy roboczej ok. 200 l/ha, opryskiwacz powinniśmy napełnić do objętości 500 l). Dopiero gdy sprzęt jest zatankowany do około połowy objętości, możemy przystąpić do dalszych działań. Tu mała uwaga – zdarza się spotkać z praktyką, gdy opryskiwacz jest napełniony do 1/3 objętości i już rozpoczyna się mieszanie preparatów. Sytuacja taka pojawia się często, gdy aplikacja ma być wykonana na mniejszym areale i operator spieszy się, aby zdążyć wymieszać wszystkie dodawane produkty przed napełnieniem opryskiwacza (np. brakło nam preparatu lub mieszanki na hektar i wlewamy tylko 200 l wody). Nie polecamy takiego rozwiązania, ponieważ przy niskim poziomie wody może dojść do niepełnego wymieszania substancji aktywnej czy mikroelementów. To może z kolei spowodować częściową tylko, a w skrajnych wypadkach zerową skuteczność. Pośpiech jest tu złym doradcą. 

Kolejność fundamentalna dla skuteczności zabiegu

Bardzo ważną kwestią – od której w sumie zaczynamy mieszanie – jest ustabilizowanie cieczy roboczej. W tym celu wlewamy, przy pracującym już mieszadle, kondycjoner wody. Jego zadaniem jest neutralizacja negatywnych właściwości twardej wody, ale też obniżenie pH stosowanego roztworu. Przy okazji pilnujmy temperatury wody. Oczywiście nie musimy chodzić z termometrem i pobierać próbek cieczy, jednakże warto przed rozpoczęciem mieszania ogrzać nieco wodę – tak, by miała 10-12°C. Późną wiosną nie jest to problem, ponieważ wystarczy, by woda postała chwilę w zbiornikach i temperatura będzie odpowiednia do zabiegu.

Kolejnym elementem układanki jest uzupełnienie cieczy o nawozy. Tutaj również istotna jest kolejność. Najpierw dodajemy siarczan magnezu. Nawóz ten ma to do siebie, że podnosi temperaturę wody. To bardzo istotne, jeśli oprócz siarczanu stosujemy także mocznik. Ten z kolei obniża temperaturę przygotowywanej cieczy. Dlatego też zdecydowanie trzymajmy się właśnie tej kolejności. A co z borem, który stanowi must have licznych zabiegów w rzepaku? Musimy rozróżnić teraz, jaki bor będzie podawany roślinom. Ogólnie rzecz ujmując, jeśli stosujemy bor płynny, to podajemy go na końcu mieszaniny. Natomiast w przypadku aplikacji boru w formie sypkiej – zazwyczaj z dodatkiem siarki – możemy go podać w początkowych fazach przygotowania mieszaniny (odmierzoną do zabiegu ilość boru wsypujemy na rozwadniacz i nawóz ma dobrą chwilę na pełne rozpuszczenie się).

Jeśli stosowane w zabiegu pestycydy bazują na różnych formulacjach, to ponownie ważna jest kolejność ich podania. Dobra, a jednocześnie sprawdzona i rekomendowana praktyka wskazuje, iż zaczynamy od wsypania proszków. Tak więc jeśli mamy preparat z oznaczeniem na opakowaniu WP lub WG, to zaczynamy właśnie od niego. W dalszej kolejności dodajemy formulacje SC, CS, OD, DC, SE oraz SL. Emulsje oraz koncentraty są podawane jako ostatni pestycyd (EW oraz EC).

Adiuwant, jeśli jest stosowany (a w znakomitej większości zabiegów powinien być), dodawany jest bezpośrednio po środkach ochrony roślin. Na koniec dodajemy nawozy mikroelementowe. To właśnie wtedy możemy podać bor płynny oraz inne mikro. Oczywiście cały proces nadal odbywa się na włączonym mieszadle. Po dostarczeniu do zbiornika wszystkich komponentów zabiegu na spokojnie uzupełniamy wodę.

Błędy – przypadki z gospodarstw

Wszystko brzmi bardzo dobrze na papierze. Jednak jak doskonale wiemy, w praktyce łatwo idzie o pomyłkę – czy to przy dawkowaniu, czy przy kolejności tworzenia mieszaniny. Obie sytuacje mogą – choć rzecz jasna nie zawsze muszą – być niebezpieczne. Sprawdźmy kilka przypadków z gospodarstw.

Herbicyd wiosenny (zbożowy, w formulacji WG) + adiuwant fabryczny (z pakietem do herbicydu) + płynny nawóz mikroelementowy:

Teoretycznie w tym przypadku mamy tylko 3 komponenty wchodzące w skład zabiegu. Co więcej, rolnik stosował podobne połączenie od kilku lat i nigdy nic złego nie wydarzyło się na plantacji. Czy popełniono więc błąd? I tak, i nie. Faktycznie bowiem nie zaleca się stosowania herbicydów z nawozami mikroelementowymi. Stosując taką kompozycję, musimy liczyć się z tym, że dokarmiamy nie tylko rośliny uprawne, lecz także i te niepożądane na plantacji, czyli chwasty. O ile w tym przypadku skuteczność herbicydu była wysoka, to niekoniecznie będzie tak zawsze. Może się bowiem zdarzyć, że na tyle zasilimy chwasty, iż te znacznie mocniej walczyć będą z zastosowaną substancją aktywną z herbicydu. Niemniej unikajmy takiego połączenia. Nawożenie dolistne stosujmy oddzielnie.

W jednym z gospodarstw od kilku lat wysiewane jest co roku kilkanaście hektarów zbóż jarych. W poprzednim sezonie na części zasiewów pojawił się problem owsa głuchego. Aby go zwalczyć, rolnik zdecydował się na jednoczesną aplikację preparatu opartego na fenoksapropie-p-etylu oraz 2,4-D: 

Poza dwoma pestycydami w mieszaninie zbiornikowej nie zastosowano innych agrochemikaliów. Pomimo tego, iż mieszanina nie składała się z wielu komponentów, a aplikacja wykonana była w idealnych warunkach atmosferycznych przy jednoczesnej optymalnej fazie rozwojowej chwastów oraz rośliny uprawnej, to zabieg nie był w pełni skuteczny. Chwasty jednoliścienne nie zostały całkowicie wyeliminowane z plantacji. Jest to przykład sporządzenia nieodpowiedniej mieszaniny. Otóż pomiędzy 2,4-D a substancjami będącymi inhibitorami ACCazy zaobserwowano antagonizmy – w łącznym zastosowaniu substancje te wzajemnie się osłabiają. Nie zaobserwowano w żadnym wypadku żadnej fitotoksyczności na roślinie uprawnej, jednak konieczny był zabieg korekcyjny. Stara praktyka doradcza mówi, że jeśli na polu pojawia się owies głuchy, to należy zwalczać go w zabiegu solo. Z pewnością rezultat zabiegu byłby w tym przypadku satysfakcjonujący, gdyby obie aplikacje zostały wykonane osobno.

Uwaga z borem

Pamiętać musimy także o właściwościach boru. Jeśli stosujemy go w mieszaninie zbiornikowej, to zwróćmy uwagę na fakt, czy opryskiwacz był dokładnie wypłukany przed zabiegiem (szczególnie jeśli wcześniej sprzęt używany był do zwalczania chwastów sulfonylomocznikami). Bor, który ma właściwości wspomagające płukanie, podnosi bowiem pH cieczy roboczej – to połączenie może spowodować uszkodzenia w rzepaku. De facto w takiej sytuacji winna jest nie sama mieszanina, w skład której weszły jeszcze fungicyd/regulator + insektycyd + mikroelementy, ale właśnie obecność boru w teoretycznie przepłukanym opryskiwaczu (wystarczy, że na ściankach opryskiwacza obecne będą pozostałości s. aktywnej z zabiegu herbicydowego).

Jeśli chodzi zaś o samo mieszanie boru, to musimy bardzo się pilnować przy jego zastosowaniu łącznym z preparatami o formulacji CS. Wówczas, niezależnie od formy boru, należy go podać dopiero po dodaniu pestycydu CS. W przeciwnym razie natychmiast mogą powstać wytrącenia, kłaczki etc. Krótko mówiąc – wszystko nam się zważy.

Tank mix – dobre rozwiązanie, ale z umiarem

Jak wobec tego jest z mieszaninami? Z pewnością jest to świetne rozwiązanie w sytuacji, kiedy faza rozwojowa rośliny jest optymalna do różnych zabiegów (fungicydy, regulacja czy dokarmianie). Nie ugniatamy ścieżek kilkoma przejazdami, oszczędzamy paliwo oraz czas. Są jednak sytuacje, kiedy lepiej jest wykonać oddzielne zabiegi. Najczęściej nie mamy problemu z fungicydami, ale w przypadku herbicydów mieszanie nie zawsze pozwala na uzyskanie pożądanego efektu. Same mieszanki nie mogą też składać się z kilkunastu komponentów. W praktyce nie jesteśmy bowiem w stanie ocenić, czy w przypadku zbyt bogatej mieszaniny nie dojdzie do antagonizmów i negatywnych relacji pomiędzy poszczególnymi produktami. W zasadzie, stosując siarczan, mocznik, a do tego mikroelementy, mamy już 3 komponenty dokarmiające roślinę. Jeśli dodamy do tego fungicydy, regulację, opcjonalny insektycyd, to robi nam się już dość bogaty tank mix. Jest to zasadniczo maksymalny próg ilościowy, jeśli chodzi o mieszanie agrochemikaliów.