- Jaki będzie rozwój sytuacji w polskiej hodowli roślin po 2007 r., w którym skończą się dotacje budżetowe?
- Jeśli nie zwiększy się u nas zużycie materiału kwalifikowanego, to, gdy skończą się dotacje budżetowe, wiele programów hodowli roślin rolniczych nie będzie mogło być wystarczająco finansowane, a zatem nastąpi ich ograniczenie, a nawet likwidacja. Tylko niewiele programów rolniczych zarobi na siebie. Każdy kolejny rok przynosi spadek sprzedaży materiału kwalifikowanego. Szacuje się, że udział kwalifikowanego materiału siewnego ogólnej ilości ziarna siewnego wyniesie w tym roku zaledwie 5-6 proc. Średnio na zachodzie Europy udział ten wynosi 50-60 proc., a są kraje gdzie sięga 90 proc. Przy tak małym rynku nasion nie ma możliwości finansowania dalszych prac hodowlanych.
- Dlaczego tak jest w Polsce?
- W latach 80. wymiana materiału siewnego w Polsce była bardzo duża. Były subwencje oraz uporządkowana organizacja rynku nasiennego. Stacje hodowli, opłacane z budżetu państwa, prowadziły hodowlę nowych odmian. Centrale nasienne rozmnażały wyhodowane odmiany i sprzedawały rolnikom. Był ściśle określony podział zadań. Taki sam podział istnieje na zachodzie Europy, z tym że nie jest on wymuszony administracyjnie, a wynika z prawa hodowcy do odmiany. Prywatne hodowle, z przeważnie ponad stuletnią tradycją, kontrolują rynek nasienny poprzez jego licencjonowanie. Nielegalny obrót nasion jest znikomy, a każdy taki przypadek jest łatwo namierzany. Natomiast u nas w ciągu ostatnich 15 lat nie nastąpiło uporządkowanie za pomocą prawa własności do odmiany. Główne przyczyny to: brak możliwości egzekucji tego prawa, osłabienie central nasiennych w okresie ich przekształceń własnościowych, prowadzące do obniżenia jakości nasion oraz przejęcia części rynku przez dużych rolników, których dyscyplinowanie ze względu na ich statut rolnika jest znacznie trudniejsze. Nie bez znaczenia jest brak podziału ról na rynku, a więc widoczne w ostatnich latach konkurowanie hodowli z własnymi dystrybutorami – centralami nasiennymi. Programy hodowlane zostały umieszczone w dobrych spółkach produkcyjnych, które oprócz hodowli zajmują się także produkcją. Programy hodowlane były częściowo wspierane z budżetu. Przez 15 lat sytuacja pogarszała się, a teraz jest katastrofalna. Tak niska skala legalnego obrotu materiałem nasiennym jest nie do pomyślenia w żadnym cywilizowanym kraju.
- A czy obrót nielegalny jest duży?
- Przez ostatnie 5-7 lat nastąpił rozkwit nielegalnego obrotu nasionami. Zabrakło egzekucji prawa własności do odmiany. Rolnicy wymieniają naprawdę 25-30 proc. nasion, tylko że większość pochodzi z nielegalnych źródeł. Wykorzystują to firmy, duzi dzierżawcy, którzy kupują nasiona w niewielkich ilościach legalnie, rozmnażają je, a następnie sprzedają nielegalnie. Nie ponoszą przy tym wysokich obecnie kosztów kwalifikacji nasion. Często też materiał ten jest źle wyczyszczony, a odmiana nieznana. Nie płacą także żadnych opłat na rzecz właściciela odmiany. Jest to tak powszechne, że trudno z tym walczyć zwłaszcza, że sąd często lekceważy wagę przestępstwa. Tymczasem skala zjawiska jest olbrzymia, a z jej szkodliwości nie zdaje sobie sprawy wielu przedstawicieli prawa w Polsce. Będąc niedawno w Brukseli na konferencji poświęconej prawu nasiennemu dowiedziałem się, że tamtejsi sędziowie są szkoleni pod kątem znajomości prawa hodowcy do odmiany. Ja znam w Polsce jednego prawnika, który zna się na tych zagadnieniach i pomaga Polskiej Izbie Nasiennej. Tymczasem prawo do odmiany, to prawo o charakterze własności intelektualnej, podobnie jak prawo chroniące utwory muzyczne czy programy komputerowe.
- Co można wobec tego zrobić?
- Od 2 lat próbujemy poprzez Polską Izbę Nasienną przekonać Ministerstwo Rolnictwa, by wprowadzić system zachęt dla rolników do kupowania nasion kwalifikowanych. Proponowaliśmy, aby w ramach dopłat bezpośrednich zróżnicować płatności i wypłacić wyższe stawki tym, którzy obsiali więcej swych pól kwalifikowanym materiałem siewnym. Jest też koncepcja bezpośredniego wsparcia zakupów nasion kwalifikowanych. Ministerstwo Rolnictwa wykazuje pełne zrozumienie dla powagi sytuacji. Przecież w Polsce, mimo wysokich zbiorów, ciągle brakuje zboża o odpowiedniej jakości, a jednym z najważniejszych czynników jest jakość nasion. Obecnie przygotowywany jest program poprawy jakości produkowanego zboża w Polsce, który będzie premiował rolników stosujących nasiona kwalifikowane.
- Na czym miałoby to polegać w praktyce?
- Przede wszystkim następca ministra rolnictwa Jerzego Pilarczyka musi podtrzymać jego decyzję, aby program ten nie został na papierze, a był wdrożony. Wymagana będzie oczywiście zgoda Komisji Europejskiej, o którą Ministerstwo występuje. Jest szansa na jego wdrożenie w 2006 roku, stąd jest ważne, aby rolnicy gromadzili dowody zakupu i etykiety materiału siewnego, bo z pewnością będą podstawą do udzielenia wsparcia.
- A przywilej farmerski?
- Jest związany z prawem własności do odmiany, które obejmuje nie tylko nasiona kwalifikowane, ale także każde inne nasiona tej odmiany użyte do siewu. Podobnie jeśli ktoś kupi program komputerowy – nie może zarobkować na zrobionych przez siebie kopiach. Przywilej farmerski to stosowane dla niektórych gatunków (w Polsce dla zbóż, ziemniaków i rzepaku) odstępstwo od prawa własności. Rolnik może użyć do zasiewu nasion odmiany chronionej prawem, które sam wytworzył bez zgody hodowcy pod warunkiem, że zapłaci opłatę hodowcy, o ile ten się o to zwróci. Wielu rolników rozumie bardzo dobrze, że aby można było wysiewać coraz lepsze odmiany niezbędne jest kontynuowanie bardzo kosztownych prac hodowlanych. Hodowla roślin, jak każda inna działalność, będzie prowadzona tylko wówczas, jeśli będzie można zebrać wystarczającą ilość środków na jej sfinansowanie.
- Dziękuję za rozmowę.
Źródło: "Farmer" 21/2005
Komentarze