W ostatnich miesiącach większość rolników, patrząc na cenniki firm nawozowych, przeciera oczy ze zdumienia. Dwanaście miesięcy temu tonę saletry amonowej 34 N można było kupić za ok. 900 zł. W sierpniu ceny dochodziły do 1400 zł/t. Choć wtedy wydawało się to sporo, to dziś każdy w ciemno brałby nawóz w takiej cenie: przełom września i października przyniósł prawdziwe trzęsienie ziemi na rynku nawozów. Cena wspomnianej saletry uległa podwojeniu. Podobnie wzrosły ceny pozostałych nawozów azotowych. Jednak podwyżki dotyczą też nawozów fosforowych, potasowych czy wreszcie wieloskładnikowych. Popularny nawóz NPK 6-20-30, który jeszcze w sierpniu kosztował ok. 2000 zł za tonę, dziś kosztuje o niemal 800 zł więcej. Takie przykłady można mnożyć bez liku. Nic dziwnego zatem, że rolnicy szukają wszelkich sposobów na ograniczenie konieczności zakupu horrendalnie drogich nawozów. O ile rolnicy opierający swoje gospodarstwa wyłącznie na produkcji roślinnej mają bardzo ograniczone możliwości, to na wygranej pozycji zdają się być osoby prowadzące produkcję zwierzęcą, zwłaszcza na dużą skalę. W przypadku producentów trzody koszty nawożenia można zniwelować, stosując powstającą w chowie bezściołowym gnojowicę. 

Wykorzystanie gnojowicy pozwala istotnie zredukować potrzebę nawożenia mineralnego
Wykorzystanie gnojowicy pozwala istotnie zredukować potrzebę nawożenia mineralnego

Ile warta jest gnojowica?

Dane dotyczące zawartości podstawowych składników pokarmowych w gnojowicy różnią się dość istotnie w zależności od źródła pochodzenia. My w naszej kalkulacji wykorzystamy dane pochodzące z Instytutu Uprawy, Nawożenia i Gleboznawstwa (IUNG). Mówią one o tym, że jeden metr sześcienny gnojowicy zawiera 4,3 kg azotu, 3,3 kg fosforu (wyrażonego w postaci P2O5) oraz 2,3 kg potasu (wyrażonego w postaci K2O). Stosując zatem na jednym hektarze dawkę gnojowicy na poziomie 30 m3, do gleby wprowadzamy 129 kg N, 99 kg P2O5 i 69 kg K2O. Taka ilość składników pokarmowych znajduje się w 280 kg mocznika, 250 kg superfosfatu potrójnego i 115 kg soli potasowej. Zakładając ceny wspomnianych nawozów na poziomie 3800 zł brutto za tonę mocznika (46 proc. N), 2500 zł brutto za tonę superfosfatu potrójnego (40 proc. P2O5) i 2400 zł brutto za tonę soli potasowej (60 proc. K2O), suma NPK wprowadzonych wraz z gnojowicą pozwoli nam zaoszczędzić łącznie blisko 2 tys. zł na każdym hektarze. A na tym zysk z zastosowania nawozów naturalnych nie kończy się. Pamiętajmy, że oprócz wspomnianych trzech pierwiastków obornik jest także bogatym źródłem takich makroskładników, jak siarka, magnez, a także szeregu mikroelementów. Gnojowica wpływa również korzystnie na właściwości gleby: nie jest być może dobrym źródłem materii organicznej, jednak ze względu na stymulację życia biologicznego gleby wspomaga proces mineralizacji materii organicznej pochodzącej z przyoranej słomy czy nawozów zielonych. 

Gnojowica dobrej jakości

Jednak wyprodukowanie gnojowicy dobrej jakości, która w stu procentach spełni swoje zadanie, nie jest takie oczywiste, jak mogłoby się to pozornie wydawać. Mimo że jest to swego rodzaju produkt uboczny chowu, to stosunkowo łatwo można pogorszyć jej właściwości. Podstawowym błędem, jaki spotkać można na fermach, jest nadmierne rozrzedzenie gnojowicy przez niepotrzebny dodatek wody. Ma to zazwyczaj miejsce w sposób przypadkowy, a powstaje w efekcie rozmaitych awarii systemu pojenia – zwłaszcza poideł. W takich sytuacjach do kanałów gnojowych w sposób niekontrolowany przedostają się duże ilości wody, które z jednej strony obniżają zawartość suchej masy w gnojowicy, z drugiej zaś niepotrzebnie zwiększają jej objętość. W efekcie nie tylko ponosimy koszt nadmiernego zużycia wody, ale także wywozu nadliczbowej ilości gnojowicy. Dlatego obowiązkową czynnością jest regularna kontrola stanu elementów systemu pojenia. 

Drugim problemem utrudniającym zastosowanie gnojowicy jest jej rozwarstwienie. To proces w pełni naturalny, wynikający w głównej mierze z praw fizyki: gnojowica nie jest bowiem jednorodna, składa się z cząstek o różnej masie i gęstości, wraz z upływem czasu dochodzi zatem z jednej strony do sedymentacji na dnia zbiorników swego rodzaju osadu, a na wierzchu przechowywanej masy powstaje zaś „kożuch”. Niestety, właściwość ta, choć naturalna, znacząco utrudnia zarówno wybieranie przechowywanej masy, jak i ogranicza precyzje nawożenia. Można tu zastosować kilka mechanizmów chroniących nas przed tym zjawiskiem. Jednym z nich jest instalacja mieszadeł, które w sposób mechaniczny przeciwdziałają rozwarstwieniu przechowywanej masy. Niektórzy rolnicy zachwalają również wykorzystanie pożytecznych drobnoustrojów, które dzięki swojej aktywności nie tylko poprawiają strukturę przechowywanej masy, lecz także ograniczają straty gazowe azotu, a co za tym idzie, przyczyniają się także do mniejszej uciążliwości odorowej w czasie przechowywania i aplikacji gnojowicy. 

Wspomnianą uciążliwość odorową i straty gazowe azotu ograniczy również możliwie jak najszybsze wymieszanie rozlanej gnojowicy wraz z glebą. Zobowiązują zresztą do tego aktualne przepisy, które mówią, że rozlany nawóz musi być wymieszany z glebą maksymalnie następnego dnia po aplikacji. W praktyce jednak im szybciej to zrobimy, tym mniej azotu trafi do atmosfery. 

Gnojowica to skarb

Faktem jest, że w dobie tak drogich nawozów posiadanie dostępu do nawozów naturalnych nabrało zupełnie nowego znaczenia. Niesprawiedliwe byłoby jednak twierdzenie, że rolnicy zaczęli doceniać gnojowicę dopiero teraz. Ceniona była one zawsze, a w warunkach naszego kraju znacznie częściej borykaliśmy się z jej niedoborem niż nadmiarem. Niestety, ostatnia dekada to czas znacznego ograniczenia produkcji trzody chlewnej. Wiele gospodarstw, dla których jeszcze kilka-kilkanaście lat temu chów świń był główną kategorią działalności, dziś trzody nie utrzymuje wcale. Pamiętajmy także, że wykorzystując nawozy organiczne, domykamy jedynie obieg materii w gospodarstwie, nie ma zaś dopływu biogenów z zewnątrz. Nie da się go zamknąć w całości. Oczywistym jest, że część z puli biogenów, jakimi gospodarujemy, wyniesiemy z gospodarstwa wraz z plonem, a część stracimy zaś choćby w wyniku wymywania składników odżywczych z gleby. Zatem na dłuższą metę pula substancji odżywczych, jaką operujemy w naszym gospodarstwie będzie się kurczyć, i prędzej czy później będziemy skazani na wykorzystanie nawozów pochodzących z zakupu. Miejmy nadzieję, że do tego czasu ich ceny powrócą już do normalnego poziomu. 

Na koniec warto też podzielić się smutną refleksją, że wartościowy obornik czy gnojowica jest obecnie jedynym zyskiem wynikającym z produkcji trzody chlewnej. Jeżeli koniunktura na rynku dalej będzie utrzymywać się na bieżącym poziomie, należy oczekiwać, że za rok rolników mogących poratować się nawozem naturalnym będzie znacznie mniej niż obecnie.