- Ponad pół roku jest pan prezesem największej polskiej firmy chemicznej. Jak pan ocenia ten okres?
-To było dość klasyczne półrocze. Pamiętajmy, że wchodziłem do nowej firmy. Doszło do zmian personalnych, co jest zrozumiałe, bo każdy chce mieć zaufanych współpracowników. Nowe rady nadzorcze i nowe zarządy otrzymały zadanie dokonania przeglądów działania firm wchodzących w skład spółki. Przeglądy dotyczyły stanu aktualnego i planowanych projektów inwestycyjnych.
- I co z tego przeglądu wynika? Jak jest kondycja Grupy Azoty?
- Jest niezła. Są obszary, w których wyniki są lepsze i są takie (np. tworzywa), w których są gorsze. Oczywiście wpływ na to ma sytuacja makroekonomiczna. Trudno byśmy winili się za nią, ale z pewnością z obecnych wyników firmy nie jesteśmy zadowoleni. Na szczęście widzimy możliwości poprawy.
- Gdzie? W jaki sposób?
-Około 70 proc. naszych kosztów jest niezależnych od nas, np. zakupy surowców czy energii. A skoro z definicji gospodarki wolnorynkowej mamy zdecydowanie mniejszy wpływ na otoczenie niż na siebie samego, powinniśmy się zająć tym, co się dzieje na własnym podwórku.
Należy poświęcić uwagę przede wszystkim efektywności procesowej; jednym z kluczowych wskaźników jest zużycie na przykład gazu ziemnego na tonę produktu. Tu chcielibyśmy poprawy wskaźników.
- Zawieszacie sobie państwo wysoko poprzeczkę, ponieważ pod tym względem Grupa Azoty jest w europejskiej czołówce. Instalacje, które macie, są wyjątkowo wydajne…
-Zdajemy sobie z tego sprawę, ale nigdy nie jest tak dobrze, aby nie mogło być lepiej. Otwiera się pole do popisu dla naszego działu badawczego. Walczymy z kosztami, bo to w dobie globalizacji jest kluczowe.
- Sytuacja na rynku pozostaje trudna: w najważniejszym dla was produkcie, jakim są nawozy, widać spadki cen i coraz większą presję. Jaki macie pomysł, aby niskie ceny nawozów nie uderzyły w spółkę?
- Sferą, na którą musimy postawić w stopniu większym niż obecnie, jest bezpośredni kontakt z klientem. Nie przesądzam o stronie rzeczowej, polegającej na przykład na otwarciu sklepów z nawozami. Analizujemy natomiast, w jaki sposób mieć bliższy kontakt z naszymi finalnymi odbiorcami. W naszej samoocenie jest to bowiem obszar, w którym istnieje wiele możliwości doskonalenia. Dotychczas nasz kontakt z klientem był niewielki. Firma była nastawiona na produkcję masową dla... nieokreślonego klienta. Tymczasem na świecie tendencje są inne. Dostawcy powinni dostosowywać się jak najlepiej do potrzeb klientów.
Uważam, że to właśnie jest najważniejszym zadaniem dla naszej spółki, kluczowym krokiem, który przyniesie wymierne efekty. Na razie w nawozach tego nie ma, ale w przypadku tworzyw sztucznych już to zaczynamy robić. Produkujemy poliamid, ale i compoundy (tworzywa uzupełnione specjalnymi dodatkami, dzięki którym nabierają np. cech niepalności czy elastyczności - przyp. red.) wykonywane na podstawie specyfikacji dostarczonej przez klienta. Są to partie małotonażowe, ale o bardzo wysokiej nieraz marży.
- Czy to oznacza, że chcecie rozwijać "tworzywową" część spółki?
-Tak, zamierzamy wejść głębiej w ten segment. Uważamy, że większa niż do tej pory ilość produkowanego u nas poliamidu powinna być przetwarzana na compoundy. Jeśli chcemy na tworzywach zarabiać i nie martwić się dekoniunkturą, musimy to zrobić.
- Ale czy jest miejsce na wasze produkty?
-Uważamy, że tak, ale wymaga to agresywnego wejścia na rynek. Już jesteśmy w stanie przerabiać większe niż obecnie ilości poliamidów na compoundy, ale musimy mieć szerszy asortyment.
- Czy jednak polski rynek jest w stanie wchłonąć waszą ofertę?
-A dlaczego pan mówi tylko o polskim rynku? Europa to minimum. Zdajemy sobie sprawę, że jest wysoka konkurencja, ale mamy też świadomość, że dobre produkty się obronią. Nie działamy w gospodarce centralnie sterowanej, musimy zmierzyć się z konkurencją. Zwłaszcza że poliamid jest praktycznie surowcem. Aby na nim zarabiać lepiej, musimy mieć wartość dodaną.
- Mówiąc o tworzywach, dotykamy ważnego tematu, jakim jest pewna niespójność Grupy i pojawiające się w niej tarcia. Tworzywa to głównie Tarnów. Czy wzmocnienie tej części firmy nie wywoła "zazdrości" i złej atmosfery w Grupie?
-Mam świadomość, że przez niektórych Azoty wciąż nie są odbierane jako jedna firma. Ale to musi się zmienić. Wiem, że nie jest to proces łatwy, wymaga zmian przede wszystkim w kulturze organizacyjnej. Staram się patrzeć na Grupę jak na jednolity twór, który ma zakłady w wielu miejscach.
Wydaje mi się jednak, że jeśli pracownicy przekonają się, że dzięki współpracy spółek z Grupy ta ma lepsze wyniki i przełoży się to na ich dochody, to staną się oni zwolennikami integracji spółek Grupy.
- Dużo mówi pan o potrzebie nowych wyższych marżowo produktów, a to oznacza zwykle inwestycje…
-Zdajemy sobie z tego sprawę, zresztą już w Grupie jest realizowana spora liczba inwestycji. Wciąż najważniejszym projektem jest PDH Polska w Policach. Wszystko idzie zgodnie z planem, w zasadzie jesteśmy u końca fazy analizy. Nie widać żadnych zagrożeń, możliwa jest natomiast modyfikacja projektu, ale raczej w kierunku zwiększenia mocy produkcyjnych niż ich obcięcia.
- Skoro mówimy już o Policach, to co słychać w sprawie afrykańskiej inwestycji pomorskiej spółki?
-Trwa proces "konsumowania" decyzji przyznania naszej senegalskiej spółce koncesji wydobywczej. Przygotowujemy wszystkie potrzebne dokumenty, aby otrzymać finalne zgody, przygotowujemy również studium wykonalności na fundamencie raportów geologicznych, jakimi dysponuje spółka. Co dalej, powinno być wiadome do końca roku.
Podkreślę, że bezpośredni dostęp do surowców, m.in. fosforytów, jest dla Grupy Azoty jednym z kluczowych zadań. Oczywiście musi to być uzasadnione ekonomicznie.
- Jedną z inwestycji Grupy Azoty, która od początku prowokowała liczne komentarze, jest kwestia budowy nowej elektrowni w Puławach. Co dalej z tym projektem?
-Z jednej strony prowadzimy proces wyboru generalnego wykonawcy. Równolegle nowy zarząd spółki analizował we współpracy z kierownictwem Zakładów Azotowych Puławy proces decyzyjny.
Chcemy bowiem, aby nowa elektrownia w pierwszym rzędzie pokrywała potrzeby energetyczne naszej chemicznej spółki. Nadwyżki mocy oznaczać będą zaangażowanie się Azotów na rynku energetycznym. Zakład powinien być skrojony pod nasze potrzeby. Oficjalne decyzje w sprawie elektrowni powinniśmy opublikować pod koniec października.
- Jedną z form inwestowania może być także akwizycja innych podmiotów. Rynek jest dość trudny, wiele firm szuka wsparcia. Czy planujecie jakieś przejęcia?
-Analiza sytuacji innych podmiotów jest stale prowadzona. Uważam, że bezwzględnie powinniśmy wychodzić poza granicę kraju, zwłaszcza w naszym regionie. Rozglądamy się, ale z oczywistych względów o tym, kim jesteśmy zainteresowani, nie możemy mówić.
- Jest taki segment w chemii, w wejście którego aż się prosi, bo uzupełniałby świetnie waszą ofertę.
-Ma pan na myśli środki ochrony roślin. Sam się dziwię, że Grupa wciąż nie ma ich w swojej ofercie. Faktycznie, z naszego punktu widzenia byłoby to świetne uzupełnienie oferty. Badamy tę kwestię. To jeden z tych kierunków, w których firma się powinna rozwijać.
- Chemia europejska, aby móc skutecznie konkurować z podmiotami z innych kontynentów, powinna stawiać na innowacje. Co w tej kwestii czyni Grupa Azoty?
-Zdajemy sobie z tego sprawę. Stąd wiele naszych działań. Chcielibyśmy, by każdy główny segment produkcji miał swoją część badawczą. Stąd pomysł na alkohole OXO w ZAK-u czy też badania nad nawozami w Puławach. Przewidujemy, że nasze badania będą realizowane przy rozproszeniu geograficznym.
To naturalne, bo każda z czterech głównych spółek Grupy prowadzi badania w swojej sferze od kilkudziesięciu lat. Nie ma sensu na siłę tego centralizować. Mające powstać centrum w Tarnowie ma największy potencjał, ale z pewnością nie będzie jedynym.
- Jakie główne kierunki badań chciałaby realizować spółka?
(...)
Caływywiad TUTAJ
Komentarze