Przepisy programu azotanowego zobowiązują wszystkie podmioty (przedsiębiorców, rolników, osoby fizyczne czy prawne) prowadzące produkcję rolną, w tym działy specjalne produkcji rolnej, oraz działalność, w ramach której są przechowywane odchody zwierzęce lub stosowane nawozy, aby prowadzić ją w sposób zapobiegający zanieczyszczaniu wód azotanami. Jakie są na dziś wymierne efekty tego prawa? O to, jak po dwóch latach obowiązywania programu azotanowego rolnicy radzą sobie z tymi przepisami, zapytaliśmy Marka Krysztoforskiego z CDR w Brwinowie o. w Radomiu.

„Farmer”: Mijają dwa lata odkąd w naszym kraju zaczęły obowiązywać przepisy programu azotanowego. Jak Pan ocenia efekty jego funkcjonowania? Czy można już powiedzieć, że wody w Polsce są widocznie mniej zanieczyszczane? Czy są już na ten temat badania, które pokazują wymierne efekty obowiązywania programu azotanowego?

Marek Krysztoforski: Każdy program mający na celu ochronę środowiska jest zwykle długofalowy. Zapasy azotanów w glebach są olbrzymie i pozbycie się ich wymaga wielu lat (tylko w warstwie ornej na wiosnę jest ponad 700 tys. t azotu rozpuszczonego w wodach glebowych, do tego skumulowany azot w substancji organicznej gleby).

Podam przykład: przed blisko 20 laty zostałem poproszony o analizę systemu gospodarowania w dużym popegeerowskim gospodarstwie. Blisko 1000 ha i 800 sztuk bydła. W gospodarstwie był tylko jeden zbiornik na gnojowicę, o pojemności 30 m³ „To przecież wystarczy najwyżej na jeden dzień” – zauważyłem. „Dlatego codziennie wylewamy gnojowicę na pola, oczywiście swoje” – usłyszałem w odpowiedzi. Cały rok, także w zimie, przez wiele lat. Gospodarstwo to było zlokalizowane na dawnym obszarze OSN, gdzie było więcej takich dużych intensywnych gospodarstw ze znaczącą koncentracją produkcji zwierzęcej. Szczególnie dewastujący wpływ na środowisko miało rozlewanie gnojowicy poza sezonem wegetacyjnym, np. zimą, nieraz na śnieg. Obecnie znajdują się tam laguny o pojemności wystarczającej do gromadzenia gnojowicy na ponad pół roku, a gospodarka nawozem została zracjonalizowana. Stan wód w tym obszarze od wprowadzenia działań zapobiegawczych (zbiorniki, plany nawozowe, zakaz stosowania poza okresem wegetacji) poprawia się systematycznie, chociaż powoli. Natomiast ciekawym wskaźnikiem jest poprawa efektywności nawożenia – lepsze wykorzystanie nawozów naturalnych pozwoliło znacznie zmniejszyć zakupy nawozów mineralnych pomimo stałego wzrostu plonów.

Zawartość azotanów w wodach jest monitorowana przez GIOŚ poprzez sieć punktów pomiarowych ulokowanych na tzw. Jednolitych Częściach Wód (JCW) – ponad 4,5 tys. punktów, 1038 dla jezior i 19 dla wód przybrzeżnych i przejściowych. Pobierane są próbki wody i dokonywana jest analiza stanu chemicznego i biologii wody. Trudno jednak określić, jaki jest wpływ po dwóch latach – warto wiedzieć, że stężenie azotanów w wodzie zależy bowiem także od ilości i rozkładu opadów oraz zakupów nawozów mineralnych czy stanu pogłowia zwierząt. Jak pokazały przykłady innych państw wprowadzających te przepisy, program działa, jednak do stanu idealnego dochodzi się powoli.

Czy rolnicy poradzili sobie z nowymi obowiązkami wynikającymi z przepisów programu azotanowego?

W mojej opinii zaskakująco dobrze. Bardzo obawialiśmy się szerokiego wprowadzenia nowych wymogów, które wymagają od gospodarstw powyżej 10 ha lub posiadających powyżej 10 sztuk dużych zwierząt sporządzania planów nawożenia lub wyliczeń maksymalnych dawek, obliczenia obrotów stada i produkcji nawozów naturalnych. Do tego obowiązek regularnego prowadzenia pisemnej ewidencji nawożenia, zbywania nawozów naturalnych czy sporządzania szkicu z zaznaczeniem pryzm tymczasowych obornika w polu. Gdy dodamy do tego, że obowiązki takie spoczywają na blisko 700 tys. gospodarstw, a kontrolują je dwie jednostki (ARiMR i WIOŚ), to mamy obraz ogromu działań.

Rolnicy dostosowali się do wymogów programu azotanowego całkiem dobrze. Na pewno pomogły szeroka kampania informacyjna oraz liczne szkolenia, zarówno doradców pomagających wypełniać dokumenty, jak i rolników. Myślę także, że dobra koordynacja jednostek zajmujących się wsparciem rolnictwa pomogła w ominięciu wielu raf. Został powołany specjalny zespół roboczy nt. „Ochrona wód przed zanieczyszczeniami azotem pochodzenia rolniczego”, w skład którego wchodzili przedstawiciele ministerstw, jednostek kontrolnych i doradczych, eksperci naukowi. Moja jednostka – Centrum Doradztwa Rolniczego – opracowała aplikacje komputerowe niezbędne do sporządzenia wyliczeń: obrotów stad, produkcji nawozów naturalnych i wielkości urządzeń do ich przechowywania i najważniejszych – planów nawożenia lub obliczenia maksymalnych dawek.

Aplikacje były opracowane w ścisłej współpracy z ARiMR – powstał nawet specjalny program (Stany_CC) udostępniany w biurach powiatowych Agencji, automatycznie obliczający stany średnioroczne przeżuwaczy i transferujący obroty stada do aplikacji planu nawożenia. Jednym kliknięciem uzyskuje się aktualny, zgodny z danymi Agencji obrót stada. Zarówno rolnicy, doradcy, jak i jednostki kontrolujące posługują się tą samą, spójną wersją aplikacji nawozowych (do pobrania na stronach CDR-u, w zakładce „Do pobrania”, dalej  „Inne” (link: www.cdr.gov.pl/transfer-wiedzy/narzedzia).

Z jakimi konkretnie przepisami programu azotanowego rolnicy mieli największy kłopot?

Najwięcej problemów jest oczywiście z dokumentacją, czyli ewidencją i aktualnymi planami. Niestety, plany nawożenia i ewidencję trzeba wykonywać terminowo i na bieżąco. Do tego dochodzi obowiązek przechowywania tych dokumentów przez trzy lata – kontrola może sięgnąć w przeszłość i wyłapać nieprawidłowości z poprzednich lat.

Kolejna sprawa to obowiązek dokumentowania transferów nawozów naturalnych – nawet przekazane do innego gospodarstwa nieodpłatnie musi być potwierdzone umową zbycia nawozu. W tym przypadku chodzi o pełną kontrolę nad ilością stosowanych na hektar nawozów naturalnych (przypomnę: nawozy odzwierzęce/naturalne, których dawka nie może przekroczyć takiej ilości, żeby na hektar nie było więcej niż 170 kg azotu).

Problemy występują także z terminami stosowania nawozów zawierających azot – zarówno mineralnych, jak i naturalnych. Wielu rolników żali się – i słusznie – że termin wiosennego rozsiewu nawozów (1 marca) w warunkach cieplejszej wiosny jest zbyt późny dla ozimin, szczególnie dla intensywnie prowadzonego rzepaku. Także dopuszczalne jesienne terminy nawożenia często w zderzeniu z warunkami pogodowymi (susza, ulewne deszcze) bywają czasem problematyczne. Należy jednak przypomnieć, że zbytnio zliberalizowane przepisy, jakie wprowadzili Niemcy, zostały zakwestionowane przez Trybunał Sprawiedliwości UE.

Pewne problemy wynikają z wartościami liczbowymi w planie nawożenia. Na przykład ilość produkowanego obornika czy gnojowicy jest podana według średnich wyników dla różnych gospodarstw; może się dość istotnie różnić w zależności od systemu produkcji, ścielenia, użycia wody w konkretnym gospodarstwie.

Z czego wynikały i nadal wynikają te problemy? Czy dużo kar nałożono na rolników, którzy zaniedbali ww. przepisy? Jaki to był rząd wielkości?

Jak wskazują raporty pokontrolne, odsetek nieprawidłowości jest stosunkowo niewielki. Niestety, trudno przyrodę dokładnie opisać przepisami prawa, stąd problemy z terminami wysiewu. Większość rolników nie lubi prowadzenia dokumentacji. Tu im się trochę nie dziwię – są rolnikami, a nie księgowymi. Jednak rzeczywistość działania na wspólnym europejskim rynku do tego zmusza. Trzeba przestrzegać przepisów dotyczących jakości produktów rolnych i ochrony środowiska, które zresztą obowiązują w całej Europie, a nie tylko w UE.

Przeprowadzone w 2018 r. przez ARiMR tzw. kontrole na miejscu wykazały wystąpienie 688 naruszeń wymogów Programu azotanowego w 426 skontrowanych gospodarstwach. Ponieważ skontrolowano 7293 gospodarstwa, stanowi to 5,8 proc., czyli mniej więcej naruszenia znaleziono w co dwudziestym gospodarstwie.

Największy odsetek naruszeń dotyczył niespełnienia wymogu posiadania dokumentacji – opracowywanych  planów nawożenia azotem lub wyliczeń maksymalnych dawek azotu, prowadzenia ewidencji zabiegów stosowania nawozów, mapek ze szkicem przechowywania obornika bezpośrednio na gruncie. Poza tym istotne uchybienia dotyczą warunków przechowywania nawozów naturalnych oraz odpowiedniego dawkowania zawartego w nich azotu.

ARiMR po raz kolejny ogłosiła nabór wniosków o przyznanie wsparcia na inwestycje mające na celu ochronę wód przed zanieczyszczeniem azotanami pochodzącymi ze źródeł rolniczych. Czy według Pana rolnicy są zainteresowani tego typu środkami pomocowymi? Na co konkretnie są zazwyczaj przeznaczane, czyli czego najbardziej potrzeba rolnikom, aby wypełnić zobowiązania programu azotanowego?

Specjalnie wydzielona do tych celów transza na modernizację gospodarstw jest na pewno przydatna dla rolników. Trzeba pamiętać, że rok 2021 jest ostatnim przejściowym okresem dotyczącym spełnienia wymogów posiadania dostatecznej objętości urządzeń do przechowywania nawozów naturalnych dla gospodarstw posiadających ponad 210 DJP zwierząt. Od stycznia 2022 r. muszą już posiadać odpowiednie budowle umożliwiające przechowywanie obornika co najmniej przez 5 mieniący, a gnojówki i gnojowicy przez 6 miesięcy (pozostali rolnicy mają okres przejściowy do końca 2024 r.). Odpowiednie wielkości oblicza aplikacja „Plan nawożenia azotem”.

W omawianym naborze możliwe jest sfinansowanie zbiorników do przechowywania nawozów naturalnych płynnych, płyt do gromadzenia i przechowywania nawozów naturalnych stałych. Wyłącznie dla młodych rolników – zbiorników lub płyt do przechowywania kiszonek. Dofinansowanie dotyczy także zakupu niezbędnej instalacji technicznej lub wyposażenia.

Co istotne, obok budowli do przechowywania nawozów możliwe jest uzyskanie dofinansowania zakupu wozów asenizacyjnych, ale uwaga: wyposażonych w aplikatory doglebowe (redlicowe, o zębach sztywnych lub zębach sprężystych, lub talerzowe) albo węże wleczone (w tym płozowe czy szczelinowe, tarczowe). Nie ma więc możliwości dofinansowania zakupu samego wozu asenizacyjnego lub tylko z płytką rozbryzgową.

Dziękujemy za rozmowę.