Po pierwsze tradycja. Większość podpisanych kontraktów na eksport nawozów obejmuje trzeci kwartał. To właśnie wtedy sprzedaż nawozów na krajowym rynku jest dość słaba. Głównym powodem jest to, że rolnicy zmniejszą popyt. W części wynika to z mniejszej zasobności rolników w gotówkę. Rolnicy otrzymują ją dopiero po zebraniu plonów.
Po drugie technologia produkcji nawozów jest taka, że trudno zmniejszyć produkcję bez negatywnego wpływu na instalacje. Firmy więc szukają możliwości eksportu nawozów.
W tym roku za dużymi ilościami sprzedawanych nawozów stoi także słaba złotówka. Dzięki temu bardziej niż w poprzednich latach opłaca się eksportować.
Na koniec jeszcze jedna kwestia. Popyt na niektóre rodzaje nawozów wraz ze spadkiem temperatury szybko maleje. Dotyczy to zwłaszcza płynnego nawozu RSM (roztwór saletrzano-mocznikowy). Jego dozowanie w przypadku ujemnych temperatur nie jest możliwe.
Czy obecny trend w eksporcie nawozów się utrzyma? - Sytuacja jest stabilna, a eksport to powrót do tradycji, kiedy to w trzecim kwartale spółki nawozowe zwykle wywoziły poza granice kraju znaczną część nawozów. Ponieważ dodatkowo producentom sprzyja słaba złotówka o eksporcie nawozów jest głośniej - tłumaczy Jerzy Majchrzak, dyrektor Polskiej Izby Przemysłu Chemicznego.
Jak zaznacza tradycyjnie nawozami, które cieszyły się powodzeniem zagranicznych odbiorców są w pierwszym rzędzie nawozy fosforowe. Jednak po kontrakcie z Czechami na kupno RSM z Puław widać, że także pozostałe mogą liczyć na eksport do innych krajów.