Jak należy tłumaczyć ogromne obniżki cen nawozów azotowych, które z dnia na dzień staniały o nawet ponad 2 tys. zł za tonę? Rolnicy czują się nabici w butelkę, używając cenzuralnego języka.
Teoria sobie, a praktyka sobie
Kilka lat temu na ukończonych przeze mnie studiach ekonomicznych dowiadywałem się, że prywatyzacja podmiotów gospodarczych ma wpłynąć na co do zasady skuteczniejsze zarządzanie podmiotem, jak i poprawę jego efektywności, dlatego też w rozwiniętych gospodarkach jest to praktycznie jedyna forma funkcjonujących przedsiębiorstw. Spodobała mi się ta idea i w pełni ją poparłem.
Profesorowie silnie podkreślali jednak, iż w przypadku sektorów o strategicznym znaczeniu często decyduje się o pozostawieniu w rękach państwa tych kluczowych działów gospodarki, by państwo mogło dzięki nim dbać o interes obywateli i tym samym gwarantować im bezpieczeństwo chociażby w takich branżach jak energetyka, obrona narodowa, zdrowie, banki czy właśnie produkcja nawozów sztucznych. Ten aspekt też brzmiał logicznie, przynajmniej na papierze.
To tyle jeśli chodzi o teorię książkową, przejdźmy zatem do praktyki.
Państwowy dyktat cenowy
Ze względu na to, że omawiane podmioty są w dużym stopniu kontrolowane przez państwo, to właśnie aktualnie rządzący de facto regulują poziom cen na oferowane przez nie produkty i usługi. Polityka ta w teorii powinna w pierwszym rzędzie zapewnić bezpieczeństwo i stabilność obywatelom, jednak ja mam co do tego pewne wątpliwości.

Czytaj więcej
Ceny nawozów azotowych i NPK – koniec stycznia 2023Jak bowiem inaczej nazwać sytuację, w której z dnia na dzień okazuje się, że paliwo na państwowych stacjach kosztuje tyle samo, bez znaczenia czy wliczony w jego cenę podatek VAT wynosi 8, czy 23 procent?
Jak inaczej nazwać sytuację, gdzie z dnia na dzień ceny nawozów azotowych spadają w wielu przypadkach o ponad 2 tys. zł za tonę!? Czy pomiędzy 30 a 31 stycznia cokolwiek zmieniło się w warunkach prowadzenia biznesu, aby uzasadniona i zrozumiała była tak monstrualna przecena?
Jak mają czuć się rolnicy, którzy chcąc przygotować się na nadchodzący sezon, odpowiednio wcześnie dokonują zakupu nawozów, a następnie z dnia na dzień okazuje się, że w zależności od skali prowadzonej działalności są stratni kilkanaście, kilkadziesiąt, a może i kilkaset tysięcy złotych?
Dlaczego wraz ze stopniowym spadkiem cen chociażby gazu, który jeszcze kilka miesięcy temu był zdaniem rządzących głównym powodem nieustannego wzrostu cenników nawozowych, nie obserwowaliśmy podążających za tym trendem spadków w cenach za mocznik, saletrę czy saletrzak? W zamian za to, jeszcze po dwudziestym stycznia nasz redakcyjny kolega zajmujący się tematyką nawozów odnotowywał wzrosty cen?
Warto zauważyć, że ceny gazu są w trendzie spadkowym od sierpnia ub.r., a obecne ich notowania są niższe, niż przed wybuchem wojny w Ukrainie.
Rolnicy są stratni
Wyobraźmy sobie sytuację, że gdyby ok. 100-hektarowe gospodarstwo hipotetycznie dokonało zamówienia 50 t RSM-u 32, to 31. stycznia zapłaciłoby 124,5 tys. zł, z kolei ten sam zakup, dzień wcześniej, czyli 30. stycznia wyniósłby 185 tys. zł (zakładana cena za RSM 32 przed obniżką wynosiła 3700 zł, a po obniżce 2490 zł), a więc różnica w tym wypadku wynosiłaby aż 60,5 tys. zł!
Dlaczego taka decyzja padła dopiero 31 stycznia, kiedy zdecydowana większość rolników już przygotowała się na nadchodzący sezon i dokonała zakupu nawozów azotowych?
Niestety jedynym komentarzem, jaki mi przychodzi do głowy w kontekście w/w wydarzeń są słowa satyrycznej piosenki Krzysztofa Daukszewicza, którą zostawiam Wam poniżej. Choć nam, rolnikom, aktualnie na pewno nie jest do śmiechu.
Komentarze