Farmer: Projektowana jest ustawa o środkach ochrony roślin. Będzie ona regulować kwestie związane z wprowadzeniem do obrotu środków ochrony roślin, ich stosowaniem, potwierdzaniem sprawności technicznej sprzętu przeznaczonego do ich stosowania, prowadzeniem szkoleń z zakresu środków ochrony roślin oraz gromadzeniem informacji o zatruciach tymi środkami. Na razie projekt po zatwierdzeniu przez Sejm trafił do Senatu, który wniósł kilka poprawek. Następnie zostały one przyjęte przez Sejm, a projekt zostanie przekazany do prezydenta. Jakie największe zmiany ona wprowadzi dla rolników, czy jest to obowiązek przestrzegania zasad integrowanej ochrony roślin z początkiem 2014 r.?

Ewa Matyjaszczyk: Po pierwsze chcę zaznaczyć, że trudno mówić o tym, jakie zmiany przyniesie ustawa, która nie została jeszcze uchwalona. Prace są już dalece zaawansowane, ale cały czas trzeba brać poprawkę na to, że jeszcze jakieś zmiany mogą zajść. Dla rolników najważniejszą kwestią jest wprowadzenie integrowanej ochrony roślin. Ta sprawa przez najbliższe kilkanaście lat będzie wymagała ciągłego doskonalenia.

Jest to na pewno wielkie wyzwanie dla rolnictwa.

Farmer: Rolnicy to widzą w taki sposób, że zwiększy się dla nich biurokracja.

EM: Na pewno dużym problemem będzie papierkowa robota, trudno od niej będzie uciec. Ja widzę jednak jeszcze większe zagrożenie polegające na tym, że integrowana ochrona roślin naukowo to jest bardzo ciekawy, mądry system. Jednak będzie duża trudność przełożenia przepisów prawnych na sztywne biurokratyczne zapisy i rozpiskę tak - nie, czyli co mogą, a czego nie mogą robić rolnicy. Na przykład mamy dwóch farmerów, którzy na sąsiednich polach uprawiają ten sam gatunek roślin. Jeden z nich zastosuje zabieg ochrony roślin, a drugi nie. Pytanie, który poprawnie zareagował. Być może każdy z nich? Odpowiedź jest niejednoznaczna, ponieważ na jednym polu może być wysiana odmiana odporna na chorobę i wykonanie oprysku nie jest potrzebne, a na drugim już tak, bo zasiana odmiana była inna.

Stąd wynika konieczność uzasadnienia przez rolnika zastosowania zabiegu ochrony roślin. Uzasadnienie powinno pokazać, czy zabieg był potrzebny.

Wszystko trzeba rozpatrywać jednostkowo.

W rolnictwie podejmuje się wiele decyzji, które trudno ująć w schemat.

Bierzemy przy nich pod uwagę wiele szczegółów, które są bardzo ważne, życie składa się właśnie z drobiazgów.

Farmer: Czy jak będzie to źle uzasadnione, rolnika może czekać kara?

EM: W momencie przedłożenia zasad ogólnych, które są mądre, na szczegółowe, nie zawsze wszystko można doprecyzować. Zdecydowanie wymaga to wiedzy rolnika i doradcy. Nie należy podchodzić do sprawy w sposób policyjny, ale zdroworozsądkowy. Rolnika łatwo ukarać, bo jest mu trudno, wobec instytucji państwowej, się bronić.

Ale, moim zdaniem, zwłaszcza w kilku pierwszych latach od wejścia w życie przepisów integrowanej ochrony, należy rolnika pouczać, a nie karać i wypisywać mandaty.

Farmer: Czy będzie jakiś okres przejściowy na obycie z zasadami tego systemu w praktyce?

EM: Ta cała trudność rozmowy polega na tym, że mówimy o projektach, a nie o konkretach, które są już zatwierdzone.

Jednak z tego co wiem, na początku wymóg przestrzegania zasad integrowanej ochrony miał być ujęty w zasadach wzajemnej zgodności - cross-compliance. Dla rolnika byłoby to złym rozwiązaniem, bo niespełnienie pewnych zasad przekładałoby się na obniżenie dopłat bezpośrednich.

Na szczęście się z tego wycofano, czyli rolnik, który nie będzie stosował się do zasad integrowanej ochrony, albo będzie stosował je zgodnie z własnym przekonaniem, inaczej, niż rozumie je inspektor, nie będzie narażony na obniżenie płatności. Jeśli chodzi o wykonywanie zaleceń, na początku nie sądzę, aby rolnicy byli karani mandatami.

Jeżeli mówimy o projekcie ustawy, to nowy zapis, który nieco mnie niepokoi, dotyczy terminu ważności środków ochrony roślin. Zgodnie z dotychczas obowiązującymi przepisami, w przypadku upływu terminu ważności można było wykonać badania jakości. Jeżeli wypadły pozytywnie - ważność ulegała pewnemu przedłużeniu. W tej chwili, w artkule 24 projektu ustawy, jest taki zapis, że środek może pozostać w obrocie i być stosowany tylko do końca terminu ważności, bez żadnych wyjątków.

Pytam - co w sytuacji, kiedy preparat ma już niewiele dni do zakończenia tego terminu i producent rolny go kupi tuż przed końcem ważności, ale nie zdąży w tym czasie go zastosować, bo na przykład pogoda mu to uniemożliwi.

A jak go zastosuje po upływie terminu ważności, to grozi mu grzywna.

Uważam, że jest to pewnego rodzaju niespójność. Praktyka i wyniki badań pokazują, że większość prawidłowo przechowywanych środków zachowuje odpowiednią jakość jeszcze przez przynajmniej kilka miesięcy po upływie terminu ważności.

Farmer: Władze unijne zaakceptowały stosowanie agrochemikaliów w obniżonych dawkach. Odpowiedzialność za skutki ponosi rolnik. Dotyczy to także mieszanin zbiornikowych o składzie niewymienionym w etykiecie danego preparatu. Zdaniem prof. Marka Mrówczyńskiego z IOR, w projekcie ustawy brakuje jednoznacznych zapisów odnośnie możliwości mieszania agrochemikaliów, stosowania dzielonych i obniżonych dawek środków. Jego zdaniem, nie może być tak, że jak coś nie jest zakazane, to jest dozwolone. Prawo powinno konkretnie opisywać rzeczywistość. Co pani uważa na ten temat?

EM: Ministerstwo Rolnictwa wydało we wrześniu 2012 r. interpretację prawną mówiącą, że to, co nie jest wyraźnie zabronione - jest dozwolone. Ja tej interpretacji ministerstwa bym się trzymała.

Oczywiście dla rolników zawsze lepiej jest jak coś jest napisane wyraźnie.

Jednak uważam, że resort tę sprawę traktuje z dużą powagą i skoro wydano taką interpretację, że można stosować dawki dzielone i obniżone, a także mieszać agrochemikalia, to tak jest i nikt za to nie może być karany.

Farmer: Ale z drugiej strony w projekcie ustawy jest mowa o tym, że trzeba się stosować do etykiety-instrukcji preparatu.

EM: Jeżeli etykieta czegoś wyraźnie zakazuje, to jest to zabronione. Trzeba jednak podkreślić, że etykiety nie zawierają wielu informacji, które byłoby dobrze, żeby je zawierały. Podam przykład.

Powszechną praktyką w rolnictwie jest mieszanie środków ochrony roślin. Stosuje się je dość często, chociażby ze względu na obniżenie kosztów uprawy, zmniejszenie liczby przejazdów itp.

Obecnie, zgodnie z nowymi wytycznymi prawnymi, stosowanie mieszanin jest dozwolone, jeżeli nie jest zabronione w etykiecie. Ale proszę zwrócić uwagę, że prawie we wszystkich etykietach, może z wyjątkiem kilku nowych, które zostały wprowadzone niedawno, nie ma żadnych ostrzeżeń przed łącznym stosowaniem agrochemikaliów - nawet jeśli wiadomo, że to jest niekorzystne.

Farmer: Wróćmy do zmian, które niosą za sobą nowe przepisy. Jedną z nich jest w projektowanym rozporządzeniu zmiana wartości maksymalnej prędkości wiatru, przy jakiej można wykonać zabieg ochrony z 3 na 4 m/s. Czy to przy tych nowoczesnych opryskiwaczach nie jest nadal za mało?

EM: Przypominam, że mówimy o projekcie. Uważam, że ta poprawka jest korzystna z punktu widzenia rolników, zwiększa bowiem zakres pogody, w której można wykonywać zabiegi w stosunku do obecnie obowiązujących przepisów. Jest to uzasadnione.

Znacznie poprawiła się u nas technika oprysku, jest on dokładniejszy, bo i dokładniejsze są maszyny do aplikacji środków. Nawet jeżeli ktoś nie wymienił ostatnio opryskiwacza, to stosuje inne dysze niż przed laty.

Postęp w tej dziedzinie jest ogromny.

W projekcie rzeczywiście zabrakło mi jednak możliwości stosowania środków ochrony roślin przy jeszcze nieco gorszych warunkach pogodowych, jeżeli spełnimy odpowiednie kryteria.

Moim zdaniem, przy zastosowaniu odpowiednich technik antyznoszeniowych i specjalistycznego sprzętu możliwe jest bezpieczne wykonywanie zabiegu przy prędkości wiatru podczas zabiegu do 6 m/s. To jest zasadne właśnie przy tych maszynach z najwyższej półki.

Farmer: W projekcie rozporządzenia wprowadzony został zakaz stosowania pestycydów w odległości mniejszej niż 1 m w wypadku opryskiwaczy polowych i mniejszej niż 3 m w opryskiwaczach sadowniczych, od terenów nieużytkowanych rolniczo.

EM: Te przepisy dotyczą nowych środków ochrony, czyli tych zarejestrowanych na gruncie przepisów z 2011 r., z zastrzeżeniem, że etykieta nie mówi inaczej. Natomiast dla środków starych, których jest zdecydowana większość, utrzymane jest 20 metrów - tak jak było w poprzednich przepisach. Ponieważ coraz więcej będzie na rynku środków zarejestrowanych na podstawie nowych przepisów, strefy będą się stopniowo zwężały.

Uważam, że ten zapis zmniejszający strefy ochronne jest przyjazny rolnikom.

Jest to uzasadnione kilkoma sprawami. Po pierwsze przez doskonalenie techniki oprysku ochrony roślin, a po drugie wyraźne zmniejszenie zagrożenia ze strony środków ochrony roślin, które miało miejsce w ostatnich latach.

Farmer: Kolejną zmianą jest fakt, że badania techniczne nowych opryskiwaczy będą prowadzone raz na pięć lat, a potem już co 3 lata, tak jak jest obecnie. Poza tym nie ulegnie zmianie system szkoleń dla rolników, ale nie będzie on trwał dwa dni, tylko jeden.

EM: Nie analizowałam tematyki szkoleń, może chodzi o to, że materiał ma być przedstawiony w bardziej skondensowanej formie. Jeśli szkolenie jest dobrze prowadzone, powinno ono zapewniać dostęp do najaktualniejszej wiedzy.

Jeżeli szkolenia będą ciekawie prowadzone, rolnicy nie będą traktowali ich jako zbędnego obowiązku, tylko raczej jako okazję do dowiedzenia się czegoś nowego.

Farmer: Ma się też wydłużyć czas przechowywania ewidencji zabiegów ochrony roślin z dwóch do trzech lat, co zwiększy tzw. papierologię.

EM: Do tej pory przechowywanie ewidencji zabiegów też było wymagane.

To nie jest nowość. Nie załamywałabym rąk. Być może jest to pewna uciążliwość, ale w mojej ocenie, nie jest bardzo duża.

Farmer: Wróćmy do integrowanej ochrony roślin, w której będzie trzeba się kierować progami ekonomicznej szkodliwości patogenów. O ile łatwiej je określić dla szkodników i chorób, tak dla chwastów, nie jest to już tak proste.

EM: Progi szkodliwości to jedna ze spraw, która wymaga uwagi, bo te, które mamy już określone, nie zawsze są aktualne.

Trzeba pamiętać, że wyznaczenie progów szkodliwości nie jest proste, jest to proces bardzo kosztowny i długotrwały.

Ale jedno jest pewne - to są materiały bardzo potrzebne, które należy zapewnić rolnikowi jako wsparcie.

Oczywiście cała integrowana ochrona powinna być oparta na licznych szkoleniach dla rolników. Jeśli będą one solidnie przeprowadzone, to ta wiedza na dłużej może zostać w pamięci. Ważną sprawą jest fakt, żeby rolnicy właśnie teraz otrzymali duży pakiet informacji, jeszcze przed wprowadzeniem systemu.

Problem polega na tym, że te szkolenia na dużą skalę się jeszcze nie zaczęły.

Farmer: Czy w ogóle dysponujemy materiałami potrzebnymi do ich przygotowania?

EM: Jeśli chodzi o progi szkodliwości, to okazuje się, że niektórych materiałów brakuje. Oczywiście to nie jest tak, że całkowicie nie ma tych danych, ale są liczne luki. Zasady stosowania obniżonych dawek i mieszania agrochemikaliów to też poważny problem, bardzo ciekawy dla praktyki rolniczej, na którego temat jest bardzo mało materiałów. Tak naprawdę rolnikom trudno zapewnić od zaraz pełną wiedzę, jakiej wymagałaby integrowana ochrona roślin. Dlatego wszystko, także rozliczanie rolników ze stosowania się do zasad integrowanej ochrony, powinno być wprowadzane stopniowo. Dużo mamy jeszcze do zrobienia i ważne, aby rolnicy przyzwyczaili się do korzystania z różnego rodzaju systemów wspomagania decyzji, aby były one dostępne i nie trzeba było za nie płacić. Monitoring ma sens, jeśli nie jest on przeprowadzany w sposób policyjny, bo przecież sam farmer nie jest zainteresowany, aby pryskać na prawo i lewo, bo to wszystko kosztuje.

Rolnik chciałby wykonać zabieg w takiej ilości, która spowoduje, że organizm szkodliwy przestanie być problemem, a on osiągnie zwyżkę plonu.

Farmer: Coraz więcej firm wprowadza własne instrumenty wspomagania decyzji.

EM: Właśnie, jeśli rolnik będzie uzyskiwał solidne wyniki z systemów wspomagania decyzji, to będzie mu łatwiej racjonalnie gospodarować środkami ochrony roślin.

Farmer: Integrowana ochrona to też wykorzystywanie środków biologicznych, których na naszym rynku jest bardzo mało. Czy to może się zmienić?

EM: Należy pamiętać, że integrowana ochrona zachęca do korzystania z metod niechemicznych, jeśli takie metody są dostępne i jeżeli zapewniają zadowalającą kontrolę organizmów szkodliwych przy uwzględnieniu kosztów.

Jeśli chodzi o większe uprawy, rolnicze środki biologiczne są dostępne tylko dla ziemniaka. Dla zbóż nie możemy stosować środków biologicznych, bo ich po prostu nie ma. Czy to się zmieni, trudno teraz na to odpowiedzieć. Środki do biologicznej ochrony zbóż nie są obecnie powszechnie stosowane w żadnym z krajów Unii Europejskiej. Jeżeli natomiast pojawi się popyt, firmy na pewno się tym rynkiem zainteresują.

Farmer: Dziękuję za rozmowę.