Produkcja sadzeniaków w Polsce spadła z prawie 1,7 mln t w 1970 r. do zaledwie 60 tys. ton w 2005 r., czyli niemal 30-krotnie! Rozwijany przez kilka dziesięcioleci eksport sadzeniaków, w latach 90. przekształcił się we wzrastający z roku na rok import. W ostatnim sezonie wyeksportowaliśmy poniżej 1 tys. ton sadzeniaków, a zaimportowaliśmy 9-krotnie więcej! Czy są jakieś szanse na przyszłość?
Hodowla trzyma się mocno
Warto zdać sobie sprawę z dwóch okoliczności, które są dobrym punktem wyjścia do podjęcia działań nad odbudową eksportu sadzeniaków. Po pierwsze, polski dorobek hodowlany przez ostatnich kilka dziesięcioleci nie tylko nie podupadł, ale wręcz zwiększył swój potencjał i konkurencyjność (duża w tym bez wątpienia zasługa dopłat do hodowli twórczej z budżetu państwa, ale też nie mniejsza pełnej zaangażowania pracy hodowców). Prowadzone przez polskich hodowców programy hodowlane, zachowujące w swoich zasobach genetycznych wysoką odporność na choroby i stresy środowiskowe, wzbogaciły nowe odmiany o pożądane współcześnie cechy i walory wymagane przy różnych kierunkach użytkowania. Dzięki temu polskie odmiany ziemniaków są konkurencyjne wobec zachodnich. Już wkrótce powinny pojawić się również pierwsze efekty polskich programów hodowlanych ukierunkowanych na uzyskanie odmian przydatnych na chipsy i frytki.
Po drugie, wszystkie rynki wschodnie, które kiedyś działały na terenie Związku Radzieckiego, są nadal bardzo chłonne na dobre odmiany i na dobrej jakości sadzeniaki. Tam także wraz z przemianami ustrojowymi nastąpiło załamanie nasiennictwa ziemniaków. Jednocześnie, w odróżnieniu od Polski, nastąpiła znaczna stagnacja w hodowli twórczej, a więc zahamowany został niezbędny postęp hodowlany. A konsumenci i użytkownicy przemysłowi w tamtych krajach mają nie mniejsze wymagania, jak wysoko rozwinięte rynki Zachodniej Europy. Co prawda, hodowcy z Europy Zachodniej próbują wejść na te rynki ze swoimi odmianami i sadzeniakami, ale uważne „wsłuchanie się” w rynki Rosji, Białorusi, Ukrainy, Uzbekistanu itd. prowadzi do wniosku, że polskim odmianom ziemniaków wystarczyłoby po prostu tam się pojawić, by bez większego problemu zaistnieć i zająć dużą, jeśli nie większą, część tych rynków. Spoglądając jeszcze bardziej na wschód, dostrzeżemy rynki, których ogrom i potencjał, gdy chodzi o zapotrzebowanie na dobre odmiany i sadzeniaki, właściwie przekracza nasze wyobrażenia. Chodzi o kontynent azjatycki, z Chinami i Indiami na czele, z szeregiem innych – nie mniej interesujących – krajów. Na przykład kojarzące nam się z ryżem Chiny uprawiają około 2,5 razy więcej ziemniaków niż cała Unia Europejska, a ich konsumpcja (liczona na mieszkańca) podwaja się tam co 10–15 lat.
W kontekście powrotu na utracone rynki warto też wspomnieć o Włoszech. Ten właśnie kraj zużywa rocznie więcej sadzeniaków niż obecnie produkuje cały system nasienny w Polsce! Włochy corocznie importują niemal 100 proc. sadzeniaków, bo ze względów przyrodniczych ich produkcja nie za bardzo tam się udaje. Dlaczego nie mieliby kupować sadzeniaków z Polski, jak za dawnych, dobrych lat? Tym bardziej, że Włosi są taką współpracą wciąż zainteresowani.
Morze problemów
Od kilkunastu lat polskie nasiennictwo ziemniaków bardziej „dryfuje”, niż podąża w wytyczonym kierunku „z busolą w ręku”. Wejście Polski do Unii niewiele tu zmieniło, bo rynek ziemniaków (poza stosunkowo wąskim rynkiem skrobi) nie podlega żadnym regulacjom odgórnym.
Nie ulega wątpliwości, że jedną z przyczyn nawarstwiania się problemów, z którymi boryka się branża ziemniaczana w Polsce, jest brak silnego lobbingu. Polskie organizacje branżowe (Stowarzyszenie Polski Ziemniak, Sekcja Ziemniaka Polskiej Izby Nasiennej) od lat funkcjonują bez należytej struktury kadrowej i finansów. Tak naprawdę obie organizacje działają dzięki pracy społecznej dwojga pasjonatów, którzy pomimo wielorakich obowiązków zawodowych starają się, w miarę swoich czasowych możliwości, działać również dla ogółu podmiotów z branży ziemniaka. Słabość organizacji branżowych sprzyja dryfowaniu całej branży i poszczególnych jej elementów.
Z pewnością bolesnym ciosem, osłabiającym znacznie gotowość polskich firm do zdobycia potencjalnych rynków eksportu sadzeniaków, było pojawienie się kilka lat temu w Polsce problemu bakteriozy pierścieniowej ziemniaka. Na szczęście kwestia tej groźnej choroby kwarantannowej ziemniaka, pozostając nadal bardzo ważnym problemem, zdaje się być coraz bardziej pod kontrolą, a zapowiadane nowe działania polskich służb fitosanitarnych napawają nadzieją na dalszy postęp w zwalczaniu bakteriozy.
Panuje nieuzasadniony pogląd, że wraz z wejściem Polski do Unii Europejskiej narodowe podejście do programowania rozwoju rolnictwa straciło na znaczeniu. Z drugiej strony, zbyt łatwo zakłada się, że na takie specyficzne programy potrzeba dużych pieniędzy, których w budżecie nie ma.
Trzy filary
Do urzeczywistnienia rysujących się szans i perspektyw w dziedzinie eksportu sadzeniaków potrzeba trzech podstawowych rzeczy. Jeśli komuś wydaje się, że po pierwsze – pieniędzy, po drugie – pieniędzy i po trzecie – pieniędzy, to jest daleki od sedna sprawy. Przede wszystkim bowiem potrzeba: klarownej wizji, porządnej strategii i sprawnej organizacji.
Wizja – to wyraźne wskazanie celu, do którego warto dążyć. Fakt, że już kiedyś Polska była potęgą w produkcji i eksporcie sadzeniaków, znacznie ułatwia nakreślenie wizji. Powinna ona powstać zarówno w gronie osób działających operacyjnie w branży ziemniaka, jak i władz ministerstwa rolnictwa. Byłoby jeszcze lepiej, gdyby stała się też udziałem resortu gospodarki, gdyż odpowiada on za promocję eksportu polskich produktów na rynkach zagranicznych i dysponuje powołanymi do tego strukturami i radcami handlowymi w wielu krajach. Ponadto resort gospodarki odpowiada za inicjowanie i realizowanie umów gospodarczych z innymi krajami.
Stworzenie spójnej wizji wymagałoby najpierw skoordynowanego zgromadzenia i przetworzenia odpowiednich informacji o potencjałach tkwiących zarówno po polskiej stronie, jak i na poszczególnych – wstępnie uznanych za interesujące – rynkach zagranicznych.
Strategia powinna określać sposoby osiągnięcia celu. Ze względu na wielość podmiotów, instytucji i osób, które musiałyby stać się uczestnikami w procesie realizacji strategii odbudowy pozycji Polski w eksporcie sadzeniaków, strategia taka musiałaby przybrać postać złożonego programu o charakterze ogólnobranżowym. Musiałaby proponować odpowiednie instrumenty nakłaniające lub zachęcające poszczególnych potencjalnych uczestników do włączenia się w realizację programu.
Uczestnikami programu byłyby przede wszystkim: firmy hodowlano-nasienne, firmy nasienne, producenci sadzeniaków, przedsiębiorstwa eksportujące oraz inspekcja nasiennictwa i ochrony roślin. Ponadto pożądanymi uczestnikami wspierającymi powinny stać się: służby doradcze ODR, samorządy lokalne, instytucje finansujące i ubezpieczające transakcje.
Specjalna rola superkoordynatora programu powinna przypaść administracji państwowej, w szczególności jej służbom ściśle związanym merytorycznie z programem, tj. resortowi rolnictwa i ministerstwu gospodarki.
Organizacja – sprawna i przemyślana organizacja działań to warunek powodzenia w realizacji nakreślonej strategii. Organizacja to planowe, konsekwentne działanie poszczególnych osób, firm i instytucji, które włączyły się w realizację programu rozwoju eksportu polskich sadzeniaków. To m.in. umiejętność koordynowania działań pojedynczych podmiotów w spójną „siatkę” działań zintegrowanych, prowadzących w najbardziej efektywny sposób do wytyczonego celu (realizacji wizji). To również umiejętność okresowej oceny dokonań, identyfikacji i eliminowania błędów (i zaniechań), dokonywania korekt strategii i dostosowywania instrumentów, o ile zachodzi taka potrzeba. Bez wątpienia najtrudniejszym wyzwaniem jest zbudowanie i utrzymanie sprawności organizacyjnej w fazie realizacji programu.
Parę mitów
- Jeśli komuś wydaje się, że Norwegia stała się potęgą w produkcji i eksporcie łososia hodowlanego tylko dlatego, że rzesza niezależnych norweskich hodowców ryb zaczęła masowo produkować i sprzedawać ten produkt, to jest w błędzie.
- Jeśli ktoś mówi o Duńczykach, że są doskonali w konkurencyjnym eksporcie wieprzowiny, to powinien zdawać sobie sprawę, że za tym stała (i stoi) i wizja, i strategia, i ustawiczna praca organizacyjna na znacznie wyższym szczeblu niż pojedynczego producenta czy przedsiębiorstwa handlowego.
- Jeśli, wreszcie, ktoś sądzi, że holenderskie sadzeniaki można znaleźć nawet w bardzo odległych zakątkach globu tylko dlatego, że są one dobre, to nie zdaje sobie sprawy, jak wielkie znaczenie obok samej wartości odmiany i jakości sadzeniaków ma właśnie spójna wizja, dobra strategia i sprawna organizacja działań proeksportowych na szczeblu branżowym i narodowym.
Autor jest doradcą marketingowym
Źródło: "Farmer" 24/2006
Komentarze