W tym roku szczególne powody do zadowolenia mogli mieć rolnicy z woj. pomorskiego. Tam z jednego ha można było zebrać od 50 do nawet 90 t bulw. - W tym roku pogoda była wręcz idealna. Najpierw było chłodno, później susza, a w lipcu i sierpniu padał deszcz - mówi uśmiechnięty Robert Przybysz z Tczewa. Niestety, nie wszędzie było aż tak urodzajnie. Na Podlasiu średni plon wyniósł 24 t/ha.

Jednak uśmiech z twarzy rolników znika w momencie, kiedy pojawia się temat cen. W porównaniu do zeszłego roku obniżyły się o 40 proc. - Spadek cen skupu notowany jest od lipca. W pierwszej połowie października za kilogram ziemniaków w skupie płacono średnio 31 gr. Dla porównania w analogicznym okresie zeszłego roku ta cena wynosiła 53 gr. Z kolei ceny na rynkach hurtowych wahają się od 20 do 70 gr - informuje Grzegorz Rykaczewski, analityk Banku BZ WBK. Najwyższe stawki otrzymują producenci, którzy mają podpisane umowy kontraktacyjne z dużymi podmiotami produkującymi frytki. Niestety, także i oni muszą liczyć się z przykrą niespodzianką. Z sygnałów, jakie do nas docierają, wynika, że jeżeli nie ruszy eksport ziemniaków, to w przyszłym roku także im zostaną obniżone stawki.

Zasady rynku są nieubłagane. Kiedy wzrasta produkcja surowca, którego nadwyżkę trudno jest zmniejszyć eksportem, dochodzi do obniżki cen. Tegoroczne zbiory prognozuje się na ok. 8,3 mln t, a zatem jest to więcej o 31 proc. w stosunku do zbiorów w 2015 r.

Według wstępnych badań przeprowadzonych przez GUS, tegoroczny obszar nasadzeń ziemniaka przekroczył poziom 0,3 mln ha.

Tak jak wspomnieliśmy, największą zmorą producentów są problemy eksportowe. Aby zrozumieć, jak wielki jest to problem, warto dopisać, że średnia cena ziemniaków w Europie jest wyższa o 60-80 proc. - Obserwujemy wzrost popytu na ziemniaki w krajach Zachodniej Europy - zwraca uwagę Grzegorz Rykaczewski. - Jest to wynik spodziewanego spadku produkcji, m.in. w Niemczech, we Francji, ale także w Holandii, oraz obaw o pokrycie krajowego zapotrzebowania.

Niestety, Polska jest jedynym krajem Unii Europejskiej, który wciąż ma zablokowaną możliwość szerszej sprzedaży zagranicznej. Wszystkiemu winna jest bakterioza pierścieniowa. Według Unii Europejskiej aż 10 proc. naszej produkcji stanowią ziemniaki nią porażone. Inaczej sprawę widzą nasi producenci. - Do statystyk nie powinny być wliczane ziemniaki wszystkich rolników otrzymujących dopłaty bezpośrednie, a wyłącznie tych, którzy prowadzą gospodarstwa towarowe - uważa Zbigniew Górski, producent z Siedlec.

Przy okazji warto zwrócić uwagę na zasadniczą kwestię. Nie wszystkie kraje wspólnotowe są tak wnikliwie sprawdzane przy eksporcie, jak Polska. Okazuje się, że w Holandii kontroluje się jedną spośród kilkunastu partii ziemniaków przeznaczonych do eksportu. W Polsce sprawdzane są wszystkie.

- Warto pamiętać, że polscy rolnicy i eksporterzy ziemniaków działają w specyficznych warunkach, wynikających z obowiązujących przepisów sanitarnych. Polska w eksporcie ma bardziej restrykcyjne regulacje od znacznej części naszych partnerów handlowych, którzy chcą od nas ziemniaki kupować - zauważa Grzegorz Rykaczewski.

Ministerstwo Rolnictwa stara się ułatwić zbyt - na dobry początek przynajmniej młodych ziemniaków. Dotychczas producent, aby otrzymać świadectwo wywozowe, musiał wykopać wszystkie ziemniaki z plantacji. Rodziło to spore problemy, bo młode ziemniaki nie mogą długo czekać na transport, a wykopanie ich wszystkich w jeden dzień i przygotowanie do wywozu było wręcz niemożliwe. Resort stara się, by certyfikaty od przyszłego roku były wystawiane od razu, bez obowiązku zbioru całości. - Czy uda się to przeforsować w UE, dowiemy się najprawdopodobniej w styczniu - przyznaje Marian Sikora, prezes Polskiego Związku Producentów Ziemniaków i Nasion Rolniczych.

Artykuł pochodzi z wydania 11/2016 miesięcznika Farmer