Telefon redakcyjny nieustannie dzwoni, a temat rozmów jest jeden – czy przymrozek z ostatniej nocy, w sytuacji braku śniegu może wywołać wymarznięcia?
Już na wstępie odpowiem, że absolutnie nie. Po pierwsze obniżka temperatury jest zbyt niewielka aby wywołać uszkodzenia tkanek. Pamiętajmy że zawierają one nie czystą wodę, ale roztwór szeregu związków organicznych i nieorganicznych, co istotnie obniża temperaturę jego zamarzania. Po drugie gleba to gigantyczny akumulator ciepła. Jej oziębienie to proces powolny. Minionej nocy stygła tylko powierzchniowo, a oddając ciepło do atmosfery ogrzewała oziminy. Potrzeba zdecydowanie niższych temperatur i w dłuższym wymiarze czasowym, aby zaczęła zamarzać.
Miniony przymrozek należy odbierać jako bardzo pozytywny dla roślin bodziec środowiskowy. Pierwszy raz tej jesieni średnia temperatura dobowa spadła poniżej 5 st. C, co oznacza wygaszanie intensywnej wegetacji. Sprzyja temu krótki dzień świetlny i słabe nasłonecznienie, a zatem rośliny rejestrują niedobór jednego z 3 podstawowych elementów potrzebnych do fotosyntezy – energii słonecznej. Wody dostatek, CO2 też nie brakuje, ograniczeniem jest właśnie brak energii. W zaistniałej sytuacji koncentrują się one na fizjologicznym przygotowaniu do spoczynku zimowego. Niska temperatura jest dla nich sygnałem do odprowadzania wody z komórek do przestrzeni międzykomórkowych, celem poniesienia stężenia soku komórkowego a tym samym znacznego obniżenia temperatury jego zamarzania. Proces ten zapobiega ich rozerwaniu przy temperaturze rzędu -15 st. C (rzepak), -20 st. C (pszenica). Jednocześnie procesy syntezy ukierunkowane dotychczas na tworzenie głównie cukrów, zostają przestawione na wytwarzanie specjalistycznych białek kriogennych, podnoszących bezpieczeństwo roślin w okresie panowania niskich temperatur. Tak w ogólnym zarysie przebiega fizjologiczny proces ich hartowania przed zimą.


Materiał chroniony prawem autorskim - zasady przedruków określa regulamin.
WSZYSTKIE KOMENTARZE (22)