Rosnąca presja szkodników rzepaku, niesprzyjające warunki meteorologiczne oraz brak rozsądnej alternatywy dla zapraw neonikotynoidowych to główne argumenty, dla których w tym roku udało się uzyskać derogacje dla zapraw opartych na substancjach neonikotynoidowych. Taka jednorazowa zgoda w dalszej perspektywie raczej nie poprawi znacząco problemów w ochronie rzepaku.
W lipcu br. MRiRW podjęło decyzję o czasowym (na okres 120 dni) jednorazowym dopuszczeniu do stosowania w Polsce do ochrony rzepaku ozimego wycofanych wcześniej 3 zapraw nasiennych opartych na substancjach neonikotynoidowych. W jej uzasadnieniu MRIRW wskazało między innymi na wystąpienie sytuacji nadzwyczajnej.
Podobnie jak wiele Związków branżowych, również my redakcyjni agronomowie popieramy tą decyzję. Sytuacja w rzepaku a konkretnie związana z silną presją szkodników jesiennych stała się dramatyczna. Kilkuletni brak zapraw insektycydowych doprowadził do tego, że w przestrzeni rolniczej nagromadziło się tak dużo szkodników, że trudno je było ograniczyć zabiegami nalistnymi.
Ilość zabiegów nalistnych w przeciągu tych lat zwiększyła się o ponad 300 proc. Stąd równie ciężko w kontekście ochrony środowiska jak i przede wszystkim ochrony zapylaczy zaakceptować takie rozwiązanie jako rozsądne. To nie jedyne konsekwencje wycofania zapraw. Uszkodzony rzepak częściej wymarzał, a opłacalność tej uprawy wyraźnie zmalała. Wielu producentów zwłaszcza po trudnych latach, z silną presją szkodników poddawała się i rezygnowała z uprawy rzepaku.
Niestety póki co derogację tę należy traktować jako jednorazową. Tegoroczne pozwolenie wygaśnie w listopadzie. Co będzie w przyszłym roku, tego jeszcze nie wiadomo. Czy jednak jednorazowym pozwoleniem uda się zmniejszyć populację szkodników?
Trudno myśleć na ten temat optymistycznie. Dlaczego? Wieloletni brak zapraw insektycydowych powodował niekontrolowany rozwój szkodników. W tym roku ciepły sezon wyjątkowo sprzyjał tworzeniu kolejnych pokoleń. Zaprawa chroni tylko na kilka tygodni po siewie, a w licznych samosiewach ale także już i na polach produkcyjnych bytują i tak licznie szkodniki. Przed nami raczej niestabilne lata z tendencją idącą w kierunku ocieplenia klimatu. To poważne zagrożenie dla upraw w kontekście występowania gradacyjnego szkodników.
Co więcej trudno zatem o skuteczną ochronę rzepaku oraz o zachowania zasad integrowanej ochrony w obliczu co rusz nowych zakazów dotyczących wycofywania kolejnych substancji czynnych. O nowe rejestracje też trudno, bo restrykcyjne i niestabilne przepisy unijne ograniczają szybki dostęp do nowych środków ochrony roślin.
Miejmy nadzieję, że sytuacja jednak wkrótce się wyjaśni. Że wreszcie pojawią się niepodważalne badania naukowe, rozstrzygające wieloletni spór o neonikotynoidy lub pojawi się alternatywa, która zastąpi te substancje w użyciu. Jeśli nie, to do momentu opracowania skutecznych metod ochrony rzepaku, derogacje powinny być odnawiane na każdy nowy sezon. Dzięki temu unikniemy także rozwojowi nielegalnych rozwiązań, które niestety rolnicy w rzepaku powszechnie zaczęli stosować.
Należy pamiętać, że dla świadomego rolnika ochrona owadów zapylających jest bardzo ważna. Od ich aktywności w dużej mierze przecież zależy także plonowanie rzepaku. To rozsądek w podejmowaniu decyzji powinien brać górę. Jak wiadomo żaden insektycyd nie jest obojętny dla owadów pożytecznych. Jednak bez ochrony przed szkodnikami nie jesteśmy wytworzyć wystarczającej ilości, dobrej jakości żywności – o tym także należy pamiętać. Najważniejsza sprawa to świadome i odpowiedzialne stosowanie środków ochrony roślin, pamiętanie także o niechemicznych metodach ochrony roślin i o to apelujemy po raz kolejny z kolei do naszych Czytelników.


Materiał chroniony prawem autorskim - zasady przedruków określa regulamin.
WSZYSTKIE KOMENTARZE (5)