Niestabilna pogoda sprzed kilku dni spowodowała sporo szkód w rolnictwie w tym także w uprawach polowych. Na tym etapie najgroźniejsze jest gradobicie w dosychającym rzepaku. Jak informują nas czytelnicy jedno z poważniejszych gradobić nawiedziło ostatnio okolice Wrześni czy Szczecina.

Jeśli rzepak był ubezpieczony, zgłaszamy zdarzenie w stosownym Towarzystwie Ubezpieczeniowym i czekamy na przyjazd likwidatora, który oceni rozmiar szkód. Możemy także przystąpić do kombajnowania plantacji, jednak na środku pola zobowiązani jesteśmy zostawić pas kontrolny, na którym likwidator dokona oceny. Do oględzin najczęściej dochodzi kilka dni po zgłoszeniu. Likwidator na miejscu w pierwszej kolejności musi stwierdzić czy rzeczywiście na danej plantacji doszło do gradobicia.

Wymłócone łuszczyny nie są dla niego gwarantem, że rzeczywiście wystąpił na danym terenie grad. Obejrzy również okoliczne plantacje (np. burak czy kukurydzę), a także chwasty, które bardzo wyraźnie (w postaci charakterystycznego ocętkowania) rejestrują uszkodzenia gradowe.

Niestety są plantacje w kraju, w których gradziny wymłóciły w rzepaku praktycznie wszystkie łuszczyny. W skrajnym przypadku nawałnica spowodowała także powstanie złomów oraz ścięcia pędów. 

Takie plantacje zamiast kombajnować trzeba teraz likwidować talerzówką. Nie należy jednak się spieszyć z tym zabiegiem. Warto poczekać kilka dni, aż osypane nasiona wykiełkują. Taki proceder najlepiej powtórzyć kilkakrotnie, by zlikwidować na przyszłość jak największą liczbę potencjalnych samosiewów.