Kalkulacja, a nie wyższe ideały
Stany Zjednoczone można uznać za historyczną kolebkę bezorkowej uprawy roli i jej stolicą pozostają do dziś. Z obu Ameryk co rusz dochodzą do nas nowinki i ciekawe rozwiązania w zakresie rolnictwa regeneratywnego i uproszczonej uprawy, pomysły na coraz doskonalsze mieszanki międzyplonowe i wsiewki. Z USA wywodzą się znani na całym świecie propagatorzy rolnictwa regeneratywnego, jak choćby Gabe Brown czy zmarły niedawno Dave Brandt.
Na miejscu przekonałam się jednak, że o ile stany położone bardziej na północ kontynentu być może rzeczywiście z większym entuzjazmem pochodzą do regeneratywnych eksperymentów, to w Teksasie bezorkowo uprawia się raczej z konieczności, niż przekonania.
Z czego to wynika? Trudno uogólniać, jednak mam wrażenie, że wynika to z niechęci mieszkańców Teksasu, w dużej mierze republikańskich, konserwatywnych, do wysuwanych głównie przez Demokratów postulatów związanych z koniecznością ochrony środowiska i klimatu. Teksańczycy są wyjątkowo przywiązani do swojej wolności i przekonani, że nikt nie ma prawa narzucać im swojej woli. Tamtejsi rolnicy są ważną i szanowaną częścią społeczeństwa, dbają o swoje interesy i nie pozwolą, by ktoś inny decydował, jak mają żyć i prowadzić własne farmy. Jedni taką bezkompromisowość będą podziwiać, inni krytykować niechęć do poświęcenia w imię "wyższego dobra" - ocenę pozostawiam czytelnikom.

Czytaj więcej
Ranczerem być, czyli teksańskie sposoby na chów bydłaJeszcze istotniejsze wydaje się praktyczne i pragmatyczne podejście do życia i biznesu teksańskich farmerów. To ludzie twardo stąpający po ziemi, którzy potrafią liczyć. Niechętnie podejmują ryzyko w interesach, jeżeli istnieje prawdopodobieństwo, że może ono przynieść straty. Sceptycznie podchodzą do działań na rzecz środowiska, w tym uprawy konserwującej i rolnictwa regeneratywnego - bo co, jeżeli może to wpłynąć źle na plon i potencjalny zysk?
Bezorkowa praktyka nad Zatoką Meksykańską
Po tym, jak nakreśliłam stan ducha i podejście do rolnictwa regeneratywnego farmerów z Teksasu, których poznałam przez 5 tygodni swojego pobytu w Stanach, muszę jednak oddać sprawiedliwość swojemu amerykańskiemu gospodarzowi i przyznać, że konsekwentnie od lat trzyma się uprawy bezorkowej.
- Nie widziałem na oczy pługa odkładnicowego odkąd skończyłem szkołę, czyli od ponad 30 lat - powiedział mi Scott Frazier.
Dodał, że przez owe kilkadziesiąt lat praktykuje "minimum tillage", czyli uprawę uproszczoną, bezpłużną, minimalną - jakkolwiek to nazwiemy. Muszę jednać zwrócić uwagę, że gleba na polach Scotta i tak jest wielokrotnie, dość intensywnie mieszana. Polscy rolnicy bezorkowi nazywają to często "orką bez pługa". Zespół uprawek od żniw do siewu rośliny następczej obejmuje najczęściej trzy przejazdy z wykorzystaniem pługa dłutowego, agregatu talerzowego i kultywatora ścierniskowego. Dodatkowo po wschodach roślin uprawnych wykonuje się jedną bądź dwie dodatkowe uprawki w międzyrzędziach.

Czytaj więcej
Uprawa i żniwa kukurydzy po amerykańskuScott nie może pozwolić sobie na ewentualny spadek plonu. Budżet gospodarstwa jest ustalony na rok do przodu i musi się "spiąć", a doświadczenie pokazało rolnikowi, że jeden przejazd agregatem mniej może źle wpłynąć na wynik w kombajnie, a później na koncie bankowym. Jednoczęsnie budżet ani harmonogram pracy Fraziera nie przewiduje takich nakładów pracy i paliwa, by rolnik zainwestował w pług.
Bezorkową uprawę wymusza także brak wody. W hrabstwie Nueces średnia roczna suma opadów jest co prawda trochę wyższa niż średnia dla Polski, jednak niekorzystny jest rozkład opadów w ciągu roku. W konsekwencji od późnej wiosny do jesieni deszcz zdarza się niezwykle rzadko, a jednocześnie temperatury latem sięgają nawet 45ºC.
Kogo obchodzą dżdżownice?
Polskich rolników bezorkowych podziwiam za ich wyjątkowe połączenie wiedzy agrotechnicznej ze świadomością przyrodniczą. Rezygnacji z pługa, oprócz poszukiwania sposobów na oszczędności czasu i pieniędzy, towarzyszą zazwyczaj wyższe cele i chęć poprawy właściwości gleb i życia biologicznego pod naszymi stopami. Teksańscy farmerzy, których poznałam, co prawda stosują uproszczoną uprawę, ale bez szczytnych idei.
- No, to teraz wymieszamy tę masę słomy z glebą i będziemy sekwestrować węgiel - zaśmiał się kpiarsko Scott, zanim przekazał mi kluczyki do swojego John Deere'a sprzęgniętego z pługiem dłutowym, którym uprawiałam ścierniska po sorgo.
Z wyżej opisanych powodów w Teksasie nie przyjęła się zupełnie uprawa zerowa. Już teraz dużym problemem w wielu teksańskich gospodarstwach jest zachwaszczenie i odporność chwastów, nasilane przez stosowanie co roku niemal tych samych substancji czynnych i monotonne zmianowanie lub całkowity jego brak. To nie są warunki, w których można ryzykować siew bezpośredni, bo będzie on z góry skazany na niepowodzenie. Jak opisywałam w jednym z wcześniejszych tekstów, w Teksasie należności za dzierżawę ziemi reguluje się w wielu przypadkach poprzez oddanie właścicielowi odpowiedniej części zebranych płodów rolnych. Jeżeli rolnik, na przykład poprzez zaniechanie uprawy, zbierze mniej i mniej odda wydzierżawiającemu, wówczas może on po prostu zerwać umowę z rolnikiem i odebrać ziemię.
O nielicznych okolicznych farmerach, którzy odważyli się na uprawę zerową, Scott i jego koledzy mówili z lekką drwiną. No till, no yield (ang. zero uprawy, zero plonu) - kiwali głową, co mimowolnie kojarzyło mi się ze sloganami przeciwników uprawy bezorkowej, których przed laty spotykałam w Polsce na targach rolniczych.
Patrzyłam na teksańskie pola, nad którymi trudno dostrzec ptaki i owady, bezkresne połacie sorgo pozbawione choćby jednego kwitnącego kwiatu; glebę, która, choć nieorana, pozbawiona była pracowitych bezkręgowców.
- Dbacie w Teksasie o dżdżownice? - zapytałam Scotta.
- Cóż, nasza chemia i sposób uprawy widocznie im nie sprzyjają - wzruszył ramionami.
Komentarze