W ubiegłym tygodniu uczestniczyliśmy w warsztatach na temat rolnictwa ekologicznego, organizowanych przez Instytut Uprawy Nawożenia i Gleboznawstwa - PIB Puławy. Gościliśmy wówczas w gospodarstwie ekologicznym Roberta Kuryluka i Moniki Styczek-Kuryluk, położonym we wsi Holeszów w woj. lubelskim. Małżeństwo rozpoczęło przygodę z ekologią już w 1995 roku. Obecnie na 33 ha, prowadzi uprawy: pszenicy orkisz, dyni (na pestki), gryki, fasoli czerwonej i kozłka lekarskiego. W zmianowaniu pojawiają się także ziemniaki oraz niezbędne motylkowate – głównie seradela.

Gospodarstwo Roberta Kuryluka i Moniki Styczek-Kuryluk stawia na przetwórstwo. Z pestek dyni oraz orzecha włoskiego, małżeństwo wytwarza olej, z kolei z orkisz mielony jest na mąkę. fot.KM
Gospodarstwo Roberta Kuryluka i Moniki Styczek-Kuryluk stawia na przetwórstwo. Z pestek dyni oraz orzecha włoskiego, małżeństwo wytwarza olej, z kolei z orkisz mielony jest na mąkę. fot.KM

Niełatwe początki uprawy ekologicznej

Jak wskazywał Robert Kuryluk, początki uprawy to olbrzymi zapał i chęć gospodarzenia, które studził brak wsparcia i utrudniony dostęp wiedzy. W 1996 roku gospodarstwo otrzymało atest stowarzyszenia EKOLAND, co ułatwiło rozwój. Początkowo produkowany surowiec dostarczany był głównie do zakładów przetwórczych. W 2007 roku podjęto decyzję o sprzedaży towaru za granicę, głównie do Niemiec, gdzie eksportowano zboża, fasolę czerwoną, a następnie pestki dyni.

Dziś sprzedaż jest rozpowszechniana kilkoma kanałami. Począwszy od dostaw do przetwórni surowców, poprzez specjalistyczne hurtownie i sklepy oferujące produkty bio, sprzedaż bezpośrednią do klientów odwiedzających gospodarstwo, czy wysyłkę towaru paczkami. Sieć sprzedaży funkcjonuje także poprzez kooperatywy spożywcze, system który rozwija się w Polsce.

-Najprościej nazwać to grupą osób, która w miastach wspólnie robi zakupy, a kryterium ich wyboru są produkty ekologiczne. My właśnie zaopatrujemy je w towar, który dostarczamy m.in. do Warszawy, Płocka, Poznania i Lublina. To dobry sposób zarówno dla klienta, jak i dla nas producentów, ze względu na brak pośredników – przez to obie strony mają gwarantowaną dobrą cenę. Stopniowo wykluwają się nowe kooperatywy, za którymi staramy się podążać – tłumaczył Robert Kuryluk.

Produkty z gospodarstwa Kuryluk-Styczek. fot.KM
Produkty z gospodarstwa Kuryluk-Styczek. fot.KM

Przyszłość rynku ekologicznego

Małżeństwo Kuryluk z bagażem doświadczenia musiało pokonać dotychczas wiele wyzwań. Jak widzą przyszłość rynku ekologicznego?

-Myślę, że rynek będzie się rozwijał, tylko pytanie kto się na nim znajdzie - czy przejmą ten rynek giganci, którzy zechcą pod swoimi skrzydłami wszystko opanować, czy będzie miejsce dla różnych graczy na rynku. Mówię dla różnych, ponieważ jak obserwujemy rynek żywności ekologicznej u naszych zachodnich sąsiadów - to tam mamy bardzo różnych graczy na rynku, od dużych firm i supermarketów, sieciówek przez lokalne sklepy – wyjaśniał gospodarz.

Jednocześnie zwracał uwagę na segment przetwórstwa i rolę skracania łańcucha dostaw, o którym wiele się mówi, a niestety mniej realizuje.

-Patrzę na rynek wiadomo, z punktu widzenia rolnika. Chciałbym więc, żeby rolnicy byli uczestnikami tego rynku żywności ekologicznej, żebyśmy nie byli tylko tanimi producentami surowca, ale też mogli sprzedawać gotowe produkty i jakiś segment tego rynku zajęli. Dużo się teraz mówi o skracaniu łańcuchów dostaw, jesteśmy za tym jak najbardziej. By właśnie grupy rolników organizowały się nawet na jarmarkach, na których będą mogli sprzedawać tylko rolnicy ekologiczni – komentował.

Rolnik odniósł się także do systemu dopłat do produkcji ekologicznej. Jego zdaniem nowe zmiany są dość chaotyczne, a wypracowane przez lata systemy mogą znacznie się pogorszyć. -Mam na myśli przykład ugorowania. Oczywiście dopłaty są dobrowolne, ale jeżeli ja przez kilka lat wkładam wysiłek w to, żeby użyźnić glebę i o nią dbać, to fakt pozostawienia części gospodarstwa ugorem, dla mnie będzie oznaczał duże straty – przekonywał.

W kontekście dopłat i nowej Wspólnej Polityki Rolnej, producent zaznaczał również, że zderzenie z tanim surowcem ze wschodniej granicy, który nie podlega żadnym reżimom, może zniweczyć wysiłek i dotychczasową pracę.

Ceny zbóż spadają, również w ekologii

Ceny płodów rolnych spadły w uprawie konwencjonalnej, ten trend jest obserwowany także w produkcji ekologicznej. Co więcej, w tym przypadku od jakiegoś czasu pojawia się ogólny problem ze sprzedażą zbóż. -Ceny orkiszu spadły do 1300 zł/t, a kiedyś wynosiły koło 3000 zł/t. Kontrahenci się wycofują, a handlowcy nie mogą sprzedać towaru. Inwestorzy, którzy kupowali duże ilości, teraz po prostu boją się inwestować – twierdził Kuryluk.

Małżeństwo do produkcji mąki, również skupuje orkisz w niewielkich ilościach od rolników posiadających certyfikat rolnictwa ekologicznego. -Chcąc zachować ich przy sobie, płacimy wyższą cenę niż jest na rynku. Robimy to żeby nie załamać kompletnie naszego lokalnego rynku, bo jeżeli dziś skupimy to zboże po 1300 zł/t, to w przyszłym roku rolnicy nie zechcą siać ponownie, a my wiele stracimy – dodawał rolnik.

Mimo przeszkód i inflacji na rynku, małżeństwo dobrze sobie radzi. Jak przyznają, poprzez sprzedaż bezpośrednią zaobserwowali nawet większe zainteresowanie produktami z ich gospodarstwa, jednak inaczej ma się to w przypadku sprzedaży hurtowej, która obecnie stanęła.