„Farmer”: Wychował się Pan na wsi, ale czy obecnie nadal ma Pan kontakt z wsią i rolnictwem?

Marcin Tybura: Oczywiście, że tak. Chociaż sport jest obecnie numerem jeden w moim życiu, to nadal na wieś wracam chętnie i bardzo często. Tam się urodziłem, pracowałem i skończyłem technikum rolnicze. Później w moim życiu pojawił się sport, skończyłem studia, zacząłem trenować MMA. Jednak mimo to mam wiele powodów, żeby wracać na wieś. Jednym z ważniejszych jest fakt, że rodzice przekazali mi gospodarstwo, jestem więc za nie teraz odpowiedzialny.

Czy sport na tak wysokim, światowym poziomie da się pogodzić z prowadzeniem gospodarstwa?

To nie jest duże gospodarstwo – ma kilkanaście hektarów i w całości przestawione jest na produkcję roślinną. Prace w polu nie są więc intensywne i mają sezonowy charakter – można powiedzieć, że na razie gospodarstwo jest „wyciszone”. Oczywiście, to jest możliwe, bo rolnictwo nie jest obecnie głównym moim źródłem utrzymania. Zależy mi jednak na tym, żeby nasze gospodarstwo nadal funkcjonowało i kontynuowało rodzinne tradycję. Można powiedzieć, że obecnie to takie moje hobby, ale po zakończeniu kariery sportowej nie wykluczam powrotu na wieś. To dla mnie miejsce szczególne, którego wielu zalet wcześniej nie doceniałem, podobnie zresztą jak wielu ludzi urodzonych i mieszkających na wsi. Po walkach często wracam do gospodarstwa – to miejsce, gdzie mogę się zrelaksować. Nawet prace polowe są dla mnie czymś relaksującym, a w szczególności praca maszynami.

Jaki wpływ miało na Pana wychowanie na wsi, w rolniczej rodzinie? Czy jest w tym coś, co pomaga teraz odnosić międzynarodowe sukcesy w sporcie?

Myślę, że wiele cech, które wyniosłem z domu, pomaga mi teraz wygrywać. Przede wszystkim praca na wsi już od najmłodszych lat nauczyła mnie pracowitości i wytrwałości w dążeniu do celu. Jako młody chłopak nie miałem dostępu do profesjonalnych treningów, więc kiedy zacząłem trenować, oddawałem się temu bardziej niż inni – przez pierwsze osiem miesięcy nie opuściłem ani jednego treningu.

Praca na wsi już od najmłodszych lat nauczyła mnie pracowitości i wytrwałości w dążeniu do celu

- Marcin Tybura

Odbiega Pan od stereotypowego wizerunku rolnika. Jak reagują inni, gdy dowiadują się, że jest Pan właścicielem gospodarstwa i czynnym rolnikiem?

Reakcje są zazwyczaj dość przyjazne, wiele osób jest zaskoczonych, wielu też zazdrości mi własnego gospodarstwa. Wydaje mi się, że wizerunek rolników i rolnictwa w społeczeństwie jest obecnie znacznie lepszy niż jeszcze kilkanaście lat temu. Faktem jest, że wiele osób z miast ma niezbyt realny wizerunek życia na wsi, taki trochę zbyt romantyczny i sielski. Prawdą jest też, że ludzie z miasta tęsknią za tym, co rolnicy mają na co dzień, a nie zawsze to doceniają. Mam tu na myśli dostęp do zdrowej i wysokiej jakości żywności, o którą na wsi znacznie łatwiej.

Czy ludzie, których Pan spotyka w mieście, też oceniają żywność produkowaną przez polskich rolników jako zdrową i wysokojakościową?

Ja tak uważam i widzę, że osoby, które spotykam w miastach, mają podobne spojrzenie. Żywność produkowana przez polskich rolników oceniana jest lepiej niż żywność z innych krajów, zwłaszcza z Europy Zachodniej, w której rolnictwo postrzegane jest jako bardziej przemysłowe.

Jest Pan rolnikiem, więc zna Pan smak dobrej żywności. Czy mieszkając w mieście łatwo o produkty dobrej jakości?

Racja. Wiem, jak powinny smakować świeże warzywa czy dobre mięso. Dobrej jakości produkty to podstawa mojej sportowej diety. Myślę, że obecnie również w miastach nie ma problemu z dostępem do takich artykułów, choć ich zakup wymaga czasem więcej zachodu. Osobiści chętnie odwiedzam miejskie ryneczki, na których można kupić produkty przywiezione ze wsi. Oczywiście, jeśli mogę, zawsze wybieram polską żywność.

PARTNER RUBRYKI

"JEST ROLNIK, JEST ŻYWNOŚĆ"