W piątek informowaliśmy o tym, że w naszych rodzimych portach cena pszenicy przekroczyła wartość 1900 zł/t, a kukurydzy 1600 zł. Wiele wskazuje na to, że to nie koniec wzrostów, bo giełdy nadal odnotowują podwyżki. Poza tym, cały czas słabnie złoty i to chyba tylko kwestia dni, kiedy 1 euro przekroczy wartość 5 zł.

Dzisiaj okazuje się, że ta cena w portach jeszcze wzrosła do ponad 2 tys. zł/t, o czym poinformowała na Twitterze Monika Piątkowska, prezes Izby Zbożowo-Paszowej. W skupach z kolei pszenica kosztuje już nawet 1750 zł/t.

Wiele też wskazuje na to, że mogą podnieść się ceny nawozów, bo bardzo mocno wzrosła cena gazu.

Mimo wysokich cen płodów rolnych, dla rolnika koszty produkcji cały czas wzrastają.

- Wojna w Ukrainie przyniosła rekordowe wzrosty notowań pszenicy na giełdach towarowych, zwłaszcza na giełdzie w Chicago, gdzie kontrakt majowy w ciągu tygodnia zyskał aż 40%!!! Obserwowano także bardzo duże zaangażowanie kapitału spekulacyjnego, który wykorzystuje dramat w Ukrainie do gry na wzrosty cen. W tej sytuacji kapitał spekulacyjny powinien mieć ograniczony dostęp do giełd handlujących żywnością – informuje na swoim blogu Mirosław Marciniak z InfoGrain.

Jednocześnie podkreśla, że eksport zbóż z Ukrainy oraz Rosji zmalał praktycznie do zera. - Importerzy, którzy dokonali zakupów pszenicy i kukurydzy z regionu Morza Czarnego, próbują dokonywać zakupów zastępczych, zwłaszcza z Unii Europejskiej - zaznacza.

Źródło: Twitter
Źródło: Twitter

Ograniczony eksport z Ukrainy

- Ukraina wprowadziła licencje eksportowe na swoje kluczowe produkty rolne: pszenicę, kukurydzę i olej słonecznikowy, agencja informacyjna Interfax Ukraine powołała się na niedzielną rezolucję rządu – podało Reuters. Tego można było się spodziewać, że eksport z tego kraju nie będzie możliwy, bo on sam w zasadzie zamarł razem z rozpoczęciem wojny.

- Agresja Rosji na Ukrainę wywołała skokowy wzrost cen zbóż na giełdach światowych w obawie przed nieuchronnymi zakłóceniami w eksporcie. Międzynarodowe firmy handlowe zawiesiły działalność na Ukrainie, a eksport z Ukrainy wstrzymany - operowanie w portach jest zbyt niebezpieczne – poinformowała na Twitterze Monika Piątkowska, prezes Izby Zbożowo-Paszowej.

W piątek informowaliśmy, że również Węgry chcą zakazać eksportu swoich produktów rolnych. W podobnym tonie wypowiadała się też Bułgaria. Ale jak się okazało, w wypadku tego pierwszego kraju to jest bardziej kontrola eksportu, niż zakaz.

Poza tym, specjaliści rynku zauważyli, że działania takie krajów Unii Europejskiej nie mają podstawy prawnej. A kroki takie muszą podjąć ewentualnie wszystkie kraje UE.

Co może być zatem rozwiązaniem? Zdaniem Marciniaka, co zakomunikował na Twitterze, najbardziej racjonalne rozwiązanie to wprowadzenie limitów eksportowych w UE do końca sezonu.

Co w tej sytuacji powinna zrobić Polska, czy też wprowadzić ograniczenia? Na ten temat na razie nie ma żadnych informacji. Ale jeszcze na początku wojny, pisząc o jej skutkach dla rynku zbóż, Mirosław Marciniak podkreślał, że chce uspokoić tych, którzy już wieszczą deficyt zbóż w kraju. - Na chwilę obecną Polska wciąż dysponuje znaczącą nadwyżką pszenicy i bardzo dużą nadwyżką kukurydzy, więc nie ma mowy o deficycie zbóż w końcówce sezonu – podkreślał analityk.

Z kolei pojawiła się też informacja, że rosyjskie ministerstwo rolnictwa zmieniło podatek eksportowy na pszenicę, jęczmień i kukurydzę na tydzień 11 marca 2022 do 15 marca 2022. Info poniżej.

A jeszcze na początku konfliktu, kraj z innej części świata – Argentyna – jak informował Reuters, powiadomiła, że ustanowi mechanizm kontroli krajowych cen pszenicy i złagodzenia inflacji żywności, ponieważ światowe ceny osiągnęły szczyt od 14 lat po inwazji Rosji na Ukrainę. Konkretnie za każdą tonę pszenicy zgłoszoną do eksportu, firmy będą musiały przekazać 1 proc. na fundusz, z którego będzie subsydiowana żywność na rynkach lokalnych.

Środki produkcji kupisz na Giełdzie Rolnej.

Pogoda również jest ważna

- Rynek zapomniał dziś o pogodzie, koncentrując się na wojnie w Ukrainie. A półkula północna właśnie wchodzi w okres, który zdecyduje o kształcie strony podażowej w nadchodzącym sezonie – przypomniał Mirosław Marciniak.

Tymczasem jak podawał Reuters, minister rolnictwa Chin powiedział pod koniec ubiegłego tygodnia, że stan pszenicy ozimej może być najgorszy w historii w tym kraju. Tym samym wzbudził obawy o dostawy zboża u największego konsumenta pszenicy na świecie.

- Przemawiając do dziennikarzy na marginesie dorocznego posiedzenia parlamentu tego kraju, minister rolnictwa i spraw wiejskich Tang Renjian powiedział, że rzadkie ulewne deszcze w zeszłym roku opóźniły siewy około jednej trzeciej normalnego areału pszenicy – czytamy na reuters.com.