Ukraina zniosła zakaz uprawiania modyfikowanego zboża w grudniu 2013 roku. Decyzja ta spotkała się z bardzo chłodnym przyjęciem rosyjskich mediów, które uważały, że żywność GMO zaleje Ukrainę, ten „kosz chleba” Europy, a kraj ten stanie się polem doświadczalnym dla firm biotechnologicznych w rodzaju Monsanto.

Gdy weźmiemy pod uwagę, że tuż za naszą granicą rosną hektary zbóż, które nie mają prawa wjazdu na nasz teren, można zadać pytanie, co się z nimi dalej dzieje. Ukraina jest wielkim producentem zbóż, a import jej zbóż do Polski i Unii Europejskiej wciąż rośnie. Po korzystnej decyzji Komisji Europejskiej, która pozwoliła w sierpniu na bezcłowy wjazd zboża z Ukrainy, zboże ruszyło szerokim nurtem.

W ubiegłym roku do Polski przyjechało od stycznia do września 2016 r. 5,4 tys. ton pszenicy oraz 149,3 tys. ton kukurydzy z tego kraju. Jak obliczyło ministerstwo rolnictwa, import pszenicy z Ukrainy stanowił ok. 1 proc. całej sprowadzonej pszenicy do kraju, ukraińska kukurydza odpowiadała za ponad połowę (52 proc.) ogólnego przywozu kukurydzy. Coraz większą rolę odgrywa kukurydza paszowa, w większości przywożona do Polski poza preferencyjnymi kontyngentami.

Rolnicy, dla których ukraińska pszenica czy kukurydza jest konkurencją, zaczęli się skarżyć na zaniżanie cen i na niską jakość importowanego zboża. To jednak nie koniec problemów z importem z Ukrainy.

Prawo naszego sąsiada dopuszcza uprawy modyfikowanej genetycznie pszenicy, rzepaku oraz kukurydzy. Zarzut, że polskie służby nie kontrolują na granicach importowanego  z Ukrainy zboża podniósł ostatnio na łamach Farmera Rafał Mładanowicz, prezes Krajowej Federacji Producentów Zbóż. Wskazał on wtedy, że na Ukrainie są dozwolone zboża GMO, pszenica genetycznie modyfikowana i rzepak. które są zakazane w Unii Europejskiej, a jego zdaniem - pod tym kątem nikt nie bada importowanego zboża.  

Powstaje pytanie,  czy i w jakim zakresie Polska bada, czy na nasz teren nie wjeżdżają niedozwolone uprawy. „Pod jakim kątem Polska bada jakość zboża importowanego z Ukrainy” – zapytaliśmy więc resort rolnictwa. Biuro prasowe odpisało, że importowane zboże podlega kontroli przez Inspekcję Jakości Handlowej Artykułów Rolno-Spożywczych, Państwową Inspekcję Sanitarną, Państwową Inspekcję Ochrony Roślin i Nasiennictwa oraz Inspekcję Weterynaryjną. 

Skontrolowali ułamek procenta importowanej pszenicy, nic nie znaleźli

Pogłoski na temat fatalnej jakości zboża przyjeżdżającego z Ukrainy pojawiają się regularnie, jednak, zdaniem Krzysztofa Jurgiela – nie znajdują potwierdzenia w rzeczywistości. Minister, odpowiadając w grudniu 2016 r. na zapytanie Wielkopolskiej Izby Rolniczej, poinformował, że od lipca IJHARS, PIS, PIORIN oraz Inspekcja Weterynaryjna zaostrzyły kontrole zbóż sprowadzanych z Ukrainy, zwłaszcza właśnie pszenicy i kukurydzy.

Zgodnie z danymi Inspekcji Weterynaryjnej w okresie od stycznia do września 2016 r. skontrolowano m.in. 149 tys. ton kukurydzy (czyli, zgodnie z powyższymi danymi, całość importu z Ukrainy) oraz i 204 tony pszenicy (a to jest jedynie ułamek procenta zaimportowanej do Polski pszenicy). Kontrolerzy nie mieli zastrzeżeń.

W 2017 roku kontroli zboża pod kątem GMO zboża wjeżdżającego do Polski spoza Unii Europejskiej (w więc nie tylko Ukraina) będzie dokładnie… 401. Za 200 jest odpowiedzialna Państwowa Inspekcja Sanitarna, za 201 – Generalna Inspekcja Weterynaryjna.

IJHARS – nie 

Główną inspekcją, która kontroluje produkty spożywcze w Polsce, jest Inspekcja Jakości Handlowej Artykułów Rolno-Spożywczych. IJHARS poinformował, że inspekcja faktycznie nadzoruje jakość artykułów rolno-spożywczych, zwłaszcza przywożonych spoza państw członkowskich UE. Kontroluje wprawdzie zboże – przeznaczone na cele spożywcze – nie bada jednak poziomu zawartości mykotoksyn, substancji zanieszczyszczających (np. metali ciężkich), pozostałości środków ochrony roślin oraz obecności GMO w zbożach. W ubiegłym roku Inspekcja skontrolowała 306 partii zbóż z Ukrainy, łącznie ponad 26 ton, ale, jak pisaliśmy – nie pod kątem obecności GMO.

PIS – czasem 

200 kontroli rocznie – tyle kontroli pod kątem zawartości GMO planuje Państwowa Inspekcja Sanitarna. Na wszystkich granicach. Urząd ten przeprowadza kontrole bezpieczeństwa żywności wyprodukowanej oraz wprowadzanej do obrotu w Polsce. Może też prowadzić kontrole na granicy – dla żywności pochodzenia niezwierzęcego spoza EFTA.

PIS w ramach corocznego "Planu pobierania próbek do badania żywności w ramach urzędowej kontroli i monitoringu" bada ziarna zbóż i przetwory zbożowo-mączne pochodzenia krajowego, z innych krajów Unii Europejskiej oraz z importu z krajów trzecich. Próbki badane są pod kątem – właśnie GMO, poza tym - pozostałości pestycydów, metali szkodliwych dla zdrowia, 3-MCPD, mikrobiologii, mykotoksyn, etc.  Plan przewiduje pobranie 200 próbek w kierunku GMO – żywności zarówno krajowej, jak i importowanej. 

Aktualnie przepisy unijne nie przewidują jakichś szczególnych obostrzeń dla zbóż z Ukrainy, również pod kątem GMO, dlatego kontrole PIS opierają się o przepisy polskie. Takie obostrzenia wprowadzono na przykład wobec ryżu chińskiego, gdzie Komisja Europejska nakazała kontrolę z próbkami 100 proc. przesyłek z Chin. PIS sprawdza dokumentację importowanego zboża, obecność wyników badań na spełnianie wymagań UE i prowadzi kontrolę identyfikacyjną. 

Próbki do badań w ramach kontroli granicznej, również w kierunku GMO, są pobierane na podstawie oceny ryzyka. Czyli w wypadku podejrzeń lub braku dokumentacji. PIS zaznacza jednak, że do tej pory system wczesnego ostrzegania o niebezpieczeństwie żywności RASFF nie ostrzegał o GMO w zbożu pochodzącym z Ukrainy.

Co widać na oko? Nic

Czy pszenicę GMO można odróżnić na pierwszy rzut oka od normalnej pszenicy? – Nie jest do odróżnienia – odpowiedział ekspert z Państwowej Inspekcja Ochrony Roślin i Nasiennictwa. Zastrzega, że w Europie trudno znaleźć pszenicę modyfikowaną genetycznie, „chyba że akurat złośliwie ktoś by przywiózł”. Pszenicy mamy kilka tysięcy odmian w obrocie, w UE na pewno około tysiąca. 

Tyle że… zapytani o kontrole pod kątem GMO importowanej z Ukrainy pszenicy czy rzepaku, rzecznik PIS odpowiada, że kontrola materiału nasiennego, paszowego, jakości handlowej artykułów rolno-spożywczych oraz upraw w kierunku GMO nie leżą w kompetencjach PIS, ale organów podległych pod ministerstwo rolnictwa.   

201 kontroli na wszystkich polskich granicach UE

Wracamy więc do kolejnego nadzorowanego przez ministra rolnictwa urzędu, czyli Nadzoru Inspekcji Weterynaryjnej. Ta z kolei kontroluje importowane produkty roślinne przeznaczone do żywienia zwierząt. Czy także pod kątem GMO?    

– Tak, jest określona liczba próbek do pobrania w ramach GMO i one są badane i w tym roku liczba prób została zwiększona 4-krotnie – powiedział Paweł Mackiewicz z Głównego Inspektoratu Weterynarii. - W tym roku będzie 201 kontroli z próbkobraniem – dodał. Chodzi o wszystkie granice zewnętrzne Unii na terytorium Polski, czyli także przejścia w Gdyni, Gdańsku, Świnouściu, gdzie przypływają statki i granice z Białorusią, Ukrainą i Obwodem Kaliningradzkim.

Część kontroli polega jedynie na badaniu dokumentacji. - Gdy producent zadeklarował obecność GMO, to nie zawsze jest konieczność pobierania próbek, by potwierdzać coś co zostało zadeklarowane. Ale możemy kontrolować, czy to jest dozwolona modyfikacja. Może być deklaracja obecności GMO, ale potencjalnie jest ryzyko występowania niedozwolonej modyfikacji – wyjaśnił Paweł Mackiewicz.

"Kontrole graniczne to absolutnie nie nasz obowiązek"

Państwowa Inspekcja Ochrony Roślin i Nasiennictwa, jak informuje ministerstwo rolnictwa, wzmocniła dotychczasowy monitoring zbóż niepodlegającej granicznej kontroli fitosanitarnej – w ten sposób będzie sprawdzane co najmniej 10 procent transportu z Ukrainy. Ten urząd również może kontrolować zboże na granicy, importowane z państw trzecich. Celem tej kontroli jest niedopuszczenie do wprowadzenia organizmów szczególnie szkodliwych dla roślin. Ta kontrola, jak napisało w liście do WIR ministerstwo, nie bada cech jakościowych oraz ewentualnej obecności w substancji niebezpiecznych dla zdrowia.  

Tyle że… – My jesteśmy inspekcją ochrony roślin i nasiennictwa, a zboże konsumpcyjne nie podlega naszej służbie – wyjaśnił jeden z urzędników PIORIN.  Nie kontrolujemy tego zboża na granicy, ponieważ to absolutnie nie jest nasz obowiązek - dodał. Wyjaśnił, że inspekcja jest zainteresowana zbożem, gdy przychodzi materiał siewny, „przy czym i tak możliwości sprowadzenia materiału siewnego z Ukrainy na obszar Unii Europejskiej nie ma” , takiego importu nigdy nie było, a dziś byłby on dodatkowo niezgody z decyzją UE. 

Czy Polska kontroluje więc importowane zboże? Tak, urzędy planują 401 kontroli. Ale nie tylko Ukrainy, zboża które przyjeżdża do Polski trzema granicami lądowymi – Ukrainy, Białorusi, Kaliningradu i do wszystkich portów morskich.