Ten temat jest chętnie podejmowany przez polityków, a także rolniczych związkowców. Niestety, żadna z wymienionych stron nie przedstawia konkretów. Wciąż tylko słyszymy o milionach ton, które wjeżdżają do Polski, o tym, że Polska jest największym importerem zbóż z Ukrainy, a także o tym, że jesteśmy krajem tranzytowym dla ukraińskich zbóż w drodze na zachód Europy. Autor jednak zastrzega, że nie ma żadnego interesu w obronie ukraińskiego eksportu, a celem poniższego artykułu jest obalenie narosłych przez ostanie lata mitów. Opiera się na danych z Krajowej Administracji Skarbowej oraz Komisji Europejskiej.
Czy ukraińskie zboża zalewają Polskę?
To chyba najczęstszy argument jaki jest podnoszony przez polityków, związkowców, a także rolników. Niejednokrotnie spotykamy się z opiniami, że miliony ton zbóż przekraczają naszą granicę, co z kolei negatywnie wpływa na ceny w kraju, zwłaszcza na południowym wschodzie.
Czy Polska faktycznie importuje miliony ton zbóż z Ukrainy? Dane z Krajowej Administracji Skarbowej w jednoznaczny sposób temu zaprzeczają. W ciągu ostatnich 3 lat, tylko w sezonie 2018/19 udało się zaimportować 265 tys. ton zbóż, z czego 219 tys. ton kukurydzy. W bieżącym sezonie (dane od lipca do marca) import zbóż z Ukrainy wynosi zaledwie 10 tys. ton (!).
Znacznie większy import zbóż jest realizowany z krajów wspólnoty, główne z Czech i Słowacji. W bieżącym sezonie import pszenicy z tych dwóch krajów wynosi 243 tys. ton, podczas gdy import kukurydzy z Czech, Słowacji oraz Węgier wynosi 95 tys. ton.

Warto także zwrócić uwagę na fakt, że Polska jest zdecydowanie większym eksporterem, niż importerem zbóż. Znaczący wzrost eksportu dotyczy przede wszystkim bieżącego sezonu, gdzie do końca marca wyeksportowano aż 5.1 mln ton, z czego 2.8 mln ton pszenicy i 1.12 mln ton kukurydzy.

Do Polski wjeżdżają wahadła z ukraińskimi zbożami?
Rolnicy z terenów przygranicznych donoszą, że codziennie do Polski wjeżdżają wahadła z ukraińskimi zbożami. To, że wjeżdżają akurat jest prawdą. Tylko, czy rolnicy zadali sobie pytanie, co tak naprawę przewożą? Według oficjalnych danych (KAS), w minionym sezonie do Polski trafiło aż 647 tys. ton śruty słonecznikowej, sojowej oraz rzepaku. W bieżącym sezonie (lipiec/marzec) do Polski wjechało już 546 tys. ton śrut oraz rzepaku. Jeśli przyjmiemy, że wahadło zabiera ok. 2 tys. ton surowca, to w minionym sezonie do kraju wjechało ponad 320 składów ze śrutami oraz rzepakiem, a w bieżącym już ponad 270 składów. Import zbóż w bieżącym sezonie na poziomie 10 tys. ton, to zaledwie 5 składów.
Nielegalny import zbóż z Ukrainy
Wielokrotnie spotkamy się z komentarzami, że do kraju trafia zboże poza kontrolą odpowiednich służb. Pytanie brzmi, w jaki sposób ma wyglądać „przemyt” zbóż przez polską granicę, która jest także zewnętrzną granicą UE? Zboża to nie papierosy, które można ukryć w skrytkach samochodów. Każda partia sprowadzanego spoza UE ziarna podlega ścisłej kontroli (także fitosanitarnej), co oznacza, że nie ma możliwości niekontrolowanego importu na dużą skalę. A jeśli tak jest, to dlaczego nikt nie zgłasza tego do organów ścigania – w końcu taki proceder jest nielegalny.
Padają także argumenty, że ukraińska kukurydza wjeżdża do Polski przez Słowację. Tyle, że Słowacja ma dokładnie takie same procedury. A poza tym, transport ukraińskich zbóż tą drogą nie ma uzasadnienia ekonomicznego. Co więcej, dane z Komisji Europejskiej jednoznacznie pokazują, że import ukraińskiej kukurydzy do Słowacji jest marginalny. W sezonie 2018/19 wynosił zaledwie 3.4 tys. ton, podczas gdy w obecnym sezonie to 3.5 tys. ton.
Czy import zbóż z Ukrainy się kalkuluje?
Czy ukraińskie zboża faktycznie są tak atrakcyjne cenowo dla krajowych przetwórców? Import pszenicy spoza UE jest obłożony cłami w wysokości aż 95 euro/t. Jest możliwość importu pszenicy w ramach kontyngentów, jednak i w tym przypadku cła wynoszą 12 euro/t. To tłumaczy marginalny import pszenicy do kraju spoza UE.
W przypadku kukurydzy mamy do czynienia z tzw. „cłami ruchomymi” opartymi o ceny kukurydzy amerykańskiej (zbyt niskie ceny za oceanem powodują, że KE uruchamia cła). Przez ostatnie lata stawka importowa wynosiła zero. Jednak ostatnie przeceny za oceanem uruchomiły cła, które w chwili obecnej wynoszą 10,4 euro/t.
Import ukraińskiej kukurydzy do Polski ma sens jedynie w momencie, kiedy krajowe ceny znajdują się na wysokim poziomie, tak jak miało to miejsce w sezonie 2018/19. Wtedy do kraju wjechało 219 tys. ton ziarna. W bieżącym sezonie, gdzie ceny kukurydzy znajdują się na niskich poziomach, import ukraińskiej kukurydzy wynosi zaledwie 6.5 tys. ton. W tym czasie Ukraina wyeksportował poza swoje terytorium już 28 mln ton.
Ukraińskie zboża są gorszej jakości?
Jakość ukraińskich zbóż także wielokrotnie przewijała się w dyskusji. Problem polega na tym, że nie ma danych, które potwierdziłby taką tezę (nawet krajowe służby fitosanitarne nie zgłaszają większych zastrzeżeń w odniesieniu do importowanego ziarna). Jeśli faktycznie ukraińskie zboża są tak złej jakości, to dlaczego Ukraina należy do największych eksporterów na świecie (w tym sezonie wyeksportowała już ponad 50 mln ton). Co więcej, największym importerem ukraińskiej kukurydzy jest UE, ta sama, która ma najbardziej restrykcyjne normy jakościowe na świecie. Czy unijne firmy świadomie narażałyby się na kary, przerabiając ziarno nie spełniające określonych norm?
Czy Polska faktycznie należy do największych kupujących we Wspólnocie?
Pora odpowiedzieć, na pytanie, który kraj wspólnoty jest największym importerem zbóż spoza UE i które miejsce w tym zestawieniu zajmuje Polska. Według danych z Komisji Europejskiej, największym importerem pszenicy sprowadzanej spoza UE są: Włochy, Anglia oraz Hiszpania. W przypadku kukurydzy, to odpowiednio: Hiszpania, Holandia oraz Portugalia. Polska w tym zestawieniu jest na końcu stawki.

Czy Ukraina stanowi realne zagrożenie dla polskich rolników?
Historie o ogromnym imporcie zbóż z Ukrainy nie wytrzymują konfrontacji z twardymi danymi. A ewentualne zamknięcie granic, które i tak jest mało realne (jesteśmy członkiem UE), nie będzie miało wpływu na rynek krajowy. Ukraina, podobnie jak Rosja, stanowią jednak poważne zagrożenie dla polskiego, a także całego unijnego rolnictwa.
Dalszy wzrost produkcji zbóż w tych krajach oznacza coraz większe problemy ze zbytem nadwyżek w z Polski oraz UE. I to jest właśnie największe wyzwanie, przed którym stoimy. Już dziś Rosja i Ukraina przejęły większość rynków zbytu w Afryce Północnej i na Bliskim Wschodzie, które dotychczas zaopatrywały się w ziarno z Francji oraz z krajów basenu Morza Bałtyckiego. Koszty produkcji na Ukrainie oraz w Rosji są niższe niż w UE, a dodatkową korzyścią są niższe koszty frachtu morskiego z regionu Morza Czarnego do głównych odbiorców.
Jakie wyzwania?
Mam nadzieję, że poniższym artykułem obaliłem większość mitów, które narosły wokół importu zbóż z Ukrainy. Zdaję sobie sprawę, że nie do wszystkich trafią moje argumenty i liczę się z falą nieprzychylnych komentarzy. Jednak jako osoba zajmująca się od kilkunastu lat rynkami zbożowymi, czuje się w obowiązku, aby przedstawić stan faktyczny. Raz jeszcze pokreślę, że nie występuję w roli obrońcy ukraińskich zbóż. Próbuję tylko uzmysłowić Państwu, że zbyt dużo czasu poświęcamy problemowi, który de facto nie istnieje (większe ilości zbóż trafiają do Polski zza naszej południowej granicy).
Zdecydowanie większym wyzwaniem jest zagospodarowanie nadwyżek, które mimo suszy, z jaką zmagamy się od 2 lat, wciąż są znaczące. Tylko w tym sezonie eksport zbóż z Polski wyniesie 6.5 mln ton, z czego aż 3.9 mln ton pszenicy. A dalszy wzrost produkcji za wschodnią granicą znacząco utrudni sprzedaż naszych nadwyżek w przyszłości, niekorzystnie wpływając na ceny.
Komentarze