W ostatnich dniach drastycznie spadły nie tylko ceny na rynkach światowych, ale jeszcze bardziej te w naszych rodzimych skupach. Rzepak wyceniany był jedynie na 1500 zł/t, zboża również potaniały. Co było tego powodem? Sytuację przeanalizował Marciniak.

Spadki cen surowców rolnych – maj 2023

Jego zdaniem, impulsem do wyprzedaży w minionym tygodniu okazała się decyzja o przedłużeniu korytarza zbożowego na Morzu Czarnym o kolejne 2 miesiące, tj. do 18 lipca.

- To oznacza, że Ukraina będzie mogła opróżnić magazyny przed żniwami. Eksporterzy mają jednak świadomość, że przedłużenie porozumienia nie oznacza, że będzie ono funkcjonowało bez zakłóceń – w ostatnich tygodniach strona rosyjska niejednokrotnie sabotowała działania wspólnej komisji w Stambule, odpowiadającej za inspekcję statków, przyczyniając się do znaczących opóźnień w eksporcie – pisze na blogu Mirosław Marciniak.

Jak dodaje, w zmianie trendu nie pomagają także fundamenty, zwłaszcza majowy raport USDA, w którym na szczególną uwagę zasługuje znacząca odbudowa zapasów kukurydzy oraz soi w nadchodzącym sezonie. Komfortowo wygląda także światowy bilans rzepaku.

Po ile zboża – maj 2023

W Polsce obniżki były spowodowane nie tylko sytuacją światową, ale również zaproponowanymi przez rząd dopłatami.

- Tymczasem w Polsce mamy dalsze zwiększenie poziomu dopłat dla rolników, poszkodowanych importem z Ukrainy. Dopłatami do zbóż zostały objęte także gospodarstwa towarowe (do pierwszych 300 ha). Czy dopłaty to właściwy kierunek? Z pewnością stanowią ulgę dla rolników, jednak nie rozwiązują podstawowego problemu, czyli nadmiernych zapasów, z którymi wejdziemy w nowy sezon. Dziś działania ministerstwa rolnictwa polegają na „gaszeniu pożarów”, a nie na działaniach systemowych, które pozwoliłyby na uniknięcie problemów w przyszłości – uważa Marciniak.

Pogoda nadal rozdaje karty. - Biorąc pod uwagę obecny przebieg pogody, szykują się dobre zbiory zbóż i rzepaku. To samo dotyczy UE oraz Rosji, co w połączeniu z wysokimi zapasami wskazuje na utrzymanie niskich cen także w żniwa. Czy wtedy rząd także będzie dopłacał do zbóż? Na jakiej podstawie, skoro import z Ukrainy został już zatrzymany – podkreśla InfoGrain.

Brak inwestycji w infrastrukturę

Czy Polska ma gotowe rozwiązania? - Już w poprzednich wpisach zwracałem uwagę na grzech zaniechania, jakim jest brak inwestycji w infrastrukturę, zarówno logistykę kolejową, jak i porty. Dziś na siłę próbuje się przekonać społeczeństwo, że nasze zdolności przeładunkowe zbóż w portach wynoszą ponad 1 mln ton miesięcznie. Tymczasem najlepszy wynik w tym sezonie to 703 tys. ton wyeksportowane w kwietniu, a od początku sezonu, czyli od lipca 2022 roku krajowe porty przeładowały łącznie 4,7 mln ton, co daje średnią miesięczną na poziomie 520 tys. ton – zauważa Mirosław Marciniak.

Jego zdaniem, w obecnej sytuacji, inwestycje w budowę nowych terminali (chociażby w Gdańsku) to konieczność.

- To pozwoliłoby w szybki sposób rozładować krajowe nadwyżki. Dzięki temu Polska mogłaby także zarabiać na przeładunkach ukraińskich zbóż, głównie kukurydzy i rzepaku, które w dużych ilościach trafiają na zachód Europy. Polska mogłaby się także stać hubem przeładunkowym dla zbóż z Czech (które dziś wolą korzystać z portów niemieckich) czy Słowacji. Najlepszym przykładem jest Rumunia, która produkując ok. 25 mln ton zbóż, ma możliwości przeładunkowe na poziomie nawet 25-27 mln ton rocznie, przeładowując nie tylko zboża z Ukrainy, ale także Serbii czy Węgier. Tymczasem realne możliwości przeładunkowe w polskich portach to 6-6,5 mln ton rocznie – podkreśla Marciniak.