"Farmer": Wielu rolników nie sprzedaje zbóż, licząc, że ceny jeszcze wzrosną. Trzeba jednak uczciwie przyznać, że są one na całkiem przyzwoitym poziomie. Co doradziłby Pan rolnikom: sprzedawać ziarno czy może jeszcze poczekać?

Stanisław Kacperczyk: Wcale nie jest tak kolorowo, jak niektórym mogłoby się wydawać. Owszem, ceny, które są prezentowane przez zintegrowany system ministerialny, wyglądają przystępnie. Czytam, że za tonę można otrzymać 720 zł. Pięknie, ale gdzie są takie sumy? Może jedynie na Mazowszu i na północy kraju. Na wschodzie za tonę dostaniemy jakieś 600 zł z groszami. Taka cena jest absolutnie nie do przyjęcia, bo nie pokrywa nawet kosztów produkcji. Podobnie jest z cenami w portach. Tam oferują rolnikowi 700 zł, z czego po odjęciu kosztów transportu pozostaje mu 600 zł "z kawałkiem". Dostarczając ziarno do młyna, dostaniemy 670 zł. Musimy jednak odjąć 40-50 zł za transport. Często widzę piękne stawki na MATIF, ale to, co otrzymuje polski rolnik w zakładzie skupowym, jest o kilka do kilkunastu procent niższe.

"Farmer": Jak ocenia Pan obecny stan przezimowania zbóż ozimych?

S.K.: W tym roku mamy do czynienia z normalną zimą. Nie chcę jednak chwalić dnia przed zachodem słońca, bo jeszcze sporo może się wydarzyć. W porównaniu z analogicznym okresem zeszłego roku wszystko wskazuje na to, że jest lepiej, niż było. Tym razem nie ma skoków temperatur z ciepłej aury w maksymalnie zimną. Trudno jest teraz ocenić stan ozimin w całym kraju. Zniszczenia na pewno były. Pytanie tylko, jak duże. Póki co gleba jest zmarznięta. Podejrzewam, że tam, gdzie nie było pokrywy śnieżnej, przy temperaturze poniżej -20°C mogą być niestety już jakieś szkody.

"Farmer": Polski Związek Producentów Roślin Zbożowych domagał się blokady importu nierejestrowanego zboża z Ukrainy. Ciekawi jesteśmy, co w tej sprawie zrobiło ministerstwo. Czy w tym roku także czeka nas wysoki import ukraińskiego zboża?

S.K.: Bardzo liczę na to, że zboże będzie dokładniej sprawdzane na granicy. W resorcie zawsze pojawia się argument, że do Polski nie trafia wcale tak dużo tego ziarna. Zawsze podkreślam, że to nie sam fakt dużej ilości jest problemem. Każda, nawet najmniejsza ilość dodatkowego zboża ma wpływ na ceny. Poza tym do Polski importowane jest również zboże z krajów południowych. Pomijam też fakt, że dane z granicy są mało precyzyjne, bo nie da się dokładnie sprawdzić, ile zbóż importuje się do nas. Zboże z Ukrainy bez problemu może do nas docierać także przez inne kraje.

"Farmer": W liście do ministerstwa z ubiegłego roku zauważa Pan, że należy jak najprędzej wybudować port zbożowy, który pozwoli nam zwiększyć eksport. Czy w obecnym momencie nie jest to postulat nierealny?

S.K.: Absolutnie nie zgodzę się z taką opinią. To Polska nie może sobie pozwolić na taki port, a Ukraina będąca notabene w stanie wojny, już może? Przytoczę same fakty. W ciągu 2 lat nad Morzem Czarnym ma powstać infrastruktura portowa o pojemności 5 mln t. W kolejnych latach te możliwości zostaną rozszerzone o kolejne 4 mln t. Dodam, że statki mogą przyjąć ok. 100 tys. ton załadunku. W Polsce powstają nafto- i gazoporty. Uważamy, że nadszedł czas, by zrealizować to, co przez wiele lat było nierealne. Dodam też, że to nie jest zadanie w gestii samego ministra rolnictwa. To powinien być cel całego naszego rządu. Jeśli nie będzie akceptacji i zaangażowania wszystkich resortów z premierem na czele, to z tych założeń nic nie wyjdzie.

"Farmer": A jak wygląda obecnie eksport zbóż z Polski?

S.K.: Chciałem tutaj wyrazić swoje uznanie dla firm, które przejęły znaczną część ciężaru eksportu, które zaangażowały się w to działanie i starają się zwiększać wywóz. Cały czas otrzymujemy sygnały, że ktoś potrzebuje od nas zboża. Sądzę, że eksportem powinien zająć się Elewarr. W Polsce należy stworzyć mocny lobbing eksportowy.

"Farmer": Sytuacja na rynku byłaby dużo lepsza, gdyby nie fakt, że od kilku lat spada zapotrzebowanie polskich hodowców na paszę.

S.K.: Zgadzam się. Wszyscy widzą, co się dzieje z polską hodowlą. Mamy problemy nie tylko z wieprzowiną, lecz także z drobiem i jajkami. Produkcja wieprzowiny spada na łeb i szyję. Wiele osób widzi tucz kontraktowy w samych kolorowych barwach, a nie jest tak do końca. Dziś do Polski trafiają warchlaki o wadze 20 czy nawet 30 kilogramów. Nikt nie myśli o tym, że na ich wychowanie idzie pasza z innych krajów. W momencie, gdy uświadamiamy sobie, że do Polski trafia rocznie kilkanaście milionów tych warchlaków, to straty są ogromne.

"Farmer": Kolejną bolączką, o której wspominał Pan w zeszłym roku, są śmiesznie niskie stawki za skup interwencyjny wynoszące 101 euro za tonę.

S.K.: To zauważają już wszyscy. Razem z resortem rolnictwa mówimy w tej kwestii jednym głosem i dopominamy się o podniesienie tych stawek. Jest specjalny przelicznik, w którym cena 101 euro podstawiona do wzoru określa wysokość cła. Gdy jest ona zbyt niska, to cło nie obowiązuje i tutaj jest pies pogrzebany. Jako Polska jesteśmy osamotnieni w walce o podniesienie tej stawki, bo to nie ministerstwo podejmuje decyzję. Zwyżka tej sumy jest nie na rękę krajom, które mają ogromne rynki zbytu. Niestety, nic na razie nie wskazuje na to, by miało się to zmienić.

Wywiad ukazał się w marcowym wydaniu miesięcznika "Farmer"