Taki zbożowy "trójkąt bermudzki" z niebezpieczeństwami. Wszyscy, jak jeden mąż, dążą do jednego celu, czyli tłumacząc to na język gospodarki wolnorynkowej, do zysku. I nie byłoby w tym nic zdrożnego, gdyby nie różnice w sposobach i formach jego osiągania. Część, a może nawet zdecydowana większość, dąży do osiągnięcia zysku "za wszelką cenę", dyktując te ceny. W efekcie - mamy do czynienia z paradoksem! Ten, kto jest fundamentem bytu i dobrobytu, czyli chłop, producent zbóż, staje się główną ofiarą "swawoli cenowej". Ceny dyktują punkty skupu, przetwórcy, pośrednicy i handlowcy. Ceny za niektóre zboża płacone chłopom są aktualnie nawet o połowę niższe niż w roku ubiegłym, a więc nie pokrywają nawet kosztów produkcji. A przecież chłop. To nie kogut, który jako jedyny w gospodarce rynkowej...pieje za darmo. Wykorzystują fakt dobrych urodzajów, a więc wysokiej, a nawet nadwyżkowej podaży. Twierdzą, że to "normalność", bo podaż przewyższa popyt, tyle że poziom cen, nie w ogóle, a dla producentów rolnych, określają oni, według własnego "widzi mi się". Co więcej - tanio kupując, drogo lub znacznie drożej sprzedają, bo w efekcie nie oni kupują, a konsument finalny. To takie abecadło ekonomiczne. Chłop w tym "swawolnym" procederze nie ma nic do powiedzenia. Jest przyparty do muru i stawiany przed pytaniem, jak w dramacie Szekspira o "być albo nie być". Jakby tego było mało, mimo nadwyżkowej podaży krajowej - importujemy te same asortymenty z innych krajów, np. rzepak z Rumunii. Rodzi się pytanie, czy my mamy jakąś politykę importową? Bo to przecież nie jest tzw. wymiana asortymentowa, jak w przypadku dóbr trwałej konsumpcji. Konkurencja - konkurencją, zysk - zyskiem, ale to nie są "plusy dodatnie" w dobrze pojętym biznesie, a "szarlataneria". Proceder swawoli cenowej trwa - twierdzi Mikołaj Oniszczuk, dziekan Korpusu Promotorów Eksportu Polskiego.


- Może pora w końcu, by przyjrzały mu się odpowiednie służby nadzoru i kontroli i podjęły stosowne działania? Przecież taka swawola, obojętnie czy to "zmowa", czy coś innego, to negatyw. Inni Europejczycy, w tym Czesi, Niemcy czy Francuzi, może nie do końca skutecznie, ale takim swawolom przeciwdziałają. A my - wolność i swobodę działania traktujemy nazbyt tolerancyjnie i niejako utożsamiamy ze swawolą. A to już działanie w stylu "brat brata - charata" i - mówiąc językiem chłopskim - jest wręcz grandą w biały dzień. Stoję murem za rolnikami, w tym produkującymi na eksport. A tymczasem życzyć im wypada "bon soleil" ( dobrego słońca) na czas żniw, udanych zbiorów i przyzwoitych cen w skupie płodów rolnych - dodaje Mikołaj Oniszczuk.