Wymysł czysto marketingowy, tak zostało określone znakowanie „Bez GMO” przez dr Ryszarda Kujawiaka, Szefa badań i rozwoju Sano, w komentarzu zamieszczonym na stronie Krajowego Związku Spółdzielni Mleczarskich.
– Pomysł to niefortunny, aby zdobywać rynek produktami mlecznymi od krów żywionych paszami "Bez GMO", co jest wymysłem czysto marketingowym, szczególnie jeżeli chodzi o krowy. Jak to zwykle bywa, nas fachowców o zdanie się nikt nie pyta. A prawda jest taka, że nawet gdybyśmy założyli, że GMO jest szkodliwe dla człowieka, choć badania dowodzą, że nie jest, to na pewno nie jest szkodliwe w produktach mleczarskich. Większość krów w Polsce nie je śruty sojowej, która jest praktycznie głównym i w zasadzie jedynym źródłem GMO w paszach – czytamy w komentarzu.
Od dawna podejmowane są działania w celu ograniczenia wykorzystania śruty sojowej w żywieniu bydła, których efektem jest np. wzrost udziału śruty rzepakowej w dawkach dla krów. Po części wynika to z wiszącego nad głowami hodowców zakazu stosowania pasz GMO, ale również ze stopnia zanieczyszczenia importowanej śruty sojowej.
– W najbardziej wydajnych stadach krów udział śruty sojowej w dawce nie przekracza 3 proc., podczas gdy w mieszankach dla świń udział śruty sojowej może sięgać do 15 proc., a w mieszankach dla drobiu nawet do 30 proc.. Tę niewiedzę konsumenta wykorzystuje handel, niektórzy producenci żywności oraz niektórzy politycy. Kuriozalny jest zapis, ze krowy powinny być żywione przez 12 miesięcy przed pozyskaniem mleka paszą bez GMO, aby móc na opakowaniu napisać, że produkt pochodzi od krów żywionych paszami bez GMO. Przecież wiadomo, o czym też mowa w artykule, że modyfikacje genetyczne nie przenoszą się z roślin na zwierzęta. To skąd ten zapis 12 miesięcy? – komentował Ryszard Kujawiak.
Szef badań i rozwoju Santo podkreślił, że chcąc uświadomić konsumenta obawiającego się GMO, dobrym pomysłem byłoby oznaczenie na produktach, mówiące że żadne mleko GMO nie zawiera, jednak, jak zaznaczył, polityka znowu bierze górę i podawania takiej informacji się zabrania.
Kto zapłaci za mleko bez GMO?
Konsekwencje w postaci podwyższonych kosztów produkcji mleka, konieczności certyfikacji i wydatków związanych z badaniem pasz na zawartość GMO, to nie wszystko.
– Niedoinwestowane Inspekcje zamiast skupić uwagę na sprawach niezwykle istotnych dla polskiego rolnictwa jak chociażby ASF, czy ptasia grypa zostaną obarczone kolejnym zadaniem, szukaniem GMO w paszach, co można uznać za mało istotną sprawę w stosunku do poważnych problemów jakie niosą wymienione choroby – czytamy w komentarzu.
Ryszard Kujawiak odniósł się również do sytuacji pozostałych branż zajmujących się produkcją zwierzęcą.
– Polska jest największym producentem drobiu w Unii Europejskiej. Czy nasza pozycja lidera w Europie wynika z tego, że jest to drób, który nie je pasz GMO, czy też z tego, że potrafimy wyprodukować wysokiej jakości mięso drobiowe w dobrej cenie? Zepsuć coś błędnymi decyzjami jest bardzo łatwo, a odbudowa trwa bardzo długo, a czasami jest już niemożliwa. Bo nasze miejsce zajmą inni i zamiast eksportera zostaniemy importerem żywności, z czego kilka krajów na pewno będzie zadowolonych, bo zyskają ich rolnicy i ich producenci żywności – zaznaczył Szef badań i rozwoju Santo.

WSZYSTKIE KOMENTARZE (7)