Mamy naprawdę bardzo ograniczone możliwości zbytu, zaznaczył Tomasz Kubik, prezes zarządu Zakładów Mięsnych Biernacki, poproszony o komentarz w sprawie możliwych konsekwencji ustawy o ochronie zwierząt. Jak podkreślił, analizując mapę świata pod kątem ulokowania „nadprogramowej” ilości wołowiny i drobiu wyraźnie widać, jak znikome są możliwości znalezienia nowych rynków zbytu.
Jaka jest reakcja rynku na planowane ograniczenie uboju rytualnego w Polsce?
Reakcję rynku należy rozpatrywać w dwóch kategoriach, po pierwsze reakcja rynku podaży surowca rzeźnego i reakcja rynków zbytu.
Odnośnie tego pierwszego na razie jeszcze znaczącej reakcji nie widać. Rolnicy chyba wierzą w roztropność polskiego ustawodawcy lub pokładają nadzieję w Senacie i Prezydencie. Oczywiście na wsi jest odczuwalny duży niepokój i frustracja, jednak na razie nie objawia się to ruchami cenowymi.
W 2012 r. po wprowadzeniu ówczesnego zakazu uboju religijnego ceny spadły o ok. 20 proc. lub więcej. Podejrzewam, że obecnie również należy liczyć się z takimi konsekwencjami. Choć spadek cen może być większy, ponieważ od tamtego czasu rynek mocno się zmienił, zdobyliśmy nowe rynki zbytu, umocniliśmy naszą pozycję, więc teraz ten spadek może być bardziej dotkliwy.
Natomiast na rynku odbiorców już teraz echa tego co się dzieje w Polsce docierają zagranicę. Nasi kontrahenci pytają nas jak wygląda sytuacja, na jakim etapie procedowania jest ustawa, jakie są szansę na jej wejście w życie. Oczekują odpowiedzi, ponieważ muszą wiedzieć czy w kolejnych miesiącach, czy za pół roku będziemy mogli dostarczać do nich produkty. Niestety ustawodawca, dając nam tylko 30 dni vacatio legis, stawia nas w bardzo złym świetle w oczach naszych partnerów handlowych. Staramy się ich uspokajać, ale tak naprawdę nie wiemy, jak będzie. Być może jeszcze w tym roku będziemy musieli zmierzyć się z nowa rzeczywistością gospodarczą.
Jak Pan ocenia możliwe konsekwencje wejścia w życie ustawy w niezmienionej formie?
Rolnictwo to jest system naczyń połączonych. Rolnicy i hodowcy handlują z sąsiadami, z osobami prowadzącymi produkcję roślinną i nie tylko, to jest swego rodzaju równowaga. Jeżeli teraz wszystko zakłócimy, ponieważ wypadnie nam duża część rynku wołowiny i jeszcze większa część rynku drobiu, zachwieje to całą równowagą w rolnictwie. W krótkim czasie dojdzie do spadków cen żywca wołowego i drobiowego, w dalszej perspektywie padną też hodowle ze względu na ograniczone wstawienia wynikające ze zbyt niskiej opłacalności i zbyt wysokiego ryzyka.
W końcu jak rolnik ma dzisiaj podjąć decyzję wstawieniu nowych cieląt, którymi będzie musiał opiekować się prze kolejne dwa lata zanim na nich zarobi, gdy ma na uwadze to ryzyko, które może się za chwilę urzeczywistnić. To jest za duże ryzyko, jeżeli ta ustawa wejdzie w życie to ilość wstawianych do chowu cieląt znacząco spadnie.
Jeżeli hodowla zostanie zredukowana to należy zadać sobie pytanie co z uprawami kukurydzy? Co z burakami, które owszem trafiają do cukrowni, ale wysłodki buraczane, stanowiące niejako odpad z tej produkcji, są zagospodarowane poprzez skarmianie zwierząt gospodarskich. Podobnie ma się sprawa z odpadami z produkcji drobiarskiej. Obecnie ok. 400 tys. ton rocznie jest zagospodarowywane przez norki, gdzie odpady utylizowane są w sposób naturalny. Po wprowadzeniu ustawy te odpady trzeba będzie odstawiać do zakładów utylizacyjnych, prawdopodobnie do koncernu Saria, a więc trzeba będzie zapłacić za to znacznie więcej, a po drugie koncern oczywiście wykorzysta tak duży wolumen i ceny za utylizację na pewno pójdą w górę. W związku z tym przedsiębiorcy podniosą ceny produktów, więc ostatecznie za to wszystko zapłaci też klient w sklepie - w postaci wyższej ceny.
Ustawa dotknie też rynek zbóż, ponieważ znaczne ilości zbóż wykorzystywane są do skarmiania drobiu i żywca wołowego, więc ten system naczyń połączony zostanie mocno zachwiany. Do tego należy doliczyć koszty społeczne, które moim zdaniem będą ogromne - pracownicy bezpośrednio zatrudnieni w branży przetwórstwa rolno-spożywczego, to jest kilkadziesiąt tysięcy osób, po drugie a hodowcy, a samych hodowców i producentów wołowiny jest w kraju ok. 350 tys., więc jak w tym wszystkim uwzględnimy również rodziny, to mówimy co najmniej o 1,5 mln osób bezpośrednio dotkniętych konsekwencjami tej ustawy.
Należy pamiętać też o aspektach ekonomicznych. Przecież rolników zachęcano, aby przestawiali się na produkcję żywca wołowego, ze względu na wirusa ASF i likwidację stad trzody chlewnej, a przecież takie przebranżowienie wymaga poczynienia inwestycji i modernizacji w gospodarstwach. Owszem są programy wsparcia, ale nie pokrywają one w 100 proc. niezbędnych wydatków inwestycyjnych, więc rolnicy zaciągali kredyty. O problemie tym mówią głośno banki spółdzielcze, określając jego skalę na liczoną w miliardach złotych w skali kraju, gdzie są to głównie pieniądze z banków spółdzielczych, więc przy okazji zniszczenia rolnictwa jeszcze zostanie zniszczona bankowość spółdzielcza.
Konsekwencje i implikacje tej ustawy są istotnie dalej idące niż pierwotnie brał pod uwagę ustawodawca. Szkoda, że nie zostały wcześniej przeprowadzone rzetelne analizy jej wpływu na gospodarkę, bankowy system finansowy i kwestie społeczne.
Pozostaje też sprawa młodych rolników. Wielu z nich pracuje na gospodarstwach, ma pasje związane z rolnictwem. Co teraz mają powiedzieć ojcom i dziadkom, poza tym, że już nie chcą się parać rolnictwem, ponieważ państwo funduje im coraz to nowe niespodzianki, a w rolnictwie tak się nie da, w rolnictwie mu być przewidywalność. To nie może być tak, że daje się 30 dniowy okres na odnalezienie się w nowej rzeczywistości gospodarczej.
Czy doszło już do strat, które ciężko będzie odrobić w przypadku wycofania propozycji ograniczenia uboju religijnego?
Jeszcze jesteśmy na takim etapie, że te straty są niewielkie. Owszem, jest pewne zamieszanie, niepewność kontrahentów, ale jeżeli sprawa zostanie wyjaśniona szybko to straty nie powinny być znaczące. Natomiast jeśli ustawa przejdzie przez parlament bez poprawek, to będzie to etap, w którym nasi kontrahenci zaczną szukać sobie alternatywnych źródeł zaopatrzenia. Nie będą czekać na decyzje prezydenta, punktem zwrotnym będzie decyzja parlamentu.
Czy sądzi Pan, że możliwe jest podjęcie działań minimalizujących negatywne skutki planowanych zmian?
O odszkodowaniach nie ma co myśleć. W mojej ocenie będą one minimalne, a rząd będzie robił wszystko, by wypłacać jak najmniej. Może lepiej będzie w przypadku branży futerkowej, ponieważ zlikwidują całą branżę, ale w naszym przypadku pewnie powiedzą, że przecież nie likwidują branży i możemy znaleźć sobie nowe rynki.
Oczywiście są takie możliwości, jednak znikome. Spójrzmy na mapę świata zastanawiając się, gdzie uplasować ten nadmiarowy wolumen produkcji. Mamy rynki UE, jednak ciężko sobie wyobrazić, że nasi odbiorcy w UE nie wykorzystają tej sytuacji. Będą sobie zdawać sprawę, że w Polsce mamy do czynienia z nadpodażą wołowiny, więc będzie presja na obniżenie cen. Afryka Północna i Bliski Wschód, czyli tzw. MENA, plus Izrael przestaną być dla nas dostępne. Wypadniemy również z europejskich rynków takich jak Francja, Włochy, Wielka Brytania, Hiszpania, częściowo Niemcy, ponieważ przestaniemy dostarczać nasze produkty dla społeczności żydowskiej i muzułmańskiej właśnie w tych krajach. Nikt nie chce zrozumieć, że produkcja koszer czy halal to nie tylko produkcja na Izrael czy Arabię Saudyjska, ale też do ponad 30 milionowej i stale rosnąc społeczności w UE, w której konsumpcja wołowiny jest znacząco wyższa niż średnia polska czy średnia unijna. Średnia dla tej społeczności to ok. 25 kg/os./rok, średnia unijna to ok. 13 kg, a w Polsce ok. 3 kg. Do obu Ameryk nie wyślemy ani kilograma, bo Stany Zjednoczone, Brazylia, Argentyna, Paragwaj i Urugwaj, jako znaczący producenci, nie wpuszczą nas na te rynki. Dalej Afryka Środkowa i Południowa. W Afryce Południowej też niczego nie sprzedamy - te rynki nie są otwarte, a do Afryki Środkowej i tak sprzedajemy. Jest to dość ważny rynek, ale ze względu na możliwości ekonomiczne rynki te kupują od nas elementy tańsze. Pozostaje nam Azja, przy czym na Rosję i Kazachstan obowiązuje embargo, a Mongolia nie stanowi dużego i perspektywicznego rynku. Co innego Chiny, ale dla wołowiny jest to rynek nadal zamknięty i z dużym prawdopodobieństwem sytuacja ta nie zmieni się w najbliższych latach. Indie również są niedostępne, gdyż same są dużym producentem wołowiny z bawołów. Zostaje Japonia, Hongkong , Filipiny i Tajlandia. Te ostatnie dwa rynki nie zostały jeszcze otwarte, więc w najbliższym czasie nie tam raczej nie sprzedamy naszych produktów. Oczywiście jest jeszcze Australia i Nowa Zelandia… Tam sukcesów również nie wróżę, tym bardziej, że kraje te zainteresowane są eksportem na rynek UE.
Reasumując, mamy naprawdę bardzo ograniczone możliwości zbytu. Zastanawiające jest, że w taki sposób i w tak krótkim czasie chcemy się pozbyć bardzo intratnych i rozwojowych rynków - społeczności muzułmańskiej. Jest to społeczność o największym przyroście naturalnym, czyli jest to rynek stale rosnący. Decydujemy się na bardzo nierozważny krok, wycinamy się sami, wprowadzamy graniczenia, które uniemożliwiają nam dalszy rozwój, a niestety alternatywy są bardzo ograniczone, jeżeli mówimy o kwestii zastąpienia rynków, które stracimy.
Jaka jest skala produkcji w systemie halal i koszer w Państwa przypadku?
Łącznie ubój zwierząt według szczególnych metod wymaganych przez obrzędy religijne stanowi około 30 proc. naszej produkcji, z czego ubój w systemie koszer to około 10-11 proc., a w systemie halal to 19-20 proc. Odbiorcami są zarówno państwa trzecie, jak i społeczność muzułmańska i żydowska w krajach UE – głównie we Francji, Wielkiej Brytanii, Hiszpanii, We Włoszech, Holandii i Szwecji.
Czy Pańskim zdaniem ubój religijny odbiega od standardowego pod względem skali odczuwanego przez zwierzę bólu, cierpienia, czy stresu?
Pewne organizacje powołują się na badania dowodzące, że ubój rytualny powoduje duży ból i cierpienia zwierząt, jednak każdy może powoływać się wyłącznie na wyniki badań, które mu pasują, jednak warto ocenić jakość badań. W 2009 r. Komisja Europejska zleciła przeprowadzenie szeroko zakrojonych badań, aby ocenić czy ubój religijny może być potraktowany jako metoda pozwalająca zachować wymagany dobrostan ubijanych zwierząt i na podstawie tych badań ubój ten został dopuszczony w prawie. Gdyby Komisja uzyskała jednoznacznie negatywną ocenę nie doszłoby do tego. Ponadto prof. Schulz z uniwersytetu w Hanowerze prowadził badania za pomocą EKG i EEG, i wyniki jego badań jednoznacznie wskazują, że zwierzęta poddane ubojowi religijnemu nie cierpiały ani nie stresowały się bardziej niż zwierzęta ubijane metodą tradycyjną. Cały ten problem z negatywnym odbiorem uboju religijnego wynika z głębokiej niewiedzy i niechęci do zapoznania się z wynikami badań na ten temat.
Dziękuję za rozmowę.


Materiał chroniony prawem autorskim - zasady przedruków określa regulamin.
WSZYSTKIE KOMENTARZE (19)