Farmer: Minęło ponad 2 lata od afery w Kalinowie. Co przez ten czas wydarzyło się w branży, jakie jest ryzyko wybuchu kolejnej afery?

Jacek Zarzecki, prezes Polskiego Związku Hodowców i Producentów Bydła Mięsnego:
Te 2 lata od sprawy nielegalnego uboju w Kalinowie nie były łatwe dla sektora. Najpierw olbrzymi hejt na polskich hodowców i producentów żywca wołowego i gwałtowne spadki cen. Gdy już myśleliśmy, że wychodzimy na prostą to nadszedł CoviD-19 i nieszczęsna „ Piątka dla Zwierząt” więc mieliśmy trudne 2 lata. Sprawa Kalinowa powinna nas nauczyć, że musimy zmieniać prawo, ale i mentalność producentów, żeby nie dochodziło więcej do takich procederów. Każdy musi mieć świadomość, że za głupotę i skok na łatwą kasę jednej czy drugiej firmy, kilku pośredników i grupy nieodpowiedzialnych rolników zapłacą wszyscy uczciwi producenci żywca wołowego, a jest ich w naszym kraju 350 tysięcy. Czy jest ryzyko wybuchu kolejnej afery? Mam nadzieję, że nie, ale jakbym był wróżką, to już dzisiaj wskazałbym 6 cyfr z 49 i wygrałbym szóstkę w Dużego Lotka. Jednak na poważnie, to my jako branża możemy naciskać na zmianę przepisów, edukować rolników i eliminować nielegalne praktyki. Tym właśnie różni się nasza branża od innych. Nie chowamy głowy w piasek, gdy jest problem ale szukamy dobrych i skutecznych rozwiązań.

- Które ze zgłaszanych wówczas postulatów udało się wdrożyć?

Jacek Zarzecki: Mam nadzieję, że niebawem zakończą się pracę nad jednym z najważniejszych elementów postulatów Rady Sektora Wołowiny, czyli monitoring w ubojniach i na środkach transportu. Co do ogólnych zasad funkcjonowania tego monitoringu nie ma wielkich różnić pomiędzy branżą, a resortem rolnictwa. Jak zwykle diabeł tkwi w szczegółach takich jak RODO, okres przechowywania danych, kto miałby prawo wglądu do nagrań i jak je zabezpieczyć przed dostępem osób niepowołanych, czy też okres przejściowy na wdrożenie tych działań. Co do innych rozwiązań to widać, że przynosi efekt zwiększona aktywność Inspekcji Weterynaryjnej w zakresie kontroli, ale rośnie również też świadomość rolników. Łatwo to zauważyć na forach internetowych, gdy pojawia się wpis o tym co zrobić z krową kontuzjowaną, to często zaczynają padać słowa: ubój z konieczności. Jednak wydaje się, że powinniśmy nie bać się zaostrzać prawa w tym zakresie. Należy nadać IW prawo nakładania mandatów takie jakie ma np. policja. Bez prowadzenia postępowań administracyjnych, tony papierów, tłumaczeń. Jeśli jakiś zakład, przewoźnik łamie prawo, to należy mu wlepić mandat np. 5000 PLN, a nie śmieszne 500 zł i groźba zamknięcia firmy, to są jedyne rozwiązania, skuteczne. Nie stać nas na cackanie się w takich przypadkach. Mamy za dużo do stracenia.

- Czy propozycja odszkodowań za utylizację bydła jest dobrym rozwiązaniem, czy to może zażegnać problem?

Jacek Zarzecki: Ta propozycja, przewija się od czasu Kalinowa i to jest bardzo dobre rozwiązanie. Pokrycie kosztów eutanazji, wizyty lekarza i utylizacji przez Skarb Państwa w połączeniu z groźbami wysokich kar w przypadku działania niezgodnego z prawem powinna w dużej mierze rozwiązać problem. Oczywiście jestem realistą i wiem, że zawsze zdarzy się ktoś, kto będzie w ten sposób chciał zarobić ale będzie miał to utrudnione i powinien wiedzieć, że spotka go nieuchronna kara. Jednak finansowanie eutanazji, za którą dzisiaj rolnik płaci od 400 do 600 zł w zależności od wielkości zwierzęcia, to koszt i kłopot i wtedy zaczynają przychodzić do głowy głupie pomysły. Tak więc wsparcie w tym zakresie i refundacja kosztu na podstawie dokumentów i faktury wystawionej przez lekarza wpłynie pozytywne na rynek, skróci niepotrzebne cierpienie zwierzęcia, a rolnik nie będzie obciążony kosztami.

- Największe straty ekonomiczne występują w przypadku bydła pourazowego, jakie są pomysły na ochronę dochodów rolnika w przypadku mięsa pochodzącego z takiej sztuki, które jest uznawane za pełnowartościowe?

Jacek Zarzecki: To jest duży problem. Ubojnie wykorzystują ta przewagę, że ubój z konieczności musi przeprowadzić pracownik ubojni i za byka o wartości 6 tysięcy złotych, który złamał nogę proponują ochłapy, a sami zabierają często pełnowartościowe mięso. Są pewne rozwiązania w tej kwestii: ustalenie stałej stawki za ubój z konieczności, gdzie zmienną jest np. tylko ilość km od zakładu, obowiązek oceny tuszy przez kwalifikatora i wypłata według stawek obowiązujących w ubojni. Innym, lepszym rozwiązaniem jest wdrożenie ubojni mobilnych, które usługowo świadczyłyby ubój na terenie gospodarstwa i rolnik miałby wybór albo mięso zostawia sobie, albo odsprzedaje ubojni. To najlepsze rozwiązanie, dające wybór, a nie stawiające rolnika pod ścianą.

- Jak obecnie postrzegana jest polska wołowina, czy udało się odbudować wizerunek sektora?

Jacek Zarzecki: Obecnie polska wołowina ma dobrą opinię wśród klientów zagranicznych i krajowych. Spożycie w kraju mimo pandemii rośnie, rynki krajów UE i trzecich są bardzo zainteresowane polską wołowiną co przekłada się na wyższą cenę dla rolnika. Mimo, że ta cena nadal jest niższa o około 20 proc. od tej jaką uzyskują hodowcy w innych krajach UE to dzisiaj mamy najwyższe ceny od roku 2018 i to dobry prognostyk. Mam nadzieję, że gdy otworzy się w końcu rynek HoReCa w Polsce, to będzie wzrastało zapotrzebowanie na wołowinę od polskich rolników. Sprawa odbudowy wizerunku to kwestia nie tylko kampanii, jaką prowadziliśmy jako RSW w krajach UE i naszych największych odbiorców w krajach trzecich, ale przede wszystkim pokazanie, że wyciągnęliśmy wnioski z tego i wprowadzamy takie regulacje i rozwiązania, które w przyszłości uniemożliwią, czy tez ograniczą do minimum występowanie takich przypadków. Mam jednak nadzieję, że nie będziemy musieli się o tym przekonywać.