Rolnik, o którym mowa, gospodaruje we wsi Polichno, w gminie Żytno, w powiecie radomszczańskim. Dysponuje areałem 20 ha własnych użytków i gruntami dzierżawionymi od sąsiadów, którzy z rolnictwa się wycofali. Gdy przejmował gospodarstwo od rodziców, było to typowe gospodarstwo wielokierunkowe. Początkowo postawił na produkcję trzody chlewnej, ale ze względu niestabilną sytuację rynkową i problemy ze zbytem, szybko wycofał się z tego kierunku działalności. Pod koniec lat 90. przestawił gospodarstwo na produkcję bydła mlecznego. Surowiec sprzedawał do mleczarni we Włoszczowie. Doszedł jednak do wniosku, że aby produkcja była opłacalna, musi zwiększyć skalę produkcji i wydajność. W 2006 r. rolnik kupił więc oddaloną o kilkaset metrów działkę rolno-budowlaną z myślą o budowie nowej obory.

DWA ETAPY

- W gospodarstwie pomaga mi brat, który w tym czasie pracował na etacie w piekarni - opowiada Waldemar Trzaskalski. - Obaj chcieliśmy założyć rodziny, a w tym celu potrzebny był dom, który pozwoliłby nam planować przyszłość. Zdecydowaliśmy więc o budowie zarówno domu, jak i obory. Gdyby nasze plany się powiodły, obaj mielibyśmy i źródło utrzymania, i dach nad głową.

Rozbudowa starej obory nie była możliwa zarówno ze względu na jej umiejscowienie na skraju parceli, jak i na niechęć sąsiadów. W zamyśle gospodarza istniejący budynek posłużyć miał w przyszłości np. do opasu bydła, który mógłby stanowić dodatkowe źródło dochodu. Dom w surowym stanie stoi już od kilku lat. W miejscu, gdzie stanąć miała obora, spoczywają jedynie materiały budowlane, które obrastają mchem i samosiejkami drzew…

- To miała być nowoczesna obora na 40 DJP - mówi Waldemar Trzaskalski. - Działka ma łącznie nieco ponad 2,5 ha, jest więc miejsce na oborę z cielętnikiem, plac manewrowy, wiatę na maszyny, zbiornik na gnojowicę i wszystko, co konieczne do normalnej produkcji. Projekt i dokumentacja techniczna były wkrótce gotowe i nie miałem problemu z uzyskaniem warunków zabudowy. Projekt zakładał zaopatrywanie obory w wodę z wodociągu, bo gmina obiecywała przedłużyć istniejącą już w ulicy nitkę. Zakładałem oczywiście, że otrzymam dofinansowanie ze środków unijnych. Wniosek, który złożyłem w Agencji, obejmował nie tylko budowę obiektu, lecz także zakup potrzebnych maszyn, przede wszystkim ciągnika. Realizacja inwestycji była podzielona na dwa etapy.

Problemy pojawiły się już na starcie. Okazało się, że fachowiec, któremu zlecono opracowanie wniosku, popełnił błędy i trzeba je było poprawiać. Agencja przyznała jednak wreszcie dofinansowanie. Kosztorys budowy obory opiewał na kwotę 375 332 zł brutto, ale połowę pokryłyby środki ze wsparcia. Pierwszy etap inwestycji obejmował zakup maszyn, a jego realizacja była przewidziana do 2013 r. Budowa obory zgodnie z zawartą z ARiMR umową miała zostać ukończona w 2015 r. Gospodarz doprowadził do działki prąd, kupował materiały budowlane i elementy wyposażenia obory. Gdy wreszcie zaczął robić wykopy pod zbiornik na gnojowicę, okazało się, że kierownik budowy… zapomniał o zgłoszeniu rozpoczęcia robót budowlanych. Prace trzeba było przerwać, bo odpowiedzialnego budowlańca najpierw nie sposób było zlokalizować, a potem zobligować do działania. Problemy pojawiały się również przy zakupie maszyn, bo albo dostawca nie dotrzymywał terminu, albo w maszynie wykrywano usterki i trzeba było domagać się wymiany. Kolejne i najdłuższe opóźnienie wynikło zaś z faktu ciężkiego pobicia Waldemara Trzaskalskiego. Rolnik w wyniku sąsiedzkiej sprzeczki został mocno poturbowany i uderzony siekierą w głowę. Rekonwalescencja była długa, a gospodarz nie odzyskał już w pełni zdrowia. Gospodarstwem i opieką nad chorym bratem zajął się w tym czasie Jacek Trzaskalski, który musiał zrezygnować z etatowej pracy.

NAGŁA ZMIANA PLANÓW

- Kiedy tylko trochę doszedłem do siebie, wnioskowałem o wydłużenie terminu budowy obory ze względu na zaistniałe okoliczności. Niestety, termin ten przesunięto jedynie o pół roku - ubolewa Waldemar Trzaskalski. - W dodatku pozytywne rozliczenie umowy z Agencją uzależnione było od uzyskania dostępu do wodociągu, którego wciąż nie było.

W lipcu 2014 r. Waldemar Trzaskalski otrzymał z Urzędu Gminy Żytno pisemne zapewnienie, że gmina przystąpiła już do opracowania dokumentacji i projektu rozbudowy wodociągu, dzięki czemu woda zostanie doprowadzona również do działki nr 133, gdzie stanąć ma jego obora. Jesienią pełen nadziei rolnik postanowił ruszyć z budową. Wówczas okazało się, że kosztorys inwestycji jest już mocno nieaktualny. Poprzedni wykonawca zażądał zbyt wiele, a w dodatku kazał czekać na wolne terminy. Nowego, który podejmie się realizacji w tak krótkim czasie i za rozsądną cenę, znaleźć było trudno. Najgorsze jednak dopiero miało się zdarzyć…

- Zmienił się wójt i nowe władze nie chciały realizować planów poprzedników - uważa Waldemar Trzaskalski. - Chciałem się dowiedzieć, dlaczego zapowiadana budowa wodociągu nie ruszyła i kiedy doczekam się przyłącza. Bo jeśli gmina zleciła opracowanie dokumentacji wodociągu, to przecież wydała pieniądze i będą to pieniądze wyrzucone w błoto. W odpowiedzi dostałem pismo, z którego wynikało, że żadnego wodociągu nie będzie…

We wspomnianym piśmie z 11 czerwca 2015 r. czytamy: "Uchwała budżetowa Gminy Żytno na bieżący rok nie przewiduje środków na rozbudowę sieci wodociągowej w miejscowości Polichno". W kolejnych latach budowa wodociągu również nie znalazła się w planach inwestycyjnych gminy.

- Wiele razy byłem w urzędzie gminy i próbowałem rozmawiać na ten temat, ale zbywano mnie lub wypraszano - twierdzi rolnik z Polichna. - Budowy nie udało się nawet rozpocząć, bo bez wody to przecież nie miało sensu. Musiałem zwracać dofinansowanie z Agencji. W efekcie wpadłem w finansowe tarapaty, a gospodarstwo cofnęło się w rozwoju. Wciąż mieszkamy z bratem w dwuizbowej przybudówce, bo najważniejsze dla nas to zbudować oborę.

O CO CHODZI?

- Wójt obiecał pomóc, ale nic w tym kierunku nie zrobił - skarży się nasz rozmówca. - Jedyny efekt moich starań to lawina wszelakich kontroli. W wyniku jednej z nich straciłem część dopłat. Chodziło o dobrostan zwierząt, bo nie zdążyliśmy z bratem wywieźć w porę obornika. W oborze było też więcej zwierząt, bo zwiększyliśmy obsadę z myślą o zasiedleniu nowej obory. Nikt nie chciał jednak słuchać moich tłumaczeń.

- Nagle poczułem, jakby cały świat się sprzysiągł, by mi zniszczyć życie. Właścicielka wypowiedziała nam dzierżawę działki na tyłach naszej parceli, za oborą. W efekcie wywożenie obornika zajmuje kilkakrotnie więcej czasu, bo dojazd i możliwości manewrowania ciągnikiem z ładowaczem czy rozrzutnikiem są bardzo ograniczone - wyjaśnia gospodarz. - Nagle też zaczął wszystkim przeszkadzać bałagan na moim podwórzu. Ale co mam zrobić z materiałami budowlanymi? I tak znaczna ich część leży na nieogrodzonej działce budowlanej. Utopiłem w nich ponad 200 tys. zł, a teraz boję się, że wszystko mi rozkradną. Chciałem chociaż postawić na podwórzu wiatę, żeby schować maszyny, ale sąsiadom ten pomysł również się nie spodobał.

Rolnik zwraca uwagę, iż jego wieś powoli zmienia się w osadę letniskową. Działki z domkami letniskowymi zdominowały już ulicę, przy której mieszka.

- Ich właściciele nie mieli problemów z podłączeniem do gminnego wodociągu. Pewnie moja obora byłaby nie w smak letnikom? - zastanawia się głośno rozżalony inwestor. - Wielu gospodarzy we wsi rolnikami jest jedynie na papierze, by korzystać z dopłat. Być może chętniej odrolniliby grunty i również sprzedali na letniska? Bez rolnika, który chętnie wydzierżawi lub kupi każdy skrawek, pewnie byłoby łatwiej. Czy oto w tym wszystkim chodzi?

MIŁOSIERDZIE GMINY

W imieniu rolnika zwróciliśmy się do Wójta Gminy Żytno z zapytaniem, dlaczego gmina wycofała się z planów budowy wodociągu, mimo iż inwestor otrzymał wcześniej pisemne deklaracje w tym zakresie. Spytaliśmy również, czy władze zdają sobie sprawę z tego, że swymi działaniami narazili rolnika na ogromne straty i czy biorą odpowiedzialność za te decyzje. Spytaliśmy także, czy prawdą jest, że gmina była bardziej przychylna właścicielom działek letniskowych. Poprosiliśmy wreszcie o odpowiedź na najważniejsze pytanie: czy i kiedy inwestor może liczyć na doprowadzenie wodociągu?

Większość tych pytań pozostała jednak dotąd bez odpowiedzi.

W krótkiej odpowiedzi wójt Mirosław Ociepa informuje jedynie, iż temat rozbudowy wodociągu do działki nr 133 w Polichnie był wielokrotnie omawiany na sesjach Rady Gminy Żytno. "Podjęcie pozytywnej decyzji przez Radę wstrzymuje poważna wątpliwość realizacji zamierzenia inwestycyjnego przez Pana Waldemara Trzaskalskiego. Gmina przy pomocy Ochotniczej Straży Pożarnej deklarowała na czas prowadzenia prac budowlanych dostarczyć wodę na teren budowy. Z tej pomocy Pan Waldemar Trzaskalski nie chciał skorzystać" - argumentuje wójt.

Ponowiliśmy nasze zapytania, ale dotąd pozostały bez odpowiedzi. Zwróciliśmy uwagę wójta, że w całej sprawie nie chodzi przecież o dostarczenie wody na plac budowy, ale o zapewnienie dostępu do bieżącej wody, niezbędnej do przyszłego użytkowania budynku inwentarskiego. Budowa obory bez dostępu do wodociągu byłaby przecież pozbawiona sensu. Wyrokowanie w kwestii, czy inwestor odniesie sukces czy też nie, nie należy chyba do zadań samorządu? Jego rola sprowadza się raczej do zapewnienia mu optymalnych warunków inwestowania.

Artykuł pochodzi z majowego wydania miesięcznika "Farmer"