- Trzeba się zastanowić na którym etapie przerwać łańcuch choroby. Należy skupić się bardziej na samej profilaktyce, a nie tylko leczeniu zwierząt. Pamiętajmy też o tym, że lekarzy weterynarii, którzy leczą bydło jest coraz mniej. Obecnie na studiach weterynaryjnych jest ok. 90 proc. kobiet, które potem nie chcą się zająć leczeniem bydła – mówił lek. wet. Wojciech Wójcik.
- Co zrobić aby nie wzywać lekarza weterynarii? Odpowiedź jest bardzo przewrotna, otóż powinniśmy sobie znaleźć takiego lekarza weterynarii, który wprowadzi w gospodarstwie takie schematy profilaktyki, że nie będziemy musieli go wzywać – zalecał ekspert.

Wójcik wskazywał również na ważną rolę dobrostanu zwierząt w profilaktyce chorób bydła. Niekiedy wprowadzenie drobnych zmian organizacyjnych, czy rozwiązań technicznych w budynkach może przynieść nieoczekiwane zmiany.
- Pamiętajmy o tym, że jeżeli utrzymujemy bydło na głębokiej ściółce, która nie jest dobrze utrzymana, wówczas krowy niechętnie będą odpoczywały. Skoro nie będzie miejsca do odpoczynku krowy będą stały, powodując większe obciążenie nóg, a tym samym częstsze problemy z racicami. Z kolei poronienia w naszym stadzie może wynikają z tego, że łożyska po porodzie oddawaliśmy psom do zjedzenia i rozprzestrzeniliśmy sobie w stadzie w ten sposób neosporozę – informował Wójcik.
Prelegent uczulał też na sytuacje wprowadzania nowych zwierząt do stada, wskazując nowo zakupione zwierzęta jako najczęstszą przyczynę występowania i rozprzestrzeniania się chorób.
- Minimum badań, jakie powinniśmy zrobić przy zakupie zwierząt to badanie w kierunku BVD, IBR oraz paratuberkulozy, pod warunkiem, że mamy swoje stado przebadane i wolne od tych chorób. Być może do ceny zakupu będzie wówczas trzeba doliczyć 100-150 zł, ale może to zaoszczędzić wielu problemów i strat finansowych – radził Wójcik.
Komentarze