Faktem jest, że na Ukrainie hodowlą zwierząt zajmuje się co najwyżej jeden na dwudziestu rolników. Hodowla jest uważana za bardzo nieopłacalny i kłopotliwy biznes. Wcześniej – przed wojną – znacznie łatwiej było uprawiać kukurydzę, słonecznik i pszenicę, sprzedawać zboże i spokojnie czekać na kolejny sezon. Hodowla zwierząt jest znacznie trudniejsza i bardziej ryzykowna. Ponadto ceny skupu mleka oferowane przez mleczarnie ledwo pokrywają koszty jego produkcji.

Trudna sprzedaż płodów rolnych

Być może dlatego Petro Lelyk podjął niezwykłą decyzję dla ukraińskich rolników i zaczął produkować własne produkty mleczne: sery, masło, śmietanę i jogurty. Aby uniknąć uzależnienia od dużych sieci handlowych, otworzył własne sklepy, w których sprzedaje produkty. Według rolnika, teraz to jedyna rzecz, która ratuje jego biznes.

W ukraińskim gospodarstwie wytwarzane są m.in. sery i masło, fot.Lelyk
W ukraińskim gospodarstwie wytwarzane są m.in. sery i masło, fot.Lelyk

 - Na naszych polach uprawiamy kukurydzę, pszenicę, żyto, owies, soję i inne rośliny. Większość plonów jest przetwarzana na paszę dla zwierząt gospodarskich. Jednak połowa plonu: kukurydza i soja jest sprzedawana. W tej chwili, ze względu na brak możliwości sprzedaży zboża, w moich magazynach pozostaje ponad 100 ton soi. Na razie nie wiem, co z tym zrobić, mówi Petro Lelyk.

Jak wszyscy wiemy, w wyniku rosyjskiej agresji i blokowania portów morskich Ukraina straciła ponad 90 proc. swoich zdolności eksportowych. W związku z tym w tej chwili, aby sprzedać zboże, ukraińscy rolnicy muszą polegać tylko na „wąskim strumyku” na Dunaju i na kierunku lądowym na zachód – przez Polskę.

 - Niektórzy ukraińscy rolnicy próbują sprzedawać zboże bezpośrednio do Polski, ale ja tego nie zrobię. Po pierwsze, nie mam własnych ciężarówek do przewozu zboża. Po drugie, eksport nie jest łatwym zadaniem. Najpierw musisz zatrudnić specjalistę i zapłacić mu co najmniej 1000 euro miesięcznie, a do tego dochodzą też inne wydatki. To nie jest dla mnie dobre. Jedyną opcją w tym przypadku jest zjednoczenie się rolników z regionu w jakąś spółdzielnię eksportową i wspólne wysyłanie zboża do Polski. Może tak będzie – uważa Petro Lelyk.

Drogie paliwo i gaz, niedostępne nawozy

Dla naszego rozmówcy początek wojny, jak dla większości Ukraińców, był całkowitym zaskoczeniem.

Hodowla zwierząt na Ukrainie jest uważana za mało opłacalny i kłopotliwy biznes, fot. Lelyk
Hodowla zwierząt na Ukrainie jest uważana za mało opłacalny i kłopotliwy biznes, fot. Lelyk

 - Straciliśmy w porcie wagon z nawozami mineralnymi. Dzięki Bogu, że pozostałe nawozy przywieziono przez Polskę. W pierwszych tygodniach wojny wszystko było bardzo trudne: z nawozami, lekami, częściami zamiennymi, ale teraz sytuacja się poprawiła. Największym problemem jest jednak olej napędowy. Udało mi się kupić wymaganą ilość za 62 hrywny kiedy kosztował 50 hrywien, a nie można było go kupić. Ale nawet teraz na Ukrainie jest dotkliwy brak oleju napędowego i nie wiem, co bym zrobił, gdybym nie miał czasu wcześniej kupić paliwa – mówi rolnik.

Petro Lelyk, rolnik z obwodu lwowskiego. Gospodarstwo o powierzchni ok 350 ha, fot. Lelyk
Petro Lelyk, rolnik z obwodu lwowskiego. Gospodarstwo o powierzchni ok 350 ha, fot. Lelyk

Petro Lelyk, podobnie jak inni ukraińscy rolnicy, w miarę możliwości wspiera obronę kraju, przekazując pieniądze i zasoby. Ale z dnia na dzień jest ich coraz mniej, więc teraz trzeba pomyśleć o tym, na czym można zaoszczędzić.

 - Jeśli eksport zboża nie zostanie odblokowany do końca jesieni, to będę musiał siać zboże bez nawozu. W przeciwnym razie po prostu zbankrutujemy. Poza tym w zeszłym roku podrożała cena gazu, a suszenie ziarna będzie dla mnie bardzo drogie. Trudno powiedzieć, jak będzie dalej – nasz rozmówca wykonuje bezradny gest.

Na kredyt nikogo nie stać

Pan Petro chętnie wziąłby tani kredyt na rozwiązanie niektórych problemów z infrastrukturą, ale teraz jest to duży problem na Ukrainie.

 - Przed wybuchem wojny tydzień wystarczył, żebym dostała nisko oprocentowaną pożyczkę. Teraz po prostu nie są wydawane. Można pożyczyć pieniądze z banku państwowego, ale tam biorą nie 10 proc. rocznie, ale… 30 proc.. To są nierealne warunki. Co więcej, wszyscy dostawcy nasion, paliw i leków wymagają natychmiastowej pełnej zapłaty za towar, czyli trzeba gdzieś zabrać prawdziwe pieniądze – mówi Petro Lelyk.

Własne przetwórstwo pozwala przetrwać

Jego ekonomię ratuje wspomniana już hodowla zwierząt oraz przetwórstwo mleka.

 - Gdyby nie przetwórstwo mleka, to prawdopodobnie nie byłoby naszego gospodarstwa. I w ten sposób codziennie zarabiamy trochę pieniędzy, a to pomaga płacić rachunki. Do tej pory jakoś się trzymamy” – zauważa rolnik.

Chów zwierząt na ukraińskich farmach to rzadkość, fot. Lelyk
Chów zwierząt na ukraińskich farmach to rzadkość, fot. Lelyk

Petro Lelyk, podobnie jak większość Ukraińców, pokłada główne nadzieje w poprawie sytuacji z eksportem zboża w siłach zbrojnych Ukrainy.

 - Może przyniosą nam nowocześniejszą broń i jeśli Bóg da, przynajmniej do końca lata wyrzucimy najeźdźców z południowych regionów Ukrainy. Naprawdę chcę w to wierzyć, chociaż chłopakom na pierwszej linii jest to teraz bardzo trudne – podsumowuje rolnik.