- Na rynku europejskim ukształtował się pewien trend, przejawiający się wzlotami i spadkami cen. Wynika to m.in. z przyjętej polityki rolnej, wprowadzającej większą liberalizację rynku mleka, a jednocześnie odstępującej od szeregu mechanizmów stabilizujących rynek. w konsekwencji trzeba liczyć się z tym ze ceny mleka będą ulegały wahaniom – uważa dr hab. Andrzej Parzonko ze Szkoły Głównej Gospodarstwa Wiejskiego.

Jego zdaniem dobrym wskaźnikiem tych zmian jest obecnie cena oferowana w Nowej Zelandii. Jeżeli cena w Nowej Zelandii zaczyna spadać, to z lekkim przesunięciem w czasie, automatycznie następują spadki cen na rynku europejskim.

- Nie wydaje mi się, żeby w najbliższym czasie na GDT nastąpiły jakieś dramatyczne załamania, to będzie raczej łagodny trend spadkowy jeszcze przez kilka miesięcy. Ceny w Polsce będą takie jakie są na świecie. Rodzi się natomiast inny problem, jakim będzie wzrost kosztów produkcji i przetwórstwa, wynikający z rosnących cen energii. Zwiększają się także koszty pasz. Tak wiec wzrosną koszty w gospodarstwach, jak również mleczarniach, a cena za tym nie pójdzie, ponieważ jest to problem lokalny, a rynek jest globalny – twierdzi Edward Bajko, prezes zarządu Spółdzielczej Mleczarni Spomlek.

Nieco innego zdania jest prof. Babuchowski, który w czasie dyskusji z wieloma ekspertami z Komisji Europejskiej, stwierdził, że nie przesadzali z wpływem giełdy nowozelandzkiej na ceny produktów mleczarskich w Europie, szczególnie w UE.

- Jesteśmy rynkiem, który jest oddalony, inny od tego w Nowej Zelandii. Aby tą sytuację dodatkowo poprawić KE próbuje zbudować taki odpowiednik giełdy europejskiej, obejmującej produkty mleczarskie – informuje prezes zarządu, Instytutu Innowacji Przemysłu Mleczarskiego.