Coraz częściej przyczyną likwidacji małych gospodarstw jest też zmiana pokoleniowa i związany z tym brak następców, co w połączeniu z rosnącymi trudnościami w zatrudnianiu pracowników, sprawia, że starsze pokolenie rolników w coraz młodszym wieku postanawia zaniechać produkcji zwierzęcej, pozostawiając jedynie produkcję roślinną. Zaczyna więc obowiązywać zasada: albo dużo albo wcale. Łatwiej jest bowiem zakupić sprzęt warty kilkaset tys. złotych rolnikowi utrzymującemu kilkaset sztuk, niż takiemu, którego stado liczy kilkanaście sztuk. W drugim z wymienionych przykładów taka inwestycja jest wręcz niemożliwa, a przynajmniej nieuzasadniona pod względem ekonomicznym.

Sprzeczne sygnały dla rolnictwa

Z jednej strony pojawiają się zachęty finansowe w ramach WPR mające wspierać małe rodzinne gospodarstwa, o czym wielokrotnie wspominał unijny komisarz ds. rolnictwa Janusz Wojciechowski. Z drugiej zaś strony zachęty nie są na tyle atrakcyjne, aby rekompensowały dramatyczny wzrost cen środków do produkcji rolnej, tym bardziej, że wiążą się one z szeregiem zobowiązań i ograniczeń, warunkujących dostęp do tych środków.

W środowisku rolniczym pojawiają się coraz częściej głosy mówiące o rezygnacji z dopłat i oswobodzeniu się z „unijnego chomąta”. Rolnicy z hodowlą na dużą skalę wskazują, że wszelkie dopłaty w ich gospodarstwach stanowią jedynie kilka procent ogółu przychodów, przy czym muszą spełniać szereg ograniczeń. Dodatkowo duże gospodarstwa, ze względu przekroczenie pewnego progu przychodów, odcięte są od możliwości ubiegania się o środki z PROW.

Spadek wartości dopłat bezpośrednich

Uwagę zwraca również fakt, że siła nabywcza dopłat na przestrzeni lat znacznie osłabła. Relacja cen płodów rolnych do wysokości stawek dopłat bezpośrednich rozjechała się w dwóch różnych kierunkach. Kiedy Polska wstępowała do UE za stawkę hektarową dopłaty bezpośredniej można było kupić niemal 2 tony pszenicy, obecnie za dopłatę zakupimy już tylko 0,5 tony pszenicy. Podobnie sytuacja wygląda w przypadku nawozów i innych środków do produkcji rolnej.

Zwiększanie skali produkcji jest z pewnością nieuniknione, ale niesie ze sobą pewne ryzyka. Niegdyś w gospodarstwach powszechna była dywersyfikacja produkcji, czyli istniało kilka źródeł składających się na ogół przychodów gospodarstwa. Taka forma produkcji wydawała się bezpieczniejsza dla zachowania płynności finansowej, bo w przypadku pogorszenia koniunktury w jednym sektorze można było ratować się innym.

Jednak gospodarstwa poszły w kierunku specjalizacji, co zresztą w pewnym zakresie wynika z przepisów ograniczających możliwość łączenia w jednym gospodarstwie produkcji różnych gatunków zwierząt. Wobec tego cały biznesplan opiera się na koniunkturze jednego sektora, a niestety stawianie wszystkiego na jedną kartę jest ryzykownym posunięciem. Ważne jednak, żeby zwiększanie skali planować z głową i założeniach biznesplanu nie uwzględniać skrajnie wysokich stawek uzyskiwanych ze sprzedaży produktów rolnych, gdyż w przypadku załamania na rynku pojawiają się problemy ze spłatą zobowiązań.

Zwiększając skalę produkcji trzeba również bezwarunkowo zabezpieczyć bazę paszową. Zwiększając kilkukrotnie pogłowie krów musimy dla tych zwierząt zapewnić stałe i nieprzerwane źródło paszy. Dużym ryzykiem i niestety często spotykanym jest opieranie bazy paszowej na gruntach wydzierżawianych na podstawie umowy ustnej, którą wydzierżawiający może rozwiązać z dnia na dzień. Wynika to najczęściej z braku woli wydzierżawiającego do sformalizowania takiej umowy.