Obecnie hodowla norek w Danii to czysty chaos. Najpierw nakazano uśmiercenie wszystkich zwierząt, potem nakaz okazał się apelem, ostatecznie zaś ustawa nakazująca uśmiercenie norek bez względu na wystąpienie zakażenia uzyskała poparcie w parlamencie. Ponadto wprowadzano tymczasowy zakaz hodowli norek i choć obowiązywać ma on jedynie do końca 2021 r. duńscy hodowcy nie wierzą w jej odbudowę. Dodatkowe zamieszanie wprowadzają doniesienia o ciężarówkach gubiących na drogach martwe norki.
Duńskie zamieszanie z norkami trwa od jakiegoś czasu. Szczególnie głośno komentowano ogłoszony na początku listopada plan wybicia wszystkich norek w związku z wykryciem wśród tych zwierząt mutacji koronawirusa. Okazało się jednak, że do takiej decyzji nie ma podstaw prawnych, a uśmiercić można jedynie norki z ferm, w których wykryto zakażenie oraz znajdujące się w strefie promieniu 7,8 km od takich miejsc. Jednak część hodowców po apelu premier przystąpiła do działania, również na fermach nie znajdujących się w wyznaczanych strefach, w związku z czym pojawiły się pytania o prawo do odszkodowań zapowiedzianych przez rząd.
Ostatecznie zaś duński rząd zdobył w parlamencie poparcie dla ustawy nakazującej uśmiercenie norek bez względu na wystąpienie zakażenia. Dla hodowców przewidziano rekompensaty (za wartość skór i koszty operacyjne) oraz premię za pośpiech w podjęciu działań tzw. tempobonus.
Wprowadzono również tymczasowy zakaz hodowli norek, który będzie obowiązywał do 31 grudnia 2021 r. W tym w czasie niemożliwy będzie również transport żywych norek do oraz z Danii.
Jednak zamieszanie nie ograniczyło się do sfery legislacyjnej. Duńskie media w ostatnich dniach informowały o problemach w transportem uśmierconych zwierząt. W kilku przypadkach z ciężarówek wypadały martwe norki, które następnie przez kilka godzin leżały na drodze.
Billede viser bunker af døde mink på en vej https://t.co/exmdfD2jh7 pic.twitter.com/cYgyDLlu5u
— TV 2 NEWS (@tv2newsdk) November 10, 2020
Ponadto w związku z tą tzw. aferą norkową duński minister ds. żywności Mogens Jensen oświadczył w środę, że rezygnuje ze stanowiska.
Dania: Minister rezygnuje po aferze norkowej
Co na to hodowcy?
W tym całym zamieszaniu najbardziej ucierpieli hodowcy, którzy nagle zostali zmuszeni do likwidacji hodowli, będących często dorobkiem ich życia. Choć oczywiście, jak w przypadku każdej hodowli, należy pamiętać o branżach wspierających, które również ucierpią.
Czytając wypowiedzi duńskich hodowców łatwo zauważyć zgodność w kwestii całkowitego braku wiary w przyszłość duńskiej hodowli norek.
Jak podkreślał Niels Christian Poulsen, jeden z największych producentów skór norek w Danii, hodowcy chcieliby możliwości utrzymania części zwierząt hodowlanych bez względu na ich stan zdrowotny, choć oczywiście sama produkcja skór musiałaby zostać wstrzymana. Dzięki temu w przyszłości łatwiej byłoby wznowić hodowlę. „Jeśli teraz zabijemy tak wiele zwierząt, że nie będziemy mogli rozmnażać się w 2022 r.”, podkreślał hodowca w rozmowie z TV MIDTVEST pytając jednocześnie jak będzie w takim wypadku wyglądała duńska gospodarka.
Jan Obitsø również nie wierzy, że duńscy hodowcy będą mogli odbudować hodowlę norek.
– Nierealne jest myślenie, że możemy znowu zacząć. Nie da się tego zrobić i naiwnością jest w to wierzyć – mówił w rozmowie z tvmv. – Mamy sprzęt produkcyjny o wartości do 20 milionów koron, który teraz można po prostu zezłomować – dodał.
Podobne opinię przedstawił Lars Eilertsen, który od 50 lat utrzymuje się z hodowli norek.
– Zawsze byłem dumny ze swojej branży. Ale teraz moja branża została zabita, a tym samym część mnie również zginęła – mówił Eilertsen dla TV2 ØSTJYLLAND.
Eilertsen nie wierzy, że hodowla norek kiedykolwiek powróci do Danii.
– To zlikwidowanie zawodu. Jesteśmy numerem jeden na świecie. Nie ma nikogo takiego jak my. Ale nie możemy ponownie osiągnąć tego poziomu, ponieważ nie będziemy w stanie zdobyć tylu norek, aby ponownie zapełnić Danię. Nie ma tak wielu norek – mówił hodowca.
Hodowcy, dla których norki to nie tylko źródło dochodu, ciężko znosili likwidacje hodowli.
– To było trudniejsze niż się spodziewaliśmy. To był ciężki ruch dla całej rodziny – mówił dla TV MIDTVEST Jakob Blæsbjerg-Obitsø, który zgodnie z nakazem uśmiercił zwierzęta i tym samym zakończył niemal 40 letnią hodowlę.


Materiał chroniony prawem autorskim - zasady przedruków określa regulamin.
WSZYSTKIE KOMENTARZE (3)