Prezes KRD zaznaczył, że w innych krajach europejskich nie ma takiej sytuacji, a na rynku drobiu jest dużo większa stabilizacja. Przyczyn tego stanu jest kilka. Jedną z nich jest skala polskiego drobiarstwa, które w 50 proc. jest skazane na eksport. "Siłą rzeczy musimy towar wywieźć, a wywożąc go, uzyskujemy na innych rynkach niższe ceny, niż byśmy sprzedawali w kraju" - powiedział. Dodał, że towar musi być za granicą tańszy, aby konkurować z produktami lokalnymi.
Duża presja sieci handlowych
Jak zauważył, kolejną sprawą, na którą branża nie ma wpływu, jest sprzedaż na krajowym rynku. Drób w sklepach jest najtańszym mięsem - w żadnym innym unijnym kraju jego ceny nie są tak niskie. Jest to związane ze strukturą polskiego handlu i wymuszaniem przez sieci niskich cen. "Natomiast to, na co KRD ma wpływ, to na organizację branży, i jeżeli analizujemy, dlaczego ceny skupu drobiu mogą tak szybko spadać, to dochodzimy do wniosku, że to wynik braku planowania produkcji" - stwierdził Kulikowski.
Gdyby rzeźnia miała w pełni zakontraktowane uboje, to mogłaby prowadzić analizy popytu na drób i w razie konieczności wskazać hodowcy, by np. nieco zmniejszył produkcję, bo nadmiar towaru zwykle oznacza spadek cen - argumentował szef Krajowej Rady Drobiarstwa. Dodał, że zmniejszenie produkcji mogłoby polegać na zwiększeniu okresu między jednym a drugim wstawieniem kurcząt do kurnika.
Okres produkcyjny w przypadku brojlerów trwa 35-42 dni.
Kulikowski podkreślił, że takie planowanie jest niemożliwe, bo 30 proc. rynku drobiu działa poza kontraktacją. Hodowcy bez umów podejmują spekulacyjne decyzje, produkując kurczaki i nie wiedząc, czy ktoś je kupi. Jeżeli jest koniunktura, to wygrywają, ale jeżeli na rynku jest towaru zbyt dużo, to sprzedają mięso po bardzo niskich cenach, destabilizując cały rynek. Wówczas przetwórca może zaoferować sieciom niższą cenę, co powoduje, że supermarkety starają się wymuszać obniżenie ceny przez tych dostawców, którzy pracują stabilnie - tłumaczył.
Potrzebne są zmiany
Zdaniem Kulikowskiego branża drobiarska musi wprowadzić zmiany w funkcjonowaniu sektora, a podstawą powinna być umowa kontraktacji. Na tej podstawie bank powinien udzielać kredytów obrotowych, a ubojnia - współpracować z hodowcami w sprawie zwalczania chorób zakaźnych, m.in. salmonelli.
Jak mówił, "ucywilizować rynek" można np. poprzez wprowadzenie ubezpieczeń. Obecnie państwo wydaje pieniądze na wsparcie często słabych hodowców, u których występują choroby zakaźne zwierząt. W opinii Krajowej Izby Drobiarskiej lepiej byłoby, gdyby te środki przeznaczyć na dofinansowanie ubezpieczeń od ryzyka (salmonelli czy grypy ptaków) - powiedział Kulikowski. Podkreślił, że to zwykle ubezpieczyciel nadzoruje ubezpieczonego, wskazując mu słabe punkty w jego działalności, on też domaga się umów na zbyt ubezpieczonej produkcji.
Dyrektor biura KRD Dariusz Goszczyński poinformował, że Komisja Europejska wyraziła zgodę na dopłaty do ubezpieczenia związanego z ryzykiem wystąpienia salmonelli w ramach PROW 2014-2020. Pilotażowy program ruszy pod koniec roku. Na ten cel jest 200 mln zł.
Krajowa Rada Drobiarstwa - Izba Gospodarcza (KRD-IG) działa od blisko 30 lat i zrzesza ponad 100 członków reprezentujących hodowlę, reprodukcję i wylęgi, produkcję towarową drobiu i jaj, a także produkcję i sprzedaż mięsa drobiowego oraz jego przetworów i jaj konsumpcyjnych, produkcję pasz dla drobiu i produkcję towarzyszącą. Podmioty zrzeszone w KRD-IG posiadają łącznie blisko 70 proc. udziału w rynku krajowym oraz około 90 proc. udziału w eksporcie polskiego drobiu.
Komentarze