Katarzyna Gawrońska zauważa, że najdynamiczniejsze zmiany w „alternatywach” zaszły w okresie wymiany klatek, kiedy producenci podejmowali strategiczne decyzje w perspektywie długoterminowej.

- Następnie do roku 2015 działalność w tym kierunku rozwijała się wolniej, niemniej pozostając w trendzie wzrostowym. Rok 2016 był „przełomowy” z uwagi na presję płynącą z handlu nowoczesnego i HoReCa. Pomimo realnego spojrzenia, że nie jest możliwe całkowite odejście od produkcji klatkowej, dla wielu producentów stało się oczywiste, że częściowe zmiany są nie do uniknięcia w zderzeniu z trendem konsumenckim i pewnym (trudnym jeszcze do zdefiniowania) popytem na ten rodzaj produktów ze strony różnorodnych kanałów sprzedaży. Dlatego wielu producentów w Polsce podjęło decyzję o dywersyfikacji ryzyka w prowadzonej działalności, aby ustrzec się przed rynkową przegraną. Coraz większą presję na podejmowane decyzje w kierunku transformacji wywierają też działania konkurencji - mówi Gawrońska.

Branża uważa jednak, że istnieje margines udziału alternatyw do jakiego należy dążyć.

- Biorąc pod uwagę fakt, że w Polsce mamy 48 mln kur i tempo dotychczasowych zmian, oczywiste jest, że nie da się utrzymać obecnego potencjału produkcji w Polsce zamieniając ją w alternatywę z przyczyn finansowych i technicznych. A jeśli ktokolwiek używa argumentów, że możemy zredukować pogłowie kur, warto zrobić szybki eksperyment myślowy. Polska jest drugim we Wspólnocie krajem pod względem utrzymywanych na fermach kur niosek. Rezygnując z co najmniej połowy produkcji (a z pewnością to minimum którego wymagałby ten proces) podaż jaj w Polsce i na rynku w UE spadłaby tak drastycznie, że konsumenci musieliby liczyć się z podwyżkami jaj o co najmniej kilkadziesiąt procent, nie mówiąc o tym, że po prostu by ich brakowało - wskazuje Gawrońska.

Pełna treść artykułu dostępna jest na Portalu Spożywczym